Łączna liczba wyświetleń

sobota, 3 maja 2014

Liam Payne imagin

Czeeeść :)
Dzisiaj mam imagina, który ukazuje jak wielka potrafi być miłość.
Pogoda się zepsuła i majówka do kitu ;/
No, mam nadzieję, że was imagin rozgrzeje :)
Dedykacja : Liam owa ( w ramach przeprosin za rozbudzenie pod poprzednim imaginem :D )
Trzymajcie się i byle do wakacji! 
Liamkowa♥

Nowy rozdział na blogu ^^  (klikajcie xD )

Kursywa - wspomnienie
~*~ - perspektywa drugiej osoby



Liam jak co dzień właśnie kończył swoją pracę. Szybkim krokiem opuścił swoje biuro i prawie biegł do samochodu. Spieszył się do swojego domu, żony czekającej z obiadem i dzieci, które wróciły z przedszkola. Niespodziewanie zadzwonił mu telefon. Przełożył neseser z jednej ręki do drugiej i wygrzebał z kieszeni marynarki czarnego blackberry
- Halo? - powiedział  życzliwie swoim grubym głosem. Dzwonił jeden ze wspólników. Liam pochłonięty rozmową posuwał się dalej, jednak prawie w ogóle nie zwracał uwagi na to co dzieje się w okół niego. Omawiali właśnie kolejny projekt, który miał przynieść jego firmie ogromne zyski. W myślach Payne przeklinał to, ze dzisiaj parking przy biurze był cały zajęty i musiał ustawić samochód tak daleko od budynku. Jedną ręką przytrzymał telefon, druga natomiast szukał kluczyków do pojazdu ciągle idąc. To stało się nagle. Mężczyzna przechodził akurat przez jezdnię. Na raz poczuł mocne uderzenie i silny przeszywający ból. Rozległ się huk, a ciało Liama zostało wyrzucone nieco dalej. Pochłonęła go ciemność.

~*~
Zdenerwowana [T.I] trzymając na rękach małego Alana wpatrywała się w okno. Liama jeszcze nie było. Obiad na stole całkowicie wystygł. Co się dzieje? Przez sześć lat małżeństwa Liam nigdy nie spóźnił się na obiad. Zawsze był przed czasem. Jeśli już coś mu wypadło to dzwonił. W życiu nie zachował się tak jak dziś. Coś się musiało stać. Dzieci już dawno zjadły obiad. Bawiły się w swoim pokoju.  Alan był śpiący. Kobieta musiała go uśpić, już czas najwyższy. Nucąc cicho jakąś kołysankę zaczęła kołysać chłopczyka w ramionach. Jakiś czas później usnął. Ułożywszy synka w łóżeczku [T.I] spróbowała kolejny raz dodzwonić się do Liama. Za każdym razem odzywała się służbowa sekretarka. ,,Witam tu Liam Payne. Niestety w tej chwili nie mogę odebrać telefonu. Skontaktuj się ze mną później, tylko nie zapomnij". Młoda żona westchnęła i zaczęła sprzątać po obiedzie. Nawet się nie przebrała po pracy, z nerwów o tym zapomniała. Gdy już posprzątała i pozmywała wykonała kolejny już telefon. Bez zmian. Zaniepokojona udała się do pokoju dziecinnego, gdzie bawiła się pozostała dwójka. Dziewczynka uniosła swoją główkę i napotkała wzrok matki
- Mamo gdzie jest tatuś?
- Spokojnie córciu zaraz przyjedzie - odpowiedziała drżącym głosem. Nagle rozbrzmiał dzwonek telefonu. Kobieta szybko pognała i odebrała go.Z każdym wypowiedzianym przez osobę po drugiej osobie słowem [T.I] stawała się coraz bledsza. W końcu musiała przytrzymać się krawędzi komody. Kiedy się rozłączyła szybko wybiegła z domu zostawiając w nim trójkę małych dzieci. Pobiegła do sąsiadki, która była jednocześnie jej przyjaciółką
- Emily! Emily! - wołała już w drzwiach. Łzy spływały jej po policzkach.
- Co się stało? - zapytała dziewczyna zbiegając ze schodów.
- Liam miał wypadek! jest.. jest w szpitalu ja... Z nim jest źle, muszę tam jechać! Ale, dzieci....
- Spokojnie jedź do Liama. Zajmę się maluchami. Jedź do Liama - w tej samej chwili z kuchni wyszedł James, narzeczony Emily.
- Nie możesz w takim stanie prowadzić samochodu! Zawiozę cię. Liam leży w naszym miejscowym szpitalu? - zapytał wkładając jednocześnie buty.
- T..tak... Wiedziałam, ze coś się stało! On nigdy nie spóźnia się na obiad - szeptała kobieta. Emily przytulała ją dodając otuchy.
- On jest silny, wyjdzie z tego. Na pewno!
Po chwili [T.I] siedziała już w samochodzie razem z Jamesem pokonując drogę do szpitala.
- Nie możemy jechać szybciej?! On mnie potrzebuje!
- Przykro mi [T.I], ale na tej drodze zawsze w godzinach popołudniowych jest korek. Liam to mój kumpel, ja również się denerwuję.
- Przepraszam... po prostu mnie to przerasta... Tak bardzo go kocham - szeptała zdruzgotana.
- Wszystko będzie dobrze - zapewniał
- Nie lubię tych słów - odparła patrząc w okno.

Pół godziny później parkowali właśnie pod szpitalem. Trzydziestolatka wypadła z samochodu i nie czekając na Jamesa pognała do szpitalu. Po chwili przyjaciel dogonił ją i razem już szukali pokoju numer 206. Gdy tylko go znaleźli [T.I] pchnęła drzwi. James w tym czasie rozmawiał z lekarzem prowadzącym. To co kobieta tam ujrzała, całkowicie ją złamało. Jej mąż, jej kochany mąż leżał nieprzytomny i biały jak kreda. Włosy zazwyczaj postawione na żel miał skryte pod bandażem. Na nosie miał maskę tlenową. Podłączony był do respiratora, co oznaczało, ze nie może oddychać samodzielnie. W dłoń miał wkutą igłę odprowadzającą rurkę do kroplówki. Oczy miał zamknięte, rzęsy spoczywały na bladych policzkach. Pierś unosiła się ledwo, ale unosiła. Lewa ręka była złamana, tak samo jak prawa noga. Na twarzy widniały liczne zadrapania.
- Liam... Oh Liam! - załkała podbiegając do bruneta. Wtuliła się w jego tors i trzymając go za rękę wypatrywała zmian na jego twarzy.

I tak minął miesiąc. Od tamtej chwili Liam ani razu nie otworzył swoich brązowych oczu. Zapadł w śpiączkę, jego stan określany jest jako stabilny, mimo to lekarze rozkładają ręce. Nie ma pewności, czy kiedykolwiek się obudzi. [T.I] całymi dniami przesiaduje przy nim, nawet zasypia. Dziećmi zajmuje się Emily, za co brunetka jest jej bardzo wdzięczna. Brakuje jej Liama. jego śmiechu, głosu, pocałunku na obudzenie i utulenie.Jego silnych ramion i czułych gestów. Załamała się. Już dawno nie widać było u niej uśmiechu i radości. Tylko rozpacz i przygnębienie. Troskliwie go pielęgnowała. Zmieniała pościel, poprawiała koszulki, myła..... Odłączyli go już od respiratora i zdjęli maskę tlenową. Oddychał samodzielnie, ale nadal był nieprzytomny. Pielęgniarki co pewien czas zmieniały mu opatrunki na głowie i rękach. Gips z nogi został zdjęty. Ręka musiała jeszcze trochę poczekać. [T.I] nie wiedziała co robić. Dzieci coraz częściej pytały o tatę. Nie miała już pomysłów co im odpowiadać. Modliła się do Boga, aby sprawił, ze Liam otworzy oczy. Bez niego nie była sobą, nie była człowiekiem.
Aż pewnego dnia jej modły zostały wysłuchane. Liam otworzył oczy. Patrzył zdezorientowany na [T.I], która zalewała się łzami.
- Przepraszam kim pani jest? I dlaczego tu jestem? - Kobieta otworzyła oczy szeroko ze zdziwienia. Liam jej nie poznaje! Szybko pobiegła po lekarza, który zdiagnozował zanik pamięci.
- Można się było tego spodziewać, upadek był naprawdę poważny. Z czasem zanik powinien ustąpić, ale nie wiem jak długo. Zostawiam teraz państwa samych. - po tej informacji [T.I] stała zdezorientowana i onieśmielona pod drzwiami. Liam patrzył na nią nic nie rozumiejącym wzrokiem.
- Powinna pani.....To znaczy um.....
- [T.I] - szepnęła.
- [T.I] powinnaś usiąść. Wnioskuję, że jesteś moją dziewczyną tak?
- Liam gdyby to było takie proste - jęknęła, ale podeszła bliżej i usiadła przy łóżku mężczyzny.
- Nazywam się Liam? Opowiedz mi coś więcej, proszę!
- Tak, nazywasz się Liam Payne. Masz trzydzieści pięć lat, ja natomiast trzydzieści. Jesteśmy małżeństwem od sześciu lat... - brunet gwałtownie wciągnął powietrze. Nie spodziewał się, że są już małżeństwem! Jest dojrzałym mężczyzną!
- Czy my... Mamy dzieci? - zapytał drżącym głosem.
- Trójkę. Bliźniaki Thomas i Noel mają cztery lata. Mały Alan ma dopiero pół roku. - dziwnie jej było opowiadać własnemu mężowi o ich dzieciach. - Zaczekaj mam gdzieś ich zdjęcia. - przeszukała swoją torbę po czym wyciągnęła z niej portfel. Znalazła w niej trzy małe kwadraciki i pokazała je Liamowi. Brunet opuszkami palców śledził rysy twarzy maluchów.
-Są... są śliczne! - wzruszony uśmiechnął się. Nagle złapał [T.I] za rękę.
- Pomóż mi sobie wszystko przypomnieć, proszę cię!
- Oczywiście - chciała go przytulić, ale nie wiedziała jak zareaguje, więc wolała nie ryzykować.
- Kim jestem z zawodu?
- Masz własną firmę handlującą sprzętem AGD. Właśnie wychodziłeś do domu, gdy przytrafił ci się ten wypadek.... - łzy znowu spłynęły po jej policzkach. Liam otarł je dłonią.
- Nie płacz błagam cię. Daj mi czas, przypomnę sobie wszystko obiecuję!

~*~
Tydzień później został wypisany ze szpitala. Lekarz ostrzegł, ze amnezja nadal może się wdawać we znaki, ale z czasem powinna ustąpić. [T.I] starała się jak mogła aby przygotować Liama na spotkanie z dziećmi, ale to nie było takie proste. Razem ustalili, że powiedzą dzieciom, że Liam wrócił z wyjazdu służbowego. Po drodze mężczyzna kazał zatrzymać się [T.I] pod sklepem z zabawkami. Kupił w nim trzy duże misie. Kiedy przemierzali drogę Payne próbował sobie cokolwiek przypomnieć. Skupił swoje myśli w jednym miejscu...

-Thomas nie biegnij bo się przewrócisz! - Liam krzyczał ostrzegając chłopca. Miał dzisiaj wolne, więc przeznaczył ten dzień na pielęgnowanie ogrodu. [T.I] była już w zaawansowanej ciąży i odpoczywała w cieniu. Payne przycinał gałęzie krzewów, a dzieci bawiły się. Nagle usłyszeli płacz. Liam kazał zostać [T.I] w miejscu a sam pobiegł do źródła dźwięku
- Thomas mówiłem ci, żebyś uważał - zaczął kiedy podszedł do syna. Chłopiec przewrócił się na kostce i zdarł kolano do krwi. Tata wziął go na ręce i zaniósł do kuchni skąd wyciągnął apteczkę. Oczyścił i opatrzył ranę na końcu całując ja aby się zagoiła.
- No ale znamię ci zostanie niestety - westchnął przytulając Thoma.

-[T.I]! Coś sobie chyba przypomniałem! - wykrzyknął uradowany Liam. [T.I] spojrzała na niego zdziwiona odrywając na chwilę wzrok id drogi.
- Naprawdę?
- Tak! Któregoś letniego dnia, kiedy byłaś jeszcze w ciąży z Alanem pracowałem w ogrodzie.Thomas wtedy się wywrócił i miał ranę na kolanie....
- Liam! To prawda! Tą bliznę ma do dzisiaj! Liam przypominasz sobie! Amnezja ustępuje! - Już od dawna kobieta tak się nie cieszyła. Musiała uważać na drogę, ponieważ nie chciała spowodować żadnego wypadku. Dobrze, ze zbliżali się do domu.
Zaparkowali pojazd na podjeździe i ruszyli do domu. Liam był bardzo zdenerwowany. Co chwila przełykał ślinę.
- Będzie dobrze - przytuliła go brunetka dodając otuchy.
- No dobra, jestem gotów. - zdecydowanie pociągnął za klamkę wchodząc do mieszkania. Od razu został przywitany przez Emily i Jamesa, swoich przyjaciół
- Liam! Stary witaj!
- Liaaaaam! Jak dobrze cię widzieć - [T.I] obserwowała to wszystko z boku. Na jej wargach gościł uśmiech. Widziała zdezorientowanie Liama, ale też jego radość. Nagle z pokoju wybiegła dwójka dzieci.
- Tata! - to Noel. Dziewczynka podbiegła do Liama, który ją złapał i podrzucił. Zachowywał się naturalnie, aby nie pokazać dzieciom, że coś jest nie tak.
- Hej księżniczko! Stęskniłaś się za mną?
- Zawsze mówiłeś na mnie ,,kruszynko". Twierdziłeś, ze każdy tata mówi na córkę ,,księżniczka" a ja jestem wyjątkowa. - powiedziała niewinnie dziewczynka. Liam spojrzał zmartwiony na [T.I]. Zagryzła wargę smutna. Wiedziała, ze to nie jego wina.
- No tak przepraszam kruszynko. Obiecuje, ze to się więcej nie powtórzy - pocałował ją w czoło.
- tato zobacz mam nowego samochód! Wujek James mi go kupił - teraz kolej nadeszła na Toma.
- Jaki świetny! - zachwycił się ojciec. Zachowywał się tak naturalnie, może coś zaczęło mu się przypominać?
- Pobawimy się dzisiaj w wyścigi? - zapytał z nadzieją.
- Kochanie, tatuś jest zmęczony po podróży - łagodnie powiedziała [T.I]
- Daj spokój - poprosił Liam.
- No dobrze - najlepiej będzie zostawić ich samych. Dała znak Emily aby poszła po Alana. Liam w tym czasie wręczył prezenty bliźniakom. Misie naprawdę im się podobały. Nagle podniósł głowę i zobaczył prawie rocznego chłopczyka w ogrodniczkach i koszuli w kratę. Chłopczyk poraczkował do niego. Liam podniósł go i przytulił. I nagle uderzyło w niego kolejne wspomnienie.

-Liam.. Liam! To już! Odeszły mi wody..Au! - obudziły go szepty [T.I]. Jak piorun wyskoczył z łóżka pomagając podnieść się żonie.
- Jesteś pewna? - zapytał spanikowany.
- Tak! Jak boli! Auuu! - Mężczyzna w pośpiechu pakował najpotrzebniejsze rzeczy. Zajrzał szybko do bliźniaków. Spały. Pomógł ubrać się dziewczynie i sam to zrobił po czym szybko sprowadził ja do samochodu wraz z torbą. Potem obudził Emily i poprosił ją o opiekę nad dwójką dzieci. Zgodziła się i życzyła powodzenia. Jeszcze nigdy tak szybko nie jechał. Dotarł an porodówkę z [T.I] na rękach i synem w drodze. Godzinę później usłyszał cichy płacz. Był ojcem.....

- Liam? Wszystko dobrze? - troskliwy głos [T.I] sprowadził go na ziemię.
- T..tak. Przypomniałem sobie kolejną rzecz.
- Naprawdę?! Co to było?
- Obudziłaś mnie w środku nocy... odeszły ci wody.. poprosiłem Emily aby się zajęła dziećmi i pojechaliśmy do szpitala....
- O Boże Liam jest coraz lepiej!
- Gratuluje Payno! - poklepał go James - Oby tak dalej. - Liam uśmiechnął się do niego niepewnie. Usiedli do obiadu i dalej wspominali. Za każdym razem coraz więcej mu się przypominało. Wszystko szło dobrym planem.
Wieczorem, gdy [T.I] ścieliła łóżko do sypialni wszedł Liam.
- Czemu jest tu tylko jedna poduszka? - zapytał zdziwiony. Żona uniosła głowę.
- Bo ja będę spać w pokoju gościnnym. Rozumiem twoje uczucia Liam. Wiem, ze musisz przywyknąć spokojnie.
- Ale ja nie chcę spać sam! Kocham cię, mimo, ze jeszcze wszystkiego nie pamiętam. jesteśmy małżeństwem i chcę abyśmy spali razem. A co jeśli coś sobie przypomnę? [T.I] zostań, potrzebuję cię! - widziała desperacje w jego oczach.
- Dobrze, zostanę. - uśmiechnęła się. I wtedy Liam zrobił coś czego nie spodziewałby się nikt. Przytulił mocno [T.I] i ją pocałował. Namiętnie. A ona mu odpowiedziała. Bała się, ze po tym wszystkim, jak nie będzie pamiętał w ogóle nie obdarzy jej żadną czułością. Ale w końcu się przełamał! Nareszcie zaczęła dostrzegać świat w jasnych barwach

Jakiś czas później [T.I] zabrała Liama do jego własnej pracy. Liczyła, ze może tam coś sobie przypomni. Z każdym dniem było coraz lepiej. Codziennie przypominał sobie nowe szczegóły jak na przykład to, że na pierwszą rocznicę ślubu chciał zabrać ją do domku nad jezioro i po drodze zepsuł im się samochód, czy to jak na urodziny kupił jej kubek z napisem ,,Gospodyni domowa" za co odwdzięczyła mu się kubkiem z napisem ,,Najlepszy  Rolnik Na Świecie". Coraz więcej też wiedział o swoich dzieciach. Teraz czas na inne poznawanie świata.
Weszli do biura i windą wjechali na ostatnie piętro do jego gabinetu.
- To jest Twoja sekretarka i nasza znajoma - Bella. - wskazała na kobietę siedzącą za biurkiem. Dziewczyna podniosła się. Mogła mieć około dwudziestu pięciu lat. Włosy miała związane w koka, nosiła okulary i lekki makijaż. Ubrana była w czarną smukła spódnicę z wysokim stanem i wpuszczoną w nią białą koszulę. Na nadgarstku widniał złoty zegarek i kilka ładnych bransoletek.
- Witaj Liam! Jak się czujesz? - przywitała się wyciągając rękę.
- Jest dobrze. Coraz więcej rzeczy sobie przypominam - odparł z uśmiechem i po chwili się rozejrzał - Woah! To wszystko jest moje?!- rozglądał się zdziwiony.
- Oczywiście - uśmiechnęła się Bella. Liam spojrzał i nagle mu się coś przypomniało....

- Dzień dobry. Jestem Liam. Pani w sprawie pracy tak? - zapytał mężczyzna młodą dziewczynę, która właśnie weszła do jego gabinetu
- Tak jestem Bella Nillson. Szukam posady sekretarki.
- Proszę bardzo usiąść. Zadam pani kilka pytań
.....
- Gratuluję, ma pani tę pracę.
- Dziękuję, kiedy zaczynam?
- najlepiej by było jak od jutra - zachichotał Payne
- W porządku, to do jutra!

- Przypomniałem sobie właśnie naszą umowę o pracę - zwrócił się Liam do Belli.
- No to świetnie, wiedziałam, ze ci się uda. Mnie się nie zapomina - zaśmiała się dziewczyna.
- Będziemy już jechać prawda? - zapytała [T.I] - muszę nakarmić Alana.
- Tak oczywiście. Do zobaczenia Bella - pożegnał się z z sekretarką
- Do widzenia!

I w końcu po kilku tygodniach Liam odzyskał całkowicie pamięć. Był wdzięczny swojej żonie i przyjaciołom, że go nie zostawili. Zaczął spędzać z rodziną jeszcze więcej czasu niż wcześniej, a jego miłość do [T.I] wzrosła. Byli wzorem miłości. Ta przygoda nauczyła ich, ze prawdziwa miłość i oddanie mogą zaradzić wszystkiemu.





   ,,Bo­je się, że pew­ne­go dnia stracę to wszys­tko co nie dość kochałem.
Pa­miętaj i nie wa­haj się  kochać te­go co kochać warto. ''

czwartek, 1 maja 2014

Louis Tomlinson imagin




Hej tu Ruda ;)
Imagin z Louisem. ;) Historia banalna ale chcieliście coś wesołego a więc proszę.
Nie lubię pisać happy endów bo mi nie wychodzą. Nie wiem czemu. ;p
Wplątałam tu też Justina bo nie miałam pomysłu kogo by tu można dać. Mam nadzieję, że się spodoba. ;D
Dziś bez dedykacji bo nie jestem zadowolona z tej historii...

Donośny tupot obcasów rozchodził się po alejkach zatłoczonego parku. Z lekkim poirytowanie spoglądałam na zegarek wiedząc, że się spóźnię. Sprytnie wymijałam przechadzających się ludzi co raz mówiąc stłumione przepraszam. Nagle w mojej torbie usłyszałam znaną mi melodyjkę. W biegu wyszukałam komórki i natychmiastowo odebrałam.
- Halo? – furknęłam już lekko poirytowana.
-
Zaraz powinnam być na miejscu – odparłam już trochę delikatniej.
-Cholera! – krzyknęłam gdy z mojej dłoni wypadł telefon, a sama spotkałam się z zimnym chodnikiem.
- Strasznie przepraszam, nic ci nie jest? – zapytał męski głos nachylając się na mnie.
- Nie, raczej – odpowiedziałam z obojętnością i od razu podniosłam się na równe nogi.
- To moja wina. Powinienem patrzeć jak chodzę – tłumaczył się brunet.
- Nie da się ukryć. Ale teraz wybacz ale się śpieszę – odparłam i sprytnie wyminęłam przystojnego chłopaka.
Gdy byłam pewna, że jest daleko delikatnie odwróciłam się w jego stronę i przygryzłam wargę. W środku czułam pewną radość choć sama nie wiem czemu. Nagle znalazłam się pod dużym, strzelistym budynkiem. Bez zastanowienia weszłam do środka i wjechałam na ostatnie piętro. Zdecydowanym ruchem zapukałam do drewnianych drzwi i nie czekając na odpowiedź weszłam.
- Przepraszam za spóźnienie ale coś mnie zatrzymało – usprawiedliwiłam się i zajęłam  miejsce.
- Nic się nie stało i tak jeszcze nie ma managera – wtrącił Justin i lekko musną mój policzek.
- Nikt nas nie widzi nie musimy tego robić – odparłam zaszokowana jego gestem.
- To dla mnie przyjemność – na jego ustach pojawił się uroczy uśmiech a mnie zalała fala wstydu.
- Dobra możemy zaczynać – usłyszałam gruby głos dochodzący zza pleców. Mimowolnie odwróciłam się w jego stronę i posłałam promienny uśmiech do mojego szefa.  -A więc, za 2 dni jest gala rozdania nagród. Następnie bankiet na który musicie iść razem – na ostatnie słowo położył duży nacisk spoglądając na mnie.
-
[T.I] postaraj się – dodał na co ja pokiwałam głową zawstydzając się.
- To nie jej wina. Dopiero zaczyna – usprawiedliwił mnie Justin i pomasował po plecach.
- Nie macie racje. Nie za to mi płacicie. Mam być twoją dziewczyną. A to wymaga poświęcenia- odparłam bez namysłu i podniosłam się z krzesła.
-Do zobaczenia w sobotę – dodałam i opuściłam gabinet.  Nie wiem czemu ale w głowie nadal siedział mi nieznany brunet w parku. Od razu skarciłam się w myślach i ruszyłam w stronę domu aby móc wreszcie odpocząć od całego zgiełku panującego na ulicach.

Promienie słoneczne przebiły się przez ciemne żaluzje rażąc mnie tym samym w oczy. Niechętnie wygrzebałam się z ciepłego łóżka i skierowałam się do toalety. Po porannych czynnościach wrzuciłam coś luźnego na siebie i zeszłam na dół. Gdy nalewałam sobie sok do moich uszu doszedł dźwięk mego telefonu. Spojrzałam na wyświetlacz na którym widniało imię Justin. Odebrał go z lekkim uśmiechem na twarzy.
- Halo? – zapytałam upijając kolejny łyk.
- Pamiętasz o dzisiejszym spotkaniu?- czasami traktował mnie jak ostatnią sierotkę której trzeba wszystko  i o wszystkim przypominać. Lekko się uśmiechnęłam i pokiwałam głową. Po sekundzie się zorientowałam, że on mnie nie widzi.
- Oczywiście – odpowiedziałam zażenowana swoją głupotą.
- Wpadnę po ciebie około 18:00 – zakomunikował i nie czekając na moją odpowiedź rozłączył się. Jeszcze chwilę wpatrywałam się w telefon i go odłożyłam na blat. Usadowiłam się wygodnie w fotelu i włączyłam telewizor. Aktualnie leciał wywiad z „moim” chłopakiem.
„Tak jesteśmy bardzo szczęśliwi i kocham moją dziewczynę” odpowiedział blondyn na pytanie reportera. Od razu oddałam się wspomnieniom.  Załapałam szczęście za nogi które trzymam do dziś. Sama nie mogę uwierzyć, że spotkało mnie coś takiego. Gdy przyjechałam do Londynu byłam sama bez pracy bez perspektyw. Idąc ulicą zobaczyłam pewne ogłoszenie które mnie zainteresowało. Myślałam, że to casting modelek ale to tylko była przykrywka. Tak na prawdę manager Justina szukał dla niego dziewczyny na przykrywkę. To miało pomóc w jego karierze aby zdobył większą sławę. Gdy okazało się, że wybrano mnie była w siódmym niebie. Ale obiecałam sobie, że to praca i tylko praca. Justin to miły chłopak który nadawał się na związek ale nie dla mnie. Był za idealny. Traktowałam go jak przyjaciela, dobrego przyjaciela. Z którym mogłam o wszystkim pogadać i o niczym. Bałam się jednego że on poczuje coś do mnie.

W całym domu rozległ się dzwonek do drzwi. Bez zastanowienia pobiegłam je otworzyć. W progu zastałam blondyna z różą w ręce. Uśmiechnęłam się do niego i wpuściłam do środka.
- Nie trzeba było – odparłam gdy wyswobodził mnie z uścisku.
iveneverbeenafraid:

Louis Tomlinson on We Heart It. http://weheartit.com/entry/65836518/via/Dreamingaboutit
- Było trzeba – odpyskował i wręczył kwiat.  Zamiast dziękuję dałam mu całusa w policzek i byłam gotowa do wyjścia. Wielki przepych, światła jupiterów i błysk lampy od aparatu trochę mnie przytłaczał. Chwiejnym krokiem wysiadłam z samochodu i chwyciłam chłopaka pod rękę. Ze spuszczoną głową szłam przed siebie zasłaniając się od fleszy. Po paru sekundach nagle wszystko ucichło. Znajdowałam się już na moim miejscu wygodnie obserwując całe zamieszanie panujące wokół. Justin co raz do ucha szeptał mi zabawne jak i miłe słówka powodując u mnie śmiech. Nagle przerwał nam prowadzący ogłaszając, że czas zaczynać. Po męczące i nudnej uroczystości przyszedł czas na bankiet. Wszyscy goście skierowali się do Sali bankietowej aby tam zapewnić sobie rozrywkę. W dzikim tłumie zgubiłam znaną mi twarz i zostałam całkiem sama. Nie wiedząc co ze sobą zrobić postanowiłam ulotnić się w ustronne miejsce z dala of gwaru. Udałam się na świeże powietrze. Uważnie rozglądałam się za jakąś ławką którą ujrzałam już po paru sekundach. Usadowiłam się wygodnie i co raz spoglądałam w gwiazdy.
- Można się dosiąść? – nagle czyjś znany mi głos wyrwał mnie z rozmyśleń.
-Jasne, siadaj – odparłam spoglądając ukradkiem na tajemniczą postać.
-Przepraszam czy my się nie znamy? – w tym momencie uświadomiłam sobie, że to ten sam chłopak który potrącił mnie w parku. Na moje ustach powędrował uśmiech a w brzuchu poczułam dziwne mrowienie.
- Tak, to ty wywróciłeś mnie w parku – odparłam i zagarnęłam włosy do tyłu.
- Jeszcze raz przepraszam – można było na jego twarzy zauważyć wstyd. – Jestem Louis – dodał.
- [T.I] – uścisnęłam dłoń blondyna i posłałam mu przyjacielski uśmiech
 Razem z Louisem rozmawialiśmy przez cały wieczór. Spędziłam z nim naprawdę miło czas i dowiedziałam się paru interesujących rzeczy na jego temat. Jedną z nim było to, że jest członie kim zespołu i też nie lubi takich typu imprez. Nawet nie wiem kiedy już musiałam wracać. Bez żadnych namówień skorzystałam z propozycji bruneta a mianowicie odprowadzenie mnie do domu.  Od tamtej pory miną rok a ja bezgranicznie się w nim zakochałam. Niestety on o tym nie wiedział i nie mógł się dowiedzieć. To by zniszczyło mnie, Justin oraz Louisa a tego nie chcę najbardziej. Zostaliśmy przyjaciółmi  i obiecaliśmy sobie, że nic nas nie rozdzieli. Lecz mimo tego wszystkiego ja chciałam więcej. Nie wystarczały mi zwykłe spotkania na stopie koleżeńskiej. Chciałam go pocałować, przytulić powiedzieć kocham cię. Głupi kontrakt, głupie zasady. Wtulona w koc patrzyłam w okno mając nadzieję, ze nagle coś mnie olśni.  Z natłoku myśli wyrwał mnie dzwonek  do drzwi. Niemrawo odpowiedziałam proszę a zza  uchylonych drzwi pokazał się Justin.
- Hej kochanie – przywitał się ze mną czego bardzo nie lubię i pocałował mnie w czoło.
- Hej – odparłam i znów spojrzałam w okno.
- Muszę z tobą porozmawiać, poważnie – w jego głosie można było usłyszeć zdecydowanie i determinację
- O co chodzi? – zapytałam i wyplątałam się z koca. Oboje usiedliśmy naprzeciwko siebie.
- Bo wiesz znamy się już półtora roku – zaczął niepewnie – I przez ten czas poznałem cię bardzo dogłębnie...
- Justin… - zaczęłam.
- Nie przerywaj mi- wtrącił - Ja bardzo się broniłem, ale teraz już nie mogę. Kocham cię [T.I] -  wydukał spuszczając głowę. Nie miałam pojęcia jak się zachować. Co mam w takiej sytuacji zrobić.
- Justin jesteś fajnym chłopakiem. Czułym, delikatnym, ale… -  szukałam odpowiednich słów ale mi przerwano, znów.
- Ale nie jestem Louisem – odparł z kpiną w głosie.
- Przepraszam -  tylko tyle zdołałam odpowiedzieć.
- Nie masz za co. Nie można być z kimś na siłę. Kochacie się nie będę wam stał na drodze – odparł i powoli kierował się do wyjścia.
-Nasz kontrakt jest już nieważny. Szczęścia [T.I] – dodał na koniec i zatrzasną drzwi. Nagle poczułam się jakbym dostała kolejną szansę. Byłam niezmiernie szczęśliwa, a zarazem smutna. Nie mogłam sobie wybaczyć, że musiałam skrzywdzić tak bliską mi osobę. Ale musiałam walczyć o moją miłość tak jak zrobił to Justin. Bez najmniejszego zastanowienia ruszyłam do domu Louisa. Całą drogę układałam sobie w głowie to jak mu to powiem. Nawet nie wiem kiedy stanęłam pod jego apartamentem. Zapukałam niepewnie. Po paru sekundach zobaczyłam bruneta.
- [T.I] ?- spytał zdziwiony – Coś się stało?
-Nie to znaczy tak – plątałam się. Nagle pod wpływem adrenaliny wpiłam się w jego usta. Tak bardzo tego pragnęłam.
- A co z kontraktem ? – zapytał zaszokowany całą sytuacją.
- Jest nieważny. – odparła uradowana na co Louis obdarzył mnie namiętnym pocałunkiem.





    "Sa­mot­na miłość nie is­tnieje… Miłość to su­ma dwóch, wza­jem­nie za­kocha­nych osób…"

czwartek, 24 kwietnia 2014

Louis Tomlinson imagine

Hej tu Bella.
Po tych świętach nic się nie chce. Byle dociągnąć do wakacji ;)
Życzę wam powodzenia w tych ostatnich miesiącach nauki. Moje mądre ziomki

Zapraszam was na aska, gdzie możecie zadawać mi wszelkiego rodzaju pytania :)http://ask.fm/HoranFromPoland

Imaginy pokazuje, że ludzie spotkani przypadkowo mają swoją historię i watro czasami posłuchać, jaki los przytrafił się komuś innemu.
Dedykacja:  SanDru Horan [ dzięki, że jesteś ♥ ]

 PS. Zapraszam również na bloga pewnej zdolnej dziewczyny Pati, która ma naprawdę wielki talent. Polecam ;)  http://you-are-next-liam.blogspot.com


Nienawidził zapachu kawy.
Zanim zdał sobie z tego sprawę, było już za późno. Wszedł już do kawiarni. Słodki, orzechowy zapach był tak silny, że aż mdły. Jego górna warga poruszyła się w niesmaku.
Usiadł przy wolnym stoliku i czekał. Gdyby nie chłopacy z zespołu, z którymi miał się tu spotkać, nigdy by tu nie wszedł. Zapach z kuchni sprawił, że zmrużył oczy czując, że zaraz coś się stanie. Po chwili małe pęcherzyki, które czuł w nosie ewulowały, przez co kichnął.
Ulga bez przyjemności. Oparł się na krześle, a jego stopa drgała w niepokoju.Miał się tu spotkać z chłopakami, aby omówić szczegóły dotyczące trasy. Bolała go głowa, a zapach kawy w niczym nie pomagał.
Czasem pragnął zapomnieć o niektórych rzeczach, które sprawiały, że jego samopoczucie ulega dziwnej zmianie. Był dziwnie rozkojarzony, gdy nagle krzesło naprzeciwko niego się przesunęło.
Kobieta usiadła na nie i machnęła na kelnerkę. Miała na sobie czerwoną opaskę, która pasowała jej do długich włosów.
-Przepraszam- powiedział najgrzeczniej, jak tylko mógł - Ale czekam na kogoś.
Spojrzała na niego, lekko unosząc brwi. Po chwili się uśmiechnęła.
-Nie długo sobie pójdę- wyjaśniła.
-Ale...
Chciał dokończyć, ale w tym momencie przerwała mu kelnerka. Patrząc na nią, czekała na zamówienie.
-Cóż Państwo chcą zamów?
-Jedno latte o smaku orzechowym i jedna herbata hibiskusa- poprosiła, spoglądając na kelnerkę.
Patrzył na nią podejrzliwie podczas tej wymiany zdań. Zauważył, że kobieta bardzo dobrze zna to miejsce. Kiedy ona spojrzała na niego, szybko odwrócił wzrok. Żałował, że nie przyniósł ze sobą coś do czytania.Zamówienie zostało przyjęte i zostali sami przy stoliku.
-Zamówiłam dla ciebie- poinformowała kobieta. Jej ręce były starannie złożone na stole.
Spojrzał w górę i zmarszczył brwi.
-Nie musisz.
-Lubisz herbatę hibiskusa?- spytała niepewnie patrząc, czy dokonała słusznego zamówienia.
-Lepsze to niż kawa- mruknął -Zapłacę sam.
Skinęła głową  i się uśmiechnęła. Zauważył, ze często to robi. Jej twarz z uśmiechem wyglądała ta promiennie.
-Więc jest to trochę jak randka- zauważyła. Nie zaproponował jej zapłacić za nią. To było nieporozumienie, ale nie starał się tego poprawić.
-Czekam na kogoś- powiedział jej celowo.
-Też na kogoś czekam- przytaknęła. To go zaskoczyło.
-To dlaczego siedzisz ze mną?
-Dobrze jest mieć towarzystwo, gdy oboje na kogoś czekamy, co nie?- powiedziała i zdjęła opaskę. Uśmiechnęła się ponownie.
-Wyglądasz, jakbyś naprawdę nie cieszył się z tego, że tu usiadłam.
Podejrzliwość wkradła się na jej twarz. Hibiskus pachniał słodko i znajomo, jak perfumy... Zmrużył oczy.
-Coś się stało?- jej oczy wyglądały na zaciekawione.
-Staram się zapamiętać coś- powiedział szczerze. Wzruszyła ramionami i upiła łyk kawy. Przez chwilę, żadne z nich nic nie mówiło.
-Piękny dziś dzień- westchnęła. Jej twarz skierowała się na szybę sklepu.
-Zgadzam się- skinął głową i spojrzał na zewnątrz- Jest szara, mglista pogoda.
  Pociągnął kolejny łyk herbaty.  To sprawiło, że poczuł się lepiej i choć na chwilę zapomniał, że ludzie,na których czekał, się spóźniali.
-Ta pogoda jest zrzędliwa, ale ma swój urok- uśmiechnęła się, patrząc na niego.
-To zły dzień na jazdę samochodem. Mglisto jest, przez co jest zła widoczność. Wszystkie typy wypadków zdarzają się w tej pogodzie- pociągnęła kolejny łyk herbaty.
-Znane z doświadczenia? -zapytał, na co skinęła głową.
-Miałam wypadek samochodowy w zeszłym roku. Było bardzo źle. Mój narzeczony prawie umarł w nim.
Uniósł brwi. Poczuł się dziwnie, na wzmiankę o narzeczonym. Zastanawiał się, czy nadal byli razem. Była dość ładna.
-Jak jest teraz?
Wzruszyła ramionami, biorąc kolejny łyk latte. Odetchnęła głęboko.
-Nie ma go tu, ani tam-  wyjaśniła.
-Wiem jak to jest.
-Nie wiem, jak ja to znoszę. Czasami czuję, że mogę go stracić...
-Na to nic nie można poradzić- powiedział, lekko w obronie.
-Wiem- odstawiła prawie pustą filiżankę- Mieliśmy się pobrać tego lata.
-Wesela zimowe nie są złe- powiedział.
-Naprawdę tak myślisz? Nie sądzisz, że zima jest nieco... Szara?
-Sama powiedziałaś, że ma swój urok.
-A co ty o tym myślisz?- dopytywała.
-Myślę, że pogoda nie ma nic wspólnego ze ślubem, szczerze mówiąc. Ślub jest z miłości, a nie przez wzgląd na pogodę.
Uśmiechnęła się, choć wyglądała trochę smutno.
-No cóż, myślę że i tak będę czekać do następnego lata. Chce by było ciepło. W końcu ślub można mieć tylko raz.
-Chyba, że wyjdzie się za mąż po raz drugi- zauważył. Skończyła latte.
-Nie sądzę. Uwielbiam tego faceta, wiec myślę, ze będę się go trzymać.
-Ma szczęście, że cie ma- powiedział jej szczerze- Na niego tutaj czekasz?
-Tak- skinęła głową, po czym westchnęła cicho- Ale nie sądzę, że zamierza się dziś tu pokazać.
Odsunęła krzesło i wstała.
-Obiecałeś zapłacić, prawda?
Zawahał się, ale w końcu skinął głową.
-Tak.
-Dziękuję- uśmiechnęła się i wyszła z kawiarni.  Po odczekaniu pięciu minut poprosił o rachunek.
Położył pieniądze na stół i wybiegł na ulicę. Wokół było pełno ludzi zajętych kupowaniem, ale nie zauważył w tłumie dziewczyny z kawiarni.
W końcu wzdłuż ulicy zauważył dziewczynę z opaską.
-[Twoje.Imię] !- krzyknął chłopak pędzący w jej stronę. Kobieta odwróciła się.
Zatrzymał się, aby złapać oddech, a potem pochylił się i pocałował ją.
-Przepraszam za spóźnienie.

http://media.tumblr.com/d2ffc2f1b3671ed978c9cce2e5544c8e/tumblr_inline_mg7m65NEoj1rybx0g.png


"Bo ty dajesz mi do tego właśnie tą moc, teraz dziękuję za każde słowo, za każdy wdech i zapał..."

piątek, 18 kwietnia 2014

Wielkanocny imagin z One Direction

                                                       CZEŚĆ :D
Dzisiaj mam dla was takiego... Jakby to napisać... Hahaha  No sami zobaczycie! :D
Ten imagin miał być taką świąteczną odskocznią od rzeczywistości :D
Chciałabym życzyć Wam zdrowych, spokojnych Świąt Wielkanocnych, smacznego jajka i bardzo Mokrego Dyngusa ( jak w imaginie hahahah :D)
Dedykacja dla : Domi Nika (zawsze komentujesz nasze imaginy, dzięki :D )
Jeśli lubicie słuchać piosenek podczas czytania to polecam: 
https://www.youtube.com/watch?v=AbPED9bisSc
(Bardziej ze względu na teledysk, ale dobra :P)


Pozdrawiam
Liamkowa♥

Moja ręka uparcie usiłowała znaleźć leżące obok ciało Liama. Bez rezultatu. Nie chciałam się jeszcze budzić, ale byłam do tego zmuszona.Powieki bez entuzjazmu rozchyliły się i od razu zamknęły oślepione słońcem wkradającym się przez okno. Ponowiłam próbę otwarcia oczu w duchu przeklinając Liama za to, że rozsunął rolety. Kiedy w końcu moje oczy przyzwyczaiły się do jasności rozejrzałam się po pokoju. Payne'a nigdzie nie było.W sumie to nic w tym dziwnego, zawsze był rannym ptaszkiem. Spojrzałam na zegarek : 9:20. Uznałam, że to najwyższy czas, aby wstać. Założyłam legginsy a na nie założyłam luźną tunikę z nadrukiem. Włosy związałam w koka. Spakowałam swoje rzeczy do torby, gdyż dzisiaj Liam zawozi mnie do mojego domu. Często nocowałam w mieszkaniu chłopców, ze względu na mój związek z Liamem. Byłam też blisko z chłopcami. Zwierzaliśmy się sobie ze wszystkiego. Takie kółko zaufania rzec by można. Kiedy już byłam spakowana postanowiłam iść na dół poszukać Liama. Schodząc po schodach rozmyślałam o tegorocznych minionych Świętach Wielkanocy. Właściwie w Polsce jeszcze się nie skończyły.*  Tutaj to szło innym rytmem, ale też dobrze. Przyzwyczaiłam się już do kultury Anglii. Byłoby dziwnie, gdyby nagle moja rodzina zaczęła lać wodą swoich sąsiadów. Weszłam do kuchni, jednak nikogo w niej nie było. Zdziwiona postanowiłam zrobić kawę. Nalałam wody do elektrycznego czajnika po czym ustawiłam go na podstawce i włączyłam. Nagle zobaczyłam kątem oka jakiś ruch. Odwróciłam się w tamtą stronę i zobaczyłam skradającego się Liama z pistoletem na wodę. Spojrzałam na niego z miną wyrażającą szczere zdziwienie.
- Liam całkowicie ci odbiło ? - zapytałam retorycznie.
- Poddaj się! - zawołał z uśmiechem
- O co ci chodzi? Nie wygłupiaj się tylko wołaj chłopców na kawę - odwróciłam się do niego tyłem i zaraz tego pożałowałam. Poczułam coś zimnego i mokrego na moich plecach. Cała koszulka była z tyłu mokra a woda spływała w dół pleców.
- LIAM! - wrzasnęłam.
- Dzisiaj jest Mokry Poniedziałek! - zaśmiał się
 - Śmia... śmie... śmingas - Dygas? Nie ważne!
- Ja ci zaraz dam Śmingasa ty! - zdenerwowana zaczęłam go gonić. Chłopak uciekł zanosząc się rechotem.
- To jest Lany Poniedziałek jeśli już - wywróciłam oczami wciąż biegnąc. Nagle Payne się odwrócił i wymierzył w moją twarz pistolet. Nacisnął za spust.
-Żegnaj kochanie - Strumień zetknął się z moją twarzą i włosami. Ciecz ściekała w dół do dekoltu. Było mi zimno. Zaczęłam piszczeć.
- Payne z nami koniec - wycedziłam przez zęby. Chłopak jakby mnie nie słyszał. Nagle ze schodów z okrzykiem ,,DO BOJU!" zbiegł Louis. Z toalety wyskoczył w stroju kąpielowym Harry. Za mną stanął Zayn. Wszyscy mieli pistolety na wodę.
- To są jakieś żarty? - zapytałam zdziwiona - Skąd wiecie, że istnieje coś takiego jak ,,Lany Poniedziałek"?!
- Internet i te sprawy - do drużyny dołączył Horan ubrany w Hawajskie spodenki. Z całej szóstki tylko ja miałam ciuchy.
- Trzy.. Czte - Ry! - wykrzyknął Harry i naraz ze wszystkich stron wystrzeliły we mnie strumienie wody.Próbowałam się jakoś wydostać, ale każdy z chłopców zagradzał mi drogę. Woda ze mnie kapała.nagle Liam i Zayn wzięli mnie na ręce i zaczęli gdzieś biec. Prawie nic nie widziałam, wszędzie byłą woda. Zdałam sobie sprawę, ze to ogród. Biegliśmy do basenu! Tylko nie to! Nim się obejrzałam siedziałam z Liamem w wodzie. Chłopak obejmował mnie w talii. Złożył swoje usta w dzióbek chcąc dostać buziaka. Zaśmiałam się. Cmoknęłam go szybko po czym dostrzegłam oddalającego się Zayna.
- Tak nie będzie - mruknęłam. Skorzystałam z okazji i pociągnęłam za stopę Zayna. Mulat z krzykiem wpadł do wody. Przypomniało mi się, że boi się wody. Po chwili Malik wynurzał się na powierzchnię. Złapałam go za rękę żeby miał oparcie.
- O ty niegrzeczna - rzucił się  łaskocząc mnie. Zaczęłam piszczeć. Nabrałam powietrza i wciągnęłam pod wodę nieświadomego niczego Zayna. Szybko wyskoczyłam z basenu.
- Ja wam dam Śmingusa! Teraz wam pokażę! - zaśmiałam się. Liam w tym czasie popchnął do basenu Irlandczyka. Niall zdziwiony wleciał do niego jak lalka. Woda nie należała do najcieplejszej  więc jego pierwsza reakcja jaka była po wynurzeniu się to krzyk : Zzzimnaaa! Zaśmialiśmy się wszyscy. Dostrzegałam zmykającego Payne'a
- Kochanieee - przeciągnęłam. Liam z krzykiem zaczął uciekać. Skoczyłam na niego i wylądowaliśmy na miękkiej trawie. Złapałam go za stopę i pociągnęłam w stronę basenu.
- Nie nie! Skarbie błagam! - chłopak starał się uciec, jednak mój uścisk był bardzo silny.
- Rewanż musi być misiaczku. Swoją droga Twój Polski akcent jest świetny. Śmingas - Dygas.. No no- Wybuchnęłam śmiechem.
- Początki są zawsze trudne - mruknął Liam kurczowo uczepiając się kęp trawy. Z każdym krokiem byliśmy coraz bliżej basenu.
- Swoja drogą to mógłbyś zrzucić trochę kilo, ciężki jesteś.
- Jakoś w nocy nigdy nie narzekasz - mruknął. Zaczerwieniłam się, mimo to nie dałam po sobie tego poznać.
- Pomocy! Sama tego grubasa nie dam rady wrzucić! - zaczęłam krzyczeć. Na raz przy mnie pojawił się jeszcze suchy Louis. Złapał Liama za barki i razem ruszyliśmy do basenu już szybciej.
- Zayn! Harry! Pomóżcie! - wzywał Liam. Widziałam jak  Zayn wychodzi mokry z basenu i biegnie do nas chcąc pomóc przyjacielowi.Był mokry więc nietrudno było o to aby poślizgnął się na płytkach. Wywinął koziołka i sam wpadł kolejny już raz do wody. Zahaczył przy tym tyłeczkiem i plecami. Bolesny upadek.
- Cholera, sorry Liam! - wynurzył się masując tyłek. Harrego nigdzie nie było. Zamachnęliśmy się i po chwili sylwetka Liama pływała pod wodą.
- Niech sobie żółwik popływa - powiedziałam a wszyscy zaczęli się śmiać. Liam wynurzył się odgarniając włosy. Spojrzał na mnie złowrogo, nie umiał jednak ukryć uśmiechu
- Ja się jeszcze zemszczę - pogroził.
- To była raczej moja zemsta - posłałam mu buziaka.
- Niech ci będzie - odezwał się podpływając do Zayna. Zaczęli się wygłupiać. Liam znalazł gdzieś dmuchanego banana i zaczął na nim ,,grać". Patrzyłam na niego z politowaniem
- Boże, z kim ja się związałam? - zapytałam sama siebie. Nagle dostrzegłam Tomlinsona stojącego na krawędzi basenu. Wciąż był suchy. Podobnie jak Harry, który gdzieś zwiał. Szybko podeszłam do stojącego Louisa. Chłopak był zapatrzony na kumpli więc mnie nie widział. Wyciągnęłam ręce i szybko go pchnęłam. Chłopak z damskim piskiem wylądował w zbiorniku.
- T.I! Ty przeciwko mnie?! A ja ci pomagałem! - zaczął krzyczeć. Zaśmiałam się. Stałam z triumfem wpatrując się w pływający zespół. Nagle poczułam, ze tracę pod nogami grunt. Okazało się, że to Harry mnie popchnął. Z krzykiem wpadłam do wody rozpryskując na wszystkich taflę wody. Po chwili Styles sam za mną wskoczył.
- Brawo Harry! - chłopcy zaczęli przybijać mu piątki.
- No, no. Jeszcze nie skończyłam - mruknęłam.
- Doprawdy? - Harry spojrzał na mnie z kpiną - przyznaj się, nie spodziewałaś się tego - zaśmiał się gardłowo.
- Masz rację. Zginąłeś mi gdzieś. Zaskoczyłeś mnie. Biję pokłony panie Styles - wykonałam prymitywny ukłon przed Harrym. On tylko zarzucił mokrymi włosami.
- Przyjmuję pokłon - uśmiechnął się puszczając oczko. Zaczęliśmy się nawzajem chlapać. i łaskotać. Jakby ktoś nas teraz zobaczył powiedziałby, ze jesteśmy wariatami. Kąpiemy się w basenie w Kwietniu. Mogę się założyć, że jutro nie będzie tak kolorowo. Jak się nie rozchorujemy to będzie cud. Teraz jednak o tym nie myśleliśmy. Liam przytulił mnie do siebie i tak sobie pływaliśmy. Zayn wcisnął w siebie koło ratunkowe a Harry wbił na ponton. Louis robił wodne fikołki. A Niall jak to Niall. Zaczął pstrykać sobie samojebki. Sfotografował chyba wszystko i wszystkich. Śmialiśmy się z niego. Nagle Louis stanął na pontonie zrzucając z niego Harrego i zaśpiewał swoim melodyjnym głosem
- And Live While We're Young!
Dołączyliśmy się do niego śpiewając całą piosenkę.
W końcu stwierdziliśmy, że czas wyjść. Każdy złapał za swój ręcznik i zaczął się wycierać. Ruszyliśmy do domu, gdzie wysuszeni i przebrani zaczęliśmy oglądać filmy. Nigdy nie spodziewałam się, że mogę przeżyć tak wspaniały dzień! Chłopcy specjalnie poczytali o naszym święcie aby zrobić mi taką niespodziankę.
- Dziękuję - wtuliłam się w Liama.
- Dziękuję wam wszystkim! Odkąd mieszkam w Anglii brakuje mi bardzo tego zwyczaju. Jesteście niezastąpieni! Mam nadzieję, że się od tego nie rozchorujemy -  zaśmiałam się


No i wykrakałam. Następnego dnia wszyscy jak jeden mąż mieliśmy temperaturę, kaszel i zatkany nos. Nasze mamy musiały rzucić wszystko aby zająć się swymi pociechami. Mimo to mieliśmy dobre humory i sms-ując spędzaliśmy wolne dni. I tak zakończyły się nasz Święta Wielkanocne w tym jak to mówi Liam ,,Śmigas - Dygas"! Lepszego świętowania nie mogłam sobie wymarzyć.



,,Wesołego Alleluja! <3 "

* W Anglii nie obchodzi się Lanego Poniedziałku. Święta trwają tylko dwa dni, a poniedziałek jest normalnym dniem pracy :)

niedziela, 13 kwietnia 2014

Niall Horan imagine

PRZEZ PRZYPADEK USUNĘŁAM TEN POST, WIĘC DODAJE JESZCZE RAZ :)

Bella:

Troszkę opóźniłam niestety dodanie tego imagina. Przepraszam was za to.
Imaginy ogólnie dodajemy zawsze w czwartki/piątki, ale ja dodaję dziś bo i tak długo już czekaliście.
Mam nadzieję, że wam się spodoba.

Dzisiejszy imagin mówi o tym, że po stracie najbliższych ciężko jest się pozbierać, ale spotykamy osoby, które mają podobne historie jak my i dzięki nim możemy w końcu zacząć pomału wychodzić na prostą...:)
Jestem ciekawa co o nim sądzicie.Mam nadzieję, że zostawicie swoje opinie w komentarzach.


Dedykacja dla: *u* ( dziękujemy za pilne czytanie naszych imaginów ♥)

I pamiętajcie, że dopóki jesteście tu z nami ten blog coś znaczy!

Niall wsunął ręce do kieszeni, obserwując dzieci, wchodzące wesoło do autobusu. Ich rozbrzmiewający głos idealnie pasował do wiosennej pogody.
Gdy autobus odjechała, przełknął ślinę i zatrzymał się przed domem wyjmując z skrzynki listy.
-Miłego dnia panie Horan!- wykrzyknął do niego sąsiad, na co się uśmiechnął i skinął głową.

Rachunek za energię, wodę, gaz... Zwykłe miesięczne frustracje normalnego człowieka. Poza tym stos reklam i ulotek. Na końcu zauważył jakiś zwykły list. Położył je na stoliku i usiadł na kanapie znajdującej się w salonie.
Zastanawiał się, czy włączyć telewizję, ale chwilę później z kieszeni jego spodni wydobywał się dźwięk dzwonka.
-Halo?-zapytał.
-Niall? Chciałam po prostu zadzwonić i spytać... Co u ciebie?- głosem na drugim końcu była jego matka. Wpatrywał się chwilę w przestrzeń za oknem.
-Jest w porządku- odpowiedział. Zapadła cisza, wiedział co chce powiedzieć, ale pozwolił jej mówić.
-Musisz mnie powiadamiać jak coś potrzebuję. Zawsze mogę wsiąść w samochód i po kilku godzinach będę u ciebie...
-Nie mamo. Wszystko jest w porządku. Nic mi nie jest.
Nie był pewien tych słów, ale wiedział, że będzie naciskać dalej...W tle usłyszał głos ojca, który pytał, czy pójdzie do sklepu.
-Idź mamo. Możesz zadzwonić do mnie później- powiedział.
-Dobrze kochanie- odpowiedziała.

Niall odsunął telefon od ucha, nacisnął przycisk zakończenia połączenia i wziął głęboki oddech.
Trudno było mu uwierzyć, że był kiedyś czas, że cieszył się z każdej rozmowy z matką. Ale to było dawno, zanim zmierzył się z przeciwnościami losu.
Poszedł do kuchni, gdzie na ladzie leżał biały talerz z naleśnikami. Podniósł go i umieścił w lodówce, wiedząc że i tak nie ma na nie apetytu.
Zegar na kuchence wskazywał 8:55. Zaczął czuć falę niepokoju, próbując zastanowić się co będzie robić aż do 15:30, kiedy autobus znów zjawi się na przystanku.
Wziął głęboki oddech i poprowadził dłonią po twarzy, przecierając lekki zarost na brodzie i ruszył z powrotem do salonu.
Telefon od matki poruszyły w nim emocje... Nie widział mamy co najmniej od roku, ale wiedział, że nie długo będzie musiał doprowadzić do tego spotkania.
-Cholera- mruknął i przeczesał dłonią blond włosy. Jego ciało rzuca cień na podłogę.
Położył się na kanapie i przechylił głowę do tyłu, zamykając oczy... Przed jego oczami pojawił się, jak zawsze ten sam obraz...

Dzień porodu. Jej twarz była zaczerwieniona, gdy spojrzała na niego, ścisnął jej dłoń i uśmiechnął się do niej. Miała łzy w oczach, pochyliła głowę, tak jakby się chciała zrelaksować... Najtrudniejsza część była już za nią. Gdy spojrzał jej w oczy, słyszał coś, że to chłopczyk.
-Jest śliczny!
Spojrzała na niego i przez jej różowe usta wdarł się chichot. Wyciągnęła rękę by dotknąć twarz Nialla.
-Będzie taki jak ty..
Doktor podszedł do nich i zawinąwszy dziecko w niebieski kocyk, wtulił maleństwo w ramiona matki. Niemowlę wyciągnęło malutki paluszek i delikatnie przycisnął do jej twarzy... Spojrzał na chłopca i się uśmiechnął.
To był najwspanialszy moment jaki mógł sobie wyobrazić. Dwie miłości jego życia obok niego.
Ale potem stało się coś, czego nikt się nie spodziewał. Jej oczy zaczęły się po mału zamykać, a skóra stała się nieco jaśniejsza. Monitor pracy serca, pikał w szybkim tempie.
-Karolina?- zapytał Niall z paniką. Lekarz odepchnął nagle Nialla na bok, a pielęgniarka wyciągnęła dziecko z ramion Karoliny .
W ciągu kilu minut, tak po prostu, powietrze zrobiło się zimne i ciche. Twarze lekarze stały się ponure, a jego serce pękło.
-Panie Horan...- mówił jeden z lekarzy, kładąc dłoń na jego ramieniu. Słowa lekarza nim wstrząsnęły. W kilka chwil stracił żonę i dziecko.


Niall westchnął powracając do rzeczywistości. Wyprostował się i znów zaczął się przyglądać listom. Wyciągnął rękę po jeden z nich.

Niall. Wiemy, że nie powinniśmy Ci tego przypominać, zważając na to, jak wiele dla ciebie znaczyła Karolina. Nikt nie kochał jej bardziej niż ty. Wierzę, że patrzy na ciebie z nieba i martwi się. Wiem, że to boli, ale my naprawdę chcemy Ci pomóc. Minęły 2 lata od jej... Odejścia. Niall, potrzebujesz pomocy w domu i rachunkach.
Bądź silny.
Perrie i Zayn Malik.


Niall złożył list, wyciągnął czek i odczytał numery. 29 000 zł. Po raz czwarty w ciągu tych dwóch lat. Przetarł kciukiem po tej kwocie i westchnął. Wyciągnął telefon i wszedł na stronę banku. Podniósł czek i kliknął na aparat. Ładowanie trwało kilka minut. Zamknął oczy.
Transfer został przyjęty.
Odstawił czek i schował telefon do kieszeni. Zegar wskazywał na 15:25 i uświadomił sobie, że zaspał.

Udał się na przystanek na przeciwko domu, gdzie zatrzymywał się autobus.
Jego niepokój rósł gdy była już 15:33, a następnie 15:40.
Dzieci miały być już 10 minut temu. Chodził w tą i z powrotem. Inni rodzice czekali niedaleko niego. 15:42...
-Mieli dziś wycieczkę do zoo, nie mogę się doczekać, aby usłyszeć ich reakcję- rozmawiały ze sobą dwie podniecone matki.
15:44...
Autobus zatrzymał się i otworzyły się drzwi. Niall odsunął się nieco z drogi.
Patrzył, jak dzieci wysiadają z autobusu, śmiejąc się. Większość z nich trzymało małe, wypchane zwierzęta z ogrodu zoologicznego... Wepchnął ręce z powrotem do kieszeni, gdy ostatnie dziecko zeskoczyło z autobusu i zaczął się odwracać, gdy nagle mały chłopiec, 2 lub ​​3 lat, z sekcji przedszkolnej wyszedł z autobusu. Jego blond włosy sięgały prawie do uszu, a jego zielone oczy były pełne emocji... Niall patrzył na niego dopóki nie wskoczył w ramiona blond włosej matki, gdy autobus odjechał.
Niall odwrócił się i chciał ruszyć, gdy nagle poczuł dłoń na swoim ramieniu.
-Czy czekał pan na kogoś?- zapytała pewna kobieta.
-Nie- odpowiedział. Zamrugała zdezorientowana.
-Cóż, widziałam jak przyglądał się pan nam- wyjaśniła. Niall zaczął się czuć nieswojo.
-Pani syn przypomniał mi kogoś.
Być może nie było to najlepsze, co mógł powiedzieć, ponieważ kobieta skinęła sztywno głową i odwróciła się podchodząc do innej matki. Pochyliła się i zaczęła jej coś szeptać. Niall odwrócił się po raz kolejny i zaczął odchodzić.
-Poczekaj!- jej ręka dotknęła jego ramienia.
-Przepraszam. Ja... Nie wiedziałam...
-Nic się nie stało. Jest w porządku.
-Przykro mi- mówiła ze smutkiem w oczach. Niall wiedział, że mówi o jego żonie i dziecku.
-Przyjdzie pan na piknik dzisiaj?- zapytała.
-Co?
-W parku obok naszego osiedla jest piknik. Zaczyna się o 17:30.
Niall milczał, spojrzał na nią i na jej syna. Reszta rodziców rozeszła się do swoich domów.
-Jestem [Twoje.Imię].
-Niall.
-Powinieneś przyjść Niall. Mam nadzieję, że do zobaczenia.
Uśmiechnęła się lekko. Dlaczego go zaprosiła? Nie był przecież członkiem żadnej społeczności szkolnej, a nawet członkiem innej społeczności, a w okolicy znało go może z 3 sąsiadów.
Nic nie mówił i patrzył jak dziewczyna odchodzi. Odwrócił się po chwili i poszedł w stronę domu i siadając na schodach, oparł brodę o kolana..
Nie mógł wymazać chłopca z umysłu. Jego syn miałby teraz 2 lata.
Widział radosne oczy matek, wyczekujących na swoje dzieci i przytulające ich na powitanie.
Przełknął ślinę, starał się zatrzymać swój umysł, ale trudno było nie myśleć o części swojego życia.
Z zamyślenia wyrwał go wibrujący telefon w kieszeni. Wyciągnął go i odczytał sms od Perrie.

"Cieszymy się, że zrealizowałeś czek. Jeżeli masz ochotę, możesz nas odwiedzić. Zadzwoń do nas jeśli byś czegoś potrzebował. Wciąż jesteśmy rodziną."

Nie odpowiedział. Przecież i tak by nie wiedział co odpisać.
Wziął głęboki oddech, czując łzy w oczach. Starał się je zatrzymać, ale w ciąg kilku chwil po jego policzkach zaczęły spływać łzy. Przetarł je dłonią.
Gdy ciepło w powietrzu zaczęło zanikać, a milczenie zastąpiło lekkie powietrze, otarł rękawem twarz.

17:25
Wstał i otworzył drzwi. Po czym sprawdził czy każdy sprzęt w domu jest wyłączony i wyszedł. Jeśli miał się otworzyć na ludzi, mógł zacząć również dobrze od pikniku z nieznajomymi.

Nie trzeba było iść długo, aby dostać się do parku. Kilka kobiet i mężczyzn siedziało przy stolikach, a dzieci bawiły się na placu zabawa. W okół słychać było liczne głosy rodziców rozmawiających między sobą, a piosenki wydobywające się z głośników rozbrzmiewały w całym parku.
Przystanął w samym środku parku, gdzie znajdowało się najwięcej ludzi.
Coraz ciężej było mu oddychać, a serce zaczęło bić w szybszym tempie. Czuł niesamowity ból, mógł być jednym z tych rodziców, ale niestety nie był...
Przełknął ślinę, przypominając sobie, że w każdej chwili może opuścić to miejsce.
Niall podszedł i usiadł przy pustym stole piknikowym i oparł głowę o dłonie. Z tej perspektywy zaczął obserwować dzieci.
Po około 10 minutach usłyszał głos [Twoje.Imię].
-Niall! Przyszedłeś.
Spojrzał na nią. Miała długie, brązowe włosy, a jej syn szedł posłusznie za nią.
-David idź się pobawić na plac zabaw- spojrzała na niego, a on wykonał jej prośbę.
-Cieszę się, że przyszedłeś- powiedziała i usiała obok niego.
-David przypomina ci o twoim synu?- zapytała. Niall zamrugał i spojrzał na nią.
-Przepraszam. Jeżeli nie chcesz, nie odpowiadaj- spojrzała przepraszająco.
-Nic się nie stało, ale... Tak.
Zmarszczyła brwi i skrzyżowała nogi.
-Wiem, że twoja żona Karolina zmarła. Mój narzeczony Michael zmarł, gdy byłam jeszcze w ciąży z Davidem...
Niall poczuł nagle, jakby ona czuła to samo co on. Po raz pierwszy poczuł współczucie do kogoś innego niż do siebie.
-Przykro mi...
Skinęła głową.
-To robi się łatwiejsze, trzeba tylko pamiętać by oddychać...
-Oddychanie jest łatwiejsze niż spanie.
[Twoje.Imię] zaśmiała się z tego pozornego faktu.
-To prawda.
Jej oczy posmutniały.
-Ale pamiętaj, że twoja żona i syn są nadal częścią ciebie.
Niall skinął głową i przełknął ślinę, patrząc w ziemie. Milczeli oboje przez chwilę.
-Chodźmy zagrać w jakąś z gier- powiedziała wstając i chwytając jego dłoń, pociągnęła go za sobą. Nogi prowadziły go posłusznie.
Rząd butelek został ułożony w jednej prostej, a zadaniem było zbicie je piłeczką.
-Proszę bardzo- powiedział chłopak za ladą i podał jej piłeczki.
-Och, nie... No dobra zrobię to- uśmiechnęła się i chwyciła je. Zmarszczyła brwi koncentrując się uważnie.
-O jejku!- roześmiała się kiedy rozbiła wszystkie butelki. Mężczyzna zza lady podał jej średniej wielkości pluszowego słonia.
-To dla ciebie- uśmiechnęła się i podała mu pluszaka.
-Och, słoń?- Niall zaśmiał się krzywo.
-Jeszcze raz- uśmiechnęła się i spojrzała na mężczyznę, który wzruszył ramionami i ustawił po raz kolejny rząd butelek.
Około 5 minut później, ramiona Nialla były zapełnione czterema nowymi, różnymi, kolorowymi słoniami i jednym pomarańczowym misiem.
-Myślę, że mamy już wystarczająco dużo zwierząt- powiedziała.
-Ile masz lat?- zapytała kiedy szli.
-23- odpowiedział, w odpowiednim momencie łapiąc wypadającego z jego ramion pluszaka.
-Ja będę mieć 22 lata 23 sierpnia.
Uśmiechnął się lekko, ale nie odpowiedział. Zatrzymali się przy stoisku z watą cukrową.
-Chcesz?
Potrząsnął głową, a ona wzruszyła ramionami, mówiąc pani za ladą, że chciałaby różową. Po chwili otrzymała kijek pokryty watą cukrową.Urwała słodki puch i umieściła go w ustach.
-Chodźmy gdzieś usiąść- oznajmiła.
Wrócili do stołu piknikowego i Niall westchnął z ulgą, że może w końcu ustawić pluszaki na stole. [Twoje.Imię] usiadła obok niego i zajadając się watą, odszukała wzrokiem swojego syna.
-Masz rodzeństwo?- zapytała wracając do rozmowy.
-Mam brata.
Postawiła na pół zjedzoną watę cukrową na stole i wstała, gdy muzyka wydobywająca się z głośników stała się głośniejsza.
-Chodź, zatańczmy- poprosiła.
-Ja nie tańczę...
Zacisnęła usta.
-Po prostu chodź.
Niall wstał i westchnął, pozwalając jej wziąć się za rękę i przedostać się do obszaru za stołami.
Uniosła brwi i wzięła jedną z rąk, położywszy ją na jego ramieniu. Powoli przeniósł rękę na jej talię.
-Daj spokój, to nie jest takie trudne- uśmiechnęła się i lekko się zakołysali. Po chwili zaczęli poruszać się bardziej optymistycznie w rytm piosenki.
Niall wziął głęboki oddech. Starał się tańczyć, czy robić cokolwiek, co było w stanie wywołać taniec [Twoje.Imię] zaśmiała się.
-Co?- zapytał.
-Nic.
-Mówiłem ci, nie tańczę- skrzywił się.
Przyciągnął ją bliżej i podniósł z ziemi, zapiszczała kiedy zaczął ją obracać wokół, a jej nogi lekko unosiły się w powietrzu.
Tego dnia uśmiechał się po raz pierwszy od tak długiego czasu.
-O mój Boże...- roześmiała się bez tchu, gdy wreszcie się zatrzymali i postawił ją z powrotem na ziemie.
Oparła twarz na jego piersi. Spojrzała po chwili w górę i zobaczyła łzy spływające po twarzy Nialla.
-Co jest?- zapytała.
-Ja nie tańczę.
Te słowa mogły być wypowiedziane do wielu innych ludzi, ale [Twoje.Imię] zrozumiała te słowa jak nikt inny.
Uśmiechnęła się i spojrzała na oczy Nialla. Oczy pełne nadziei.
-Wiem kochany, wiem...
Owinęła ręce na jego szyi i przyciągając go bliżej. Na jej twarzy również pojawił się łzy. Stali w wiosennym słońcu, pod cieniem drzew, a wokół rozbrzmiewał śmiech i głosy ludzi znajdujących obok nich. Tańczyli...


"Dopóki jesteś tu ze mną to miejsce coś znaczy, póki jeden z nas stoi reszta będzie z nim tańczyć..."