Łączna liczba wyświetleń

środa, 26 lutego 2014

Liam Payne imagin

No witam Was cieplutko :D
Dzisiaj taki imaginek o średniowieczu. Jestem ciekawa waszej opinii na jego temat :>
Zaszalałam z nim haha <3
Dedykacja jest dla cudownego chłopaka o nazwie : BoyDirectioner. Ja cię po prostu kocham! Jesteś taki cudowny *_* Mam nadzieję, że nie obrazisz się za imagina o księżniczkach haha.
Jeśli chcecie dedykacje, to piszcie swoje wrażenia i wnioski tak jak pod imaginem Belli. Wybiorę ten najlepszy <3
I taka króciutka informacja, że pojawił się 19 rozdział na: http://onedirection-bella-liamkowa.blogspot.com/

Bajbaski ;*
Liamkowa♥


Ta historia miała swoje miejsce  wiele setek lat temu. Częściowo zapomniana przez ludzi, a mimo to nadal żywa. Jest to opowieść o prawdziwej miłości dwojga ludzi. Kochali się, lecz ich uczucie nie miało prawa przetrwać. Jednak im się udało. Wszystko wydarzyło się w czasach, kiedy po ziemi chodzili ludzie nie znający telefonów, samochodów i innych wynalazków. Przenieśmy się do średniowiecza. Czasów, w których liczył się honor i wybranka serca. Damy chodziły tam w długich sukniach do ziemi. Mężczyźni z wyższych sfer od małego uczeni byli na honorowych rycerzy gotowych oddać życie za pana. Królem wówczas był Christian IV - władca potężny i zrównoważony. Miał on dwie córki i syna o imieniu Harry - następce tronu. Starsza z córek, Christa wyszła już za mąż, za księcia sąsiedniego mocarstwa. Natomiast młodsza [T.I] - oczko w głowie rodziców i poddanych nie miała na razie swojego wybranka. Miała dopiero 16 lat, jednak była bardzo poważna i mądra jak na swój wiek. Długie brązowe włosy kaskadami spadały na jej ramiona. Nosiła suknie według najnowszej mody. Ciałko miała drobne, szczupłe. Na zgrabnych stópkach widniały diamentowe pantofelki. Uwielbiała spacery po ogromnych rozmiarów ogrodach. Nie spieszyło jej się do małżeństwa, wręcz przeciwnie. Panicznie bała się dnia, kiedy rodzice oznajmią jej, że wybrali dla niej idealnego męża. Tak było w przypadku Christy - [T.I] wieczorami słyszała płacz siostry nad jej losem. Nie chciała brać ślubu z musu. Pragnęła przeżyć prawdziwą miłość, od zauroczenia po owoc. I tak się w pewnym sensie stało.
       Pewnego dnia na zamek króla przybyło dwóch nietypowych gości. Skierowali się prosto do władcy i jego żony. Przyjęto ich w sali tronowej, gdzie stały dwa wielkie trony i dwa mniejsze. Na większych siedzieli król i królowa. Na mniejszych zaś po obu stronach pary królewskiej [T.I] od strony matki i Harry od strony ojca. Okazało się, że nowo przybyli to rycerz o imieniu  sir Cedrik wraz ze swoim przyjacielem Liamem. Gdy tylko [T.I] podniosła wzrok na tego drugiego jej serce radośnie zatrzepotało. Był bardzo przystojnym młodzieńcem. Miał około dwudziestu lat. Brązowe oczy okalały jego łagodną twarz, zaś orzechowe oczy patrzyły na nią z sympatią i szczerością. Emanował od niego całkowity spokój, który lekko zakłócał wystający z pochwy długi, ostry miecz.
- Wasza Wysokość! Ja i mój serdeczny przyjaciel Liam Payne pragniemy służyć na Twoim zamku. czy okażesz nam ten zaszczyt i przyjmiesz nas pod swe skrzydła? - zagrzmiał Cedrik.
- Oczywiście - odparł król - damy wam szanse, abyście się wykazali.
- Bądź pozdrowiony - powiedzieli chórem i zasalutowali po rycersku. Liam podszedł do [T.I] i delikatnie ucałował ją w malutką dłoń. Policzki dziewczyny leciutko zaróżowiły się. Chłopak uśmiechnął się przyjaźnie. Mężczyźni jeszcze raz zasalutowali po czym opuścili salę. Od tej pory w sercu [T.I] gościł nie kto inny jak sir Liam. Myślała o nim dzień i noc. Czasami natknęła się na niego, ale on zaraz znikał uśmiechając się tylko. Ten uśmiech lubiła najbardziej.

 
Pewnego dnia księżniczka wyszła na spacer do swojego ogrodu. Myślała o chłopaku, który zdobył jej serce. I nagle go ujrzała. Spacerował z drugiej strony. Wyglądał tak nieziemsko. I nagle ją zauważył. Zaczął kierować się w jej stronę, a gdy już stał naprzeciwko niej skłonił się głęboko. Wzruszyło ją to.
- Dzień dobry księżniczko - uniósł jej dłoń do ust i ucałował.
- Witaj rycerzu - odparła swoim słodkim głosem
- Zechciałabyś mi potowarzyszyć i oprowadzić mnie po swoich ogrodach? - zapytał
- Z największą przyjemnością. I tak jestem znudzona - odparła. Szli ujęci pod ramię. [T.I] pokazywała Liamowi każdy krzak róży i każdy krzak opisywała. Chciała tę chwilę przedłużyć najmocniej jak mogła. Żałowała, że jest taka nieśmiała. W pewnym momencie dotarli do sporego kawałka trawy, gdzie nic nie rosło. Liam spojrzał na [T.I] pytająco.
- To jest mój kawałek ziemi. Chciałabym kiedyś posadzić tu dwa drzewa. jedno byłoby moje, a drugie.... - Twoje, chciała powiedzieć, ale się nie odważyła - mojego wybranka. - zakończyła. Sir Liam pokiwał głową ze zrozumieniem.
- Chodźmy dalej- zaproponowała księżniczka. Po skończonym spacerze Liam odprowadził ją do jej komnaty.
- Mam nadzieję, ze kiedyś to powtórzymy - powiedział na pożegnanie Liam.
- Ja.. Ja też - szepnęła [T.I]. Liam nachylił się i ucałował jej policzek
- Śpij dobrze księżniczko.

Spotykali się codziennie. Ich znajomość przerodziła się w przyjaźń, później w miłość. Pewnego dnia Liam wziął [T.I] za rękę i rzekł :
- Chcę udać się do Twojego ojca i prosić go o Twoją rękę - jego słowa uszczęśliwiły ją. Zachwycona rzuciła się mu na szyję, a on zakręcił nią. Trzymając się za ręce ruszyli w stronę sali tronowej.
- Ojcze! Matko! Chcielibyśmy wam coś powiedzieć! - krzyczała uradowana [T.I]. Harry, który wiedział o miłości tych dwojga smutno pokręcił głową. on znał plany ojca.
- Córko, musimy porozmawiać - powiedział stanowczo Christian.
- Liam, mógłbyś nas zostawić samych? - poprosiła matka księżniczki. Chłopak skłonił się i wycofał ściskając przedtem dłoń [T.I].
- Kochanie, wraz z Twoją matką podjęliśmy decyzje. W sobotę wychodzisz za sira Cedrika. To odpowiedni partner dla ciebie. Będzie wam się dobrze żyło. Suknia jest już zamówiona. [T.I] spojrzała na swojego brata, któremu się zwierzała. W jego oczach ujrzała smutek.
- Przykro mi.... - wyczytała z jego słów. nie patrząc na nikogo więcej wybiegła z komnaty. Na korytarzu złapał ją w swoje ramiona Liam.
- Co się stało skarbie?- zapytał, gdy ujrzał łzy w jej oczach. Udali się na zamkowy dziedziniec. Tam młody rycerz dowiedział się o strasznej prawdzie.
- Cii.. skarbie jeszcze będziesz moja zobaczysz. - przekonywał ją. Wierzyła mu.
Ostatni tydzień postanowili spędzić razem. Dwa dni przed ślubem Liam zabrał [T.I] do ogrodu. Do jej ogrodu. miał tam dla dziewczyny niespodziankę. Na obszarze, gdzie niedawno jeszcze nic nie było oprócz trawy zasadzone były dwa spore drzewka.
- Te drzewa symbolizują Ciebie i mnie, pamiętaj. Już zawsze będę twój. Nie ważne co się stanie.
- Och Liam - załkała - tak bardzo Cię kocham. Dlaczego tak musi być? - Przytulił ją do serca i leciutko kołysał. W tę noc wykradli się i spędzili ją upojnie w stajni. Wyrazili w ten sposób całą swoją miłość i oddanie. Wiedzieli, ze więcej taka noc się nie zdarzy.
Następnego dnia, kiedy trwały przygotowania do ślubu Liam udał się do Cedrika walczyć o swoją miłość.
- O witaj Liamie. - przywitał go przyjaciel
- Nie zdobędziesz jej. Ona jest moja - syknął przez zęby Liam. Brunet nie przewidział jednego : Cedrik od dawna domyślał się co łączy jego i [T.I]. Mężczyzna zamachnął się. ,,Ona mnie kocha. Tylko mnie"

Znaleźli jego ciało w południe. Nietrudno było znaleźć sprawcę. Sir Cedrik nie zabrał dowodu zbrodni, zabrudzonego krwią Liama swojego miecza. Za zabicie swojego przyjaciela kazano go powiesić. Liama pochowała  [T.I]. Zdruzgotana dziewczyna była załamana. Zawalił jej się cały świat. Jego ciało złożyła w hebanowej trumnie, którą umieściła pod drzewem zasadzonym przez niego samego. Mieliśmy tu leżeć razem - myślała. Kiedyś drzewa urosną, liście będą spadać na twój nagrobek. Gałęzie zasłonią wyryte imię i nazwisko....  Ale to dopiero za parę lat. Odszedłeś za wcześnie, mój ty rycerzu...
Niedługo po tym [T.I] odkryła, że spodziewa się dziecka. Wiedziała, że to dziecko Liama. Tylko jemu się oddała. O ciąży powiedziała Harr'emu. Jej kochany brat był jedynym przyjacielem. Teraz, gdy nie ma już Liama, nie ma nic. Wszyscy myśleli, że dziecko jest Cedrika, a ona nie zaprzeczała. W głębi serca myślała jednak coś innego. Dziękowała Bogu i Liamowi, że dali jej to dziecko.
Urodziła ślicznego chłopczyka, któremu nadała imię Louis. Dniami przesiadywała na ławeczce pod drzewami przed grobem Liama. Milczeniem wyrażała swoją tęsknotę za nim. Lata mijały, drzewa rosły, Louis dorastał. Od początku wiedział kto jest jego ojcem i jak zginął. Pozwalał, aby wszyscy myśleli, że wie iż jest nim Cedrik. Żałował, ze nie mógł poznać swojego prawdziwego ojca. Mimo to Liam był jego wzorem.
Przez całe życie [T.I] z nikim więcej się nie związała. Gdy zmarła pochowano ją pod drugim drzewem, które tak samo jak drzewo Liama było ogromnych rozmiarów. Razem za życia, razem po śmierci. Teraz była szczęśliwa. Odnalazła swojego Liama, młodego jak kiedyś. Uśmiechał się do niej wyciągając rękę. Bez wahania podała mu ją.
- Witaj księżniczko. Tęskniłem za Tobą - powiedział po czym złączył ich usta w pocałunku.

Tak, ta historia wydarzyła się na prawdę. Możecie w nią wierzyć, lub nie. Prawdziwa miłość istnieje, życzę wam abyście jej doznali. Niech jednak nie skończy się tak szybko jak miłość tych dwojga młodych ludzi.


,,Śmierć jest minimum. Mi­nimum wszys­tkiego. Pod­czas tych godzin, gdy jes­teś tak blis­ko dru­giej oso­by, z dwoj­ga niemal sta­jecie się jed­nym... Mi­nimum...Miłość jest śmier­cią: śmier­cią odrębności, śmier­cią dys­tansu, śmier­cią cza­su. W trzy­maniu się z dziew­czyną za ręce naj­piękniej­sze jest to, że po chwi­li za­pomi­nasz, która ręka jest Two­ja. Za­pomi­nasz, że są dwie, nie jedna.''

piątek, 21 lutego 2014

Louis Tomlinson imagin

Hej tym razem Bella! ♥
Napisałam imagian z Lou ;] Jestem ciekawa waszych opinii. Nie jest to jakaś mega zaskakująca opowieść, ale ma swój urok i można jakiś wniosek z niego wnieść.
Dedykacja dla: ✝ ¢υρ¢αкє qυєєη ✝ 
[Na poprawę humoru i żeby ci się lepiej zaległości czytało:)]

Może zrobimy tak, że KTO CHCE to napisze swoje wnioski w komentarzach wyniesione z tego imagina, a ja najlepszą odpowiedź nagrodzę dedykacją...;D


Ja tymczasem kończę i idę się kurować, bo coś się przeziębiłam... Dlatego z góry przepraszam za jakiekolwiek błędy itp, ale naprawdę źle się czuje.
Pozdrawiam Bella♥
Ps. Za wszystkie komentarze i dodanie do obserwowanych BIG HUG! ;3


Chyba nie wiesz, czym jest prawdziwa miłość, aż do momentu spotkanie tej prawdziwej. Kiedy patrzysz  pierwszy raz w oczy, tej osobie, to jest tak, jakby czas stanął w miejscu. Cały świat przestaje toczyć swoje życie, a jedyna rzecz, która się liczy to odległość między tobą,  a tą osobą. Wszystko, co chcesz zrobić, to być z tą jedną osobą i nigdy nie tracić jej z oczu.
Nazywam się Louis Tomlinson i Doncaster, gdzie się urodziłem i wychowałem.
2 czerwca  2010 roku ujrzałem w swoich oczach najpiękniejszą kobietę, jaką kiedykolwiek widziałem. Miała wszystko, o czym marzyłem. Brązowe, kręcone włosy, niebieskie oczy, które błyszczały w świetle słońca, uśmiech, który mógłby rozweselić cały wszechświat. Absolutnie doskonała.
W tym czasie pracowałem w małej kawiarni w moim miasteczku. Weszła tego ranka i zamówiła mają kawę, z mlekiem i cukrem. Szkoda, że nie miałem na tyle odwagi, aby porozmawiać z nią, a nie tylko zapytać co zamówiła, ale nie mogłem wtedy wydusić z siebie nic więcej. Przez tydzień przychodziła każdego ranka i zamawiała tą samą kawę, z mlekiem i cukrem. W końcu nabrałem śmiałości, żeby powiedzieć jej coś więcej niż zapytanie o to co sobie życzy. Bo w końcu potrzeba czasu by nabrać odwagi, aby przystąpić do podejmowania walki o miłość, prawda?
-Dzień dobry, witamy w Coffee Drink . Mogę przyjąć zamówienie?- zacząłem jak zwykle, a już po krótkiej rozmowie zapisywała swoje imię i numer telefonu na paragonie z salonu fryzjerskiego, który wyjęła z swojej torebki i podała mi zwinnym ruchem.  Dała mi tą karteczkę, wyglądając przy tym tak, że trudno to opisać słowami, po czym wyszła z kawiarni. Spojrzałem na nią po raz ostatni. Miała na sobie czarną sukienkę i obcasy, a jej włosy luźno były rozwiewane przez wiatr.
Tego wieczoru po pracy, poszedłem do mojego małego, zapchanego mieszkania i postanowiłem do niej zadzwonić. Siedziałem przy stole w jadalni przez dobre dziesięć minut, zanim tak naprawdę wybrałem jej numer. Byłem tak zaskoczony, że ta dziewczyna... Ktoś tak piękny i idealny dał mi swój numer. Nie musiałem długo czekać, zanim odpowiedział mi jej głos.
-Halo?
Siedziałem na drugim końcu telefonu przez kilka sekund, nic nie mówiąc.
Czułem się głupio, głupio ponieważ wiedziałem, że po prostu marnuje swój czas. Jednocześnie czułem się dobrze. Miałem wrażenie, ze nigdy nie czułem się lepiej.  Nie mogłem opisać tego wszystkiego słowami, z wyjątkiem tego, że czułem motyle latające w moim brzuchu. To było uczucie, którego jeszcze nigdy wcześniej nie doświadczyłem.
-Tu Louis, z kawiarni rano. Przyjąłem twoje zamówienie i rozmawialiśmy przez chwilę, pamiętasz?- powiedziałem nerwowo, bawiąc się nerwowo rękawem od swojej koszuli, mając nadzieję, że będzie pamiętała, chociaż wiedziałem, że to zdarzyło się dopiero rano.
-O tak! Hej Lou. Mam nadzieję, że mogę tak do ciebie mówić-powiedziała- Wiem, że dopiero co się poznaliśmy, ale zastanawiałam się, czy byłbyś zainteresowana, aby spotkać się ze mną jutro? Dopiero od niedawana tu mieszkam i może miałbyś ochotę pokazać mi trochę tego miasta?
Byłem w szoku, bo wyobrażałem sobie wszystko co może się zdarzyć po tej rozmowie, ale tego się kompletnie nie spodziewałem. Doskonała i piękna dziewczyna jak ta, chciała mnie ze swojego wyboru. Nadal siedziałem przy swoim stole w jadalnie.
-Tak, tak. Pewnie, że chciałbym. O której godzinie ci pasuje?- spytałem, starając się nie być zbyt nachalny.
-Przyjedziesz po mnie o szóstej?- spytała z słodkim głosem.
-Oczywiście- odpowiedziałem z uśmiechem na twarzy.
Szczerze mówiąc, nie wierzyłem, że to się dzieję. Nie myślcie, że nie miałem nigdy dziewczyny lub znajomej, która była dziewczyną, ale dziwiłem się, ponieważ była to wyjątkowa i śliczna dziewczyna i wydawała się być zainteresowana moją osobą.

Następnego dnia, podjechałem pod jej adres zamieszkania, który mi podała. Mieszkała na obrzeżach miasta, w domku jednorodzinnym. 
Czekała na mnie przy bramie wjazdowej, przy której się zatrzymałem. Wyglądała ślicznie, miała na sobie granatową, zwiewną sukienkę i czarne szpilki.
Podeszła do samochodu, a ja wysiadłem z niego i pomogłem jej wsiąść. Czułem się tak, jakbyśmy byli jedynymi ludźmi na ziemi. To było niesamowite...
-Dziękuję, że wychodzisz ze mną-powiedziała- Naprawdę  nie chciałam spędzić tego sobotniego wieczoru w domu, sama.
Powiedziała, gdy ruszyliśmy spod jej domu.
-Zawsze do usług- odpowiedziałem, a na jej twarzy zagościł uśmiech- A tak po za tym gdzie byś chciała pojechać?http://s2.favim.com/orig/34/cute-louis-tomlinson-one-direction-sexy-Favim.com-278618.jpg
Zapytałem z ciekawością.
-Po prostu zabierz mnie do swojego ulubionego miejsca- poprosiła, wygładzając swoją granatową sukienkę.
-Okej. Mam pomysł- odpowiedziałem. Jechaliśmy jakieś dziesięć minut, po czym skręciłem na polną drogę, mijając jakieś opuszczone gospodarstwa.  Droga w końcu zmieniała się w drogę gruntową, która doprowadziła nas do małego urwiska, tak że przed nami rozprzestrzeniał się widok na całe miasto.
Spojrzała na mnie zdezorientowana.
-Dlaczego tuta?- zapytała. Spojrzałem na nią i uśmiechnąłem się wychodząc z samochodu.
Podszedłem do niej, od strony pasażera i otworzyłem jej drzwi, podając rękę, kiedy wysiadała.
Usiadłem na masce samochodu, po chwili dołączyła do mnie.
-Bo tu możesz zobaczyć wszystko. To jak bycie na szczycie świata. Widać miasto świecące i błyszczące w ciemności, tak jak gwiazdy na niebie- wyjaśniłem jej. Momentalnie spojrzała na światła miasta i gwiazdy na niebie, po czym się uśmiechnęła.
-Teraz rozumiem, dlaczego to jest twoje ulubione miejsce. Lubie to. Można się tu zrelaksować-powiedziała.
Byliśmy tam, na małym klifie, co najmniej dwie i pół godziny.  Gdy odjeżdżaliśmy stamtąd było około 21:00. Oboje byliśmy bardzo głodni, więc postanowiłem, że to będzie słuszne, jeśli zabiorę ją, aby coś zjeść. Więc zabrałem ją do małej pizzerii. Siedzieliśmy tam z godzinę lub dwie, rozmawiając ze sobą o wszystkim. Pod koniec wieczoru czułem się tak, jakbym znał ją od lat. Czułem się tak komfortowo wokół niej. Gdy wybiła 12:00 odwiozłem ją do domu.
-Było zabawnie dzisiejszego wieczoru- powiedziała, podczas odkluczania frontowych drzwi.
-Potwierdzam- odpowiedziałem-Czy... Może zobaczymy się wkrótce?
Uśmiechnęła się i otworzyła drzwi.
-Tak, mam nadzieję, że tak.
-W porządku, dobrej nocy- pożegnałem się i ruszyłem z powrotem w stronę samochodu.

Po kilku miesiącach naszej znajomości, zauważyłem, że staliśmy się bliskimi przyjaciółmi. Nie mogę powiedzieć, czy poczuła coś do mnie, ale wiedziałem, ze ja jestem w niej zakochany.
Byłem w niej zakochany od pierwszego dnia. Gdy po raz pierwszy spojrzałem jej w oczy, wiedziałem, że była tą jedyną.  Jedyna, z którą chciałem się ożenić i spędzić resztę mojego życia.
Uznałem, że skoro znaliśmy się już od kilku miesięcy, mogę się w końcu z nią umówić na prawdziwą randkę. Chciałem zabrać ją do jakiejś fantazyjnej i miłej restauracji, gdzie musiałbym dokonać rezerwacji.  Chciałem, aby poczuła się tak, jak ja poczułem się kiedy po raz pierwszy ją zobaczyłem. Chciałem, by czuła się kochana, ważna, wyjątkowa, ponieważ taka była dla mnie.

-Czy mogę  cię o coś zapytać?- zapytałem, dzwoniąc do niej po pracy.
-Tak, wszystko w porządku?- zastanawiała się.
-Tak wszystko jest w porządku, po prostu...- wziąłem krótką pauzę i głęboko odetchnąłem.
Miałem ten mały głosik w głowie, który mówił mi, że się nie zgodzi i że tylko marnuje jej czas.
-Zastanawiam się, czy będzie w porządku, jeśli zapytam się, czy pójdziesz ze mną na randkę dziś wieczorem?- zapytałem nerwowo. Nie zastanawiała się zbyt długo.
-Oczywiście, chciałabym Lou- odpowiedziała, brzmiąc szczęśliwie.
- Czy o 17:00 ci odpowiada?- zaproponowałem.
-Brzmi idealnie.

Po kilku godzinach zacząłem się szykować na spotkanie. Ubrałem garnitur. Chciałem wyglądać absolutnie doskonale.
Pół godziny przed planowaną godziną, wychodziłem z domu, gdy nagle dostałem nieoczekiwany telefon od niej. Nacisnąłem zieloną słuchawkę, myśląc, że po drugiej stronie telefonu usłyszę jej kojący głos, ale okazało się, że to jej brat, który poinformował mnie, że miała wypadek samochodowy jadąc do pralni, aby odebrać sukienkę, którą zamierzała ubrać dziś wieczorem.
Gdy tylko usłyszałem tą wiadomość, rzuciłem się w stronę samochodu i szybko pojechałem do szpital, gdzie została przewieziona przez sanitariuszy.  Pobiegłem na izbę przyjęć i rozpocząłem poszukiwanie. Nie trwało to długo, gdyż znalazłem ją w pokoju dwieście dwa. Wszedłem do środka, z niedowierzającym wyrazem twarzy, była sama. Jej oczy były zamknięte, a na ustach miała maskę, która j pomagała jej oddychać. Spojrzałem na nią bezradnie. Jej twarz była blada, a głowa owinięta, grubą warstwą bandażu. Jej twarz u ramiona były posiniaczone. To było brutalne.
Patrząc na nią, chciało mi się płakać. Czułem się okropnie i obwiniałem się za to co się stało. Gdybym nie zapytał ją tego dnia, czy umówi się ze mną wieczorem, nie wychodziłaby z domu, do tej pralni. Byłaby w domu bezpieczna. To była moja wina, że to się z nią stało, a ja będę winny za to już do końca życia.
Usiadłem na krześle obok jej łóżka szpitalnego. Siedziałem w kompletnej ciszy. Nie mogłem uwierzyć, że to się działo naprawdę. Myślałem, że to sen... Koszmarny sen
, z którego mogę się wybudzić. Niestety po chwili wracała rzeczywistość.
To zdarzenie sprawiło, że znów zacząłem myśleć o moim wypadku, który miałem około dwa lata temu. Ten wypadek to też moja wina. Straciłem w nim najlepszego przyjaciela, Sama. To było późno w sobotę, o pił i leczył smutki alkoholem po kłótni z dziewczyną. Jechałem z nim do domu.  Moje światła nie działały zbyt dobrze, a w nocy trudno było zobaczyć drogę przed sobą. Słabe reflektory i uciążliwy pijany przyjaciel w samochodzie, nie pozwoliło mi na skupieniu się na jeździe.  Samochód uderzył w drzewo. Sam został wyrzucony z siedzenia pasażera i wyleciał przez przednią szybę, lądując niedaleko samochodu. Nie mogłem, podejść do niego gdyż, zostałem uwięziony w samochodzie. Było to najgorsze co mogło mi się w życiu wydarzyć.
Tak samo jak widzieć dziewczynę w taki stanie. Siedząc obok niej, ściskałem ją za rękę. Mimo, że wiedziałem, że śpi, ciągle z nią rozmawiałem.
-Kochana, nie wiem dlaczego tak się stało, ale...- mówiłem- Ja...Tak mi przykro.
Pochyliłem głowę i wytarłem dłonią łzy. Czułem się zepsuty i utracony.  Nie wiedziałem, co ze sobą zrobić. Powstrzymywałem łzy i dusiłem w sobie wszystkie emocje, bo gdybym tego nie robił, mógłbym oszaleć i zwariować. I najprawdopodobniej wylądowałbym w psychiatryku.
Trzymałem ją za rękę jeszcze mocniej, obiema dłońmi.  Spojrzałem na nią.
-Wiem, że prawdopodobnie nie możesz mnie usłyszeć, ale jestem w tobie zakochany od pierwszego dnia. Od pierwszego, przyjętego od ciebie zamówienia...- wyjaśniłem-Kocham cię.
Mówiąc to, poczułem jej uścisk dłoni, jak by słyszała mnie cały czas. To wywołało u mnie uśmiech. Po około dziesięciu minutach otworzyła oczy. Chociaż miała tak wiele skaleczeń i siniaków na całym ciele, dla mnie wciąż była najpiękniejszą kobietą na świecie. Wszystko co chciałem w tej chwili, to móc trzymać ją w dłoni i nie pozwolić nikomu ją skrzywdzić.
Spojrzała na mnie swoimi pięknymi niebieskimi oczami i delikatnie się uśmiechnęła. Lekarze powiedzieli mi, że spała ponad dwie godzinny.
-Ja też cię kocham- szepnęła i ponownie ścisnęła moją dłoń. Myślałem, ze to kolejny sen, ale to też było prawdziwe. Patrzałem na nią kilka sekund, a potem odwzajemniłem uśmiech. Nie wiedziałem co powiedzieć. To był dla mnie szok. 
 Myślałem o tym, co to będzie jak się z nią ożenię, będziemy mieć dzieci i żyć w fantazyjnym domu. Ale po chwili pomyślałem, że może ona nie wie, co mówi, może ona mnie nie kocha . Być może,to tylko leki sprawiły taką  gadaninę. Siedziałem obok jej szpitalnego łóżka trzymając ją za ręce, nie mogą pozwolić jej odejść . Nie chciałem jej stracić, nigdy.
Po kilku miesiącach po jej wypadku, wszystko nabrało tępa. Była w lepszym stanie fizycznym i psychicznym, a co najważniejsze... Byliśmy już razem, jako para. Wszystkie moje marzenia się spełniły. W końcu miałem przy sobie dziewczynę swoich marzeń.

Minęło już ponad rok od kiedy z nią byłem, ale dla mnie to wciąż za mało. Chciałem umieścić pierścionek na jej palcu. Chciałem, żeby była moja, oficjalnie.
Wyszedłem na miasto polować na pierścionek zaręczynowy. Miał być nie za duży, ale też nie za mały... Idealny.
Po trzech godzinach poszukiwań, natknąłem się na złoty pierścionek. Diament idealnej wielkości, z małymi diamencikami wokół.  Był śliczny i musiałem kupić go dla nie. Tak też zrobiłem.
Tydzień lub więcej minęło, gdy pierścionek był gotowy. Byliśmy w kuchni i robiliśmy wspólnie obiad. Zajęła się makaronem, gdy ja wymknąłem się do sypialni. Podszedłem do  komody i otworzyłem szufladę na skarpetki, gdzie ukryłem pierścionek. Umieściłem go w kieszeni spodni i dołączyłem do niej w kuchni.
-Gdzie byłeś?- spytała, gdy wszedłem. Spojrzałem na nią, lekko się uśmiechając.
-Czy mogę się o coś spytać?- zapytałem, gdy szła w moim kierunku.
-Wszystko dobrze?- brzmiała zainteresowana.
-Tak, tylko mnie posłuchaj... Nie sądzę, żebym z kimkolwiek był tak szczęśliwy jak z tobą- powiedziałem- Gdybym miał wybór, chciałbym spędzić z tobą wieczność. Tylko ty i ja.
Oznajmiłem i wyjąłem pudełeczko z kieszeni i klęcząc na jednym kolanie.
-Wyjdziesz za mnie?- zapytałem, prawdopodobnie wyglądając jak nerwowy wrak. Czułem się spocony i zdenerwowany.
Stała przede mną, patrząc na mnie z uśmiechem.
-Lou... Oczywiście!- wykrzyknęła. Byłem tak zakochany w niej. Tak bardzo się cieszyłem, że ja ma. Była moja, tylko moja.

http://25.media.tumblr.com/tumblr_mdgc1lOrb91rc0v7lo1_500.gif

czwartek, 13 lutego 2014

Niall Horan imagin

Hej, tutaj Ruda.  
Przychodzę do was z imaginem który jest w pewien sposób smutny. Chyba tak to można ując :) Niestety teraz wina leży po stronie dziewczyny, a nie jak zawsze w tym przypadku Nialla. Tak na marginesie jestem zwolenniczką smutnych zakończeń. Jeśli jesteście zainteresowani może zostać pisana kontynuacje... Tego imagina dedykuje Mery  która mnie prosila o historie z Niallem oto i ona :]

Lekki powiew wiatru przyprawił mnie o dreszcze. Momentalnie oplotłam się ramionami i oprałam głowę o Nialla. Chłopak bez zastanowienia zdjął swoją czarną bluzę i narzucił mi na ramiona.
-Dziękuję, jesteś kochany.- odparłam poprawiając  się. W nagrodę dostałam soczystego całusa w czoło.  Siedzieliśmy oboje wtuleni w siebie patrząc na zapadający zmrok. Tafla jeziora mieniła się kolorami przygasłego słońca  a lekko przyróżowione obłoki tańczyły na bezkresnym niebie.  Idealna, romantyczna randka w której się dusiłam. Przerażało mnie poukładane życie Horana który próbował zrobić to samo ze mną. Te wszystkie terminy, randki, prezenty.  Spotkania zaplanowane z kilkudniowym wyprzedzeniem. Ja potrzebowałam adrenaliny. Czegoś co mnie zaskoczy a zarazem rozweseli. Momentalnie zdjęłam rękę blondyna z moich ramion i spojrzałam na niego z nieciekawą miną.
-Coś się stało? Źle się czujesz?- zapytał z troską łapiąc mnie za rękę.
-Nie wszystko w porządku. Tylko…- zawiesiłam przez moment głos szukając odpowiednich słów
-Tylko co? - €odparł gwałtownie wstając.- Nie kochasz mnie? Chcesz odejść?- zawsze gdy rozmowa nabierała podobny tor zadawał mi te same pytania, które doprowadzały mnie do szału. Czasami miałam ochotę odpowiedzieć „Tak nie kocham cię” ale to by zniszczyło nas oboje. Tak sądzę.
-A ty znów swoje.- furknęłam podrywając się co spowodowało że ciepła bluza osunęła mi się z ramion.
-Nie Kim! Odpowiedź mi! Czy nadal chcesz ze mną być?-  patrzyłam w jego  błękitne tęczówki i wahałam się. Ja po prostu się wahałam. Moje uczucie do niego powoli wygasało. Nie mogłam tego zatrzymać choć bardzo tego chciałam.
-Kocham cię.  Tylko proszę cię zaszalejmy. Zróbmy coś szalonego. Coś co będziemy wspominać  przez dłuższy czas.- wydusiłam z siebie powodując ulgę u Niallera. Chwyciłam jego dłoń przykładając sobie do policzka. Zawsze gdy tak robiłam przechodził mnie miły dreszczyk. Teraz tego zabrakło. Farbowany powoli nachylał się aby mnie pocałować. Dzieliły nas milimetry lecz ja się wycofałam. Co się ze mną dzieje?- pomyślałam. Czy ja naprawdę już go nie kocham?
-Co jest?- zdziwił się gdy nie napotkał moich ust.- Najpierw chcesz abym był szalony spontaniczny. A gdy całuję cię w miejscu publicznym odpychasz mnie?- na jego twarzy malowała się złość  której do tej pory nigdy nie widziałam.
-Niall to nie tak.- próbowałam wytłumaczyć .
-A jak? Wiesz co Kim? Daj mi znać jak w końcu zdecydujesz się czy chcesz być ze mną czy nie!- krzykną i chwyciwszy bluzę leżącą na trawniku odszedł. Kilka miesięcy temu podbiegłabym do niego przytuliła i nigdy nie wypuściła. W tym momencie poczułam pewną ulgę gdy ujrzałam go oddalającego się ode mnie. Co się ze mną dzieje do cholery? Co ja wyprawiam? Powoli dochodzi do mnie to, że nie chcę być z nim. Wymyślam jakieś chore wymówki, że potrzebuje szaleństwa a wcale tak  nie jest. Oplotłam się ramionami aby zatrzymać jak najwięcej uciekającego ciepła i ruszyłam w stronę mieszkania. Wędrowałam zatłoczonymi ulicami Londynu  rozmyślając nad tym co czuję do chłopaka który skradł moje serce prawie dwa lata temu.  Nasze pierwsze spotkanie, randka, pocałunek. Nadal nie mogłam uwierzyć w to, że to wszystko dobiega ku końcowi. Ale po co dusić się w związku bez przyszłości?  Bez oporów otworzyłam drzwi wejściowe i zapaliłam lampkę która stała na parapecie. Usadowiłam się na wygodnej kanapie i wziąwszy wcześniej kartkę i długopis zaczęłam pisać list.

Niall.
Gdy będziesz czytał ten list mnie już nie będzie. Nie mogę tkwić w związku który jest dla mnie toksyczny. Uświadamiałam sobie to z dnia na dzień aż postanowiłam, że wyjadę. Nie chcę cię ranić. Po prostu chcę abyś znalazł osobę która cię pokocha jak ty kochasz mnie.

 Gdy kończyłam ostatnie zdanie ostatnim rzutem oka spojrzałam na nasze wspólne zdjęcie. Byliśmy tacy szczęśliwi. Pojedyncza łza zakręciła się na rzęsach i skapnęła na kartkę tworząc małą plamę. Wyrwałam się z rozmyśleń i gwałtownie wstałam ze skórzanej kanapy.  Podeszłam do szklanej szafy zamaszystym ruchem ręki otworzyłam ją i wyciągnęłam dużych rozmiarów walizkę. Następnie nie patrząc na nic wrzucałam po kolei ubrania, kosmetyki oraz inne potrzebne rzeczy.  Z oporem zamknęłam torbę i postawiłam przy drzwiach. Ubrałam się cieplej i chwyciwszy wcześniej bagaż opuściłam mieszkanie. Na dzień dobry powitał mnie wiosenny wiatr powodując nie miłe odczucia. Zamówiona wcześniej taksówka stała już pod  domem bez zastanowienia wsiadłam do niej i podałam adres lotniska z prośbą o zahaczenie jeszcze jednego miejsca. W głowie miałam mętlik. Moje decyzje były pochopne ale nie odwracalne. Patrzyłam na krajobraz który przemijał w szybkim tępe.
-Jesteśmy na miejscu.- oświadczył kierowca patrząc na mnie z uśmiechem na ustach. Odwzajemniłam gest i spojrzałam na mieszkanie. Zgaszone światła świadczyły, że nikogo  nie ma w domu. Może to i lepiej- pomyślałam. Leniwie wysiadłam z samochodu i skierowałam się do bramki. Chwyciłam za klamkę aby podążyć dalej lecz coś mnie zatrzymało. Wewnętrzna niechęć powstrzymała mnie od tego.  Niepewnie sięgnęłam do kieszeni i wciągnęłam kopertę. Bez zastanowienia wrzuciłam ją do skrzynki na listy. Ostatnie spojrzenie na dom i szybkimi krokami wróciłam do taksówki. Kierowca ruszył z piskiem opon a ja nie byłam już pewna niczego.

Rok później
Ten rok dał mi dużo do myślenia. Przez ten czas uświadomiłam sobie, ze to co było pomiędzy mną a Niallem to była miłość. Prawdziwa, szczera miłość. Natłok wspomnień nie dawał mi spokoju .Do tej pory nie mogę sobie tego wybaczyć. Jak mogłam porzucić swojego skarba. Ale teraz jestem pewna. Kocham go i nic tego nie zmieni. Powoli zmierzałam na parking gdzie znajdował się rząd żółtych pojazdów. Bez zastanowienia wsiadłam do pierwszego lepszego auta i wydukałam adres. Kierowca spojrzał na mnie a ja ujrzałam w nim znajomą twarz. Po chwili uświadomiłam sobie, ze to ten sam człowiek który rok temu wiózł mnie na lotnisko. Uśmiechnęłam się do niego niepewnie a mężczyzna odwzajemnił gest. Gdy dotarliśmy na miejsce serce zaczęło bić mi jak oszalałe. Uczucia rozbudziły się na nowo. Gdy tylko zobaczyła samochód blondyna na podjeździe uśmiech sam nasuną mi się na usta. Zapłaciwszy kierowcy wysiadłam z auta i skierowałam się w stronę mieszkania. Kilka głębokich oddechów i byłam gotowa nacisnąć dzwonek. Po paru sekundach usłyszałam charakterystyczne otwieranie zamków. Ręce trzęsły mi się bez opamiętania a nogi były niczym wata. Nagle prze de mną staną Horan. W ogóle się nie zmienił. Wróć. Zmienił się wyprzystojniał. Jego ciało było idealnie wyrzeźbione, włosy w lekkim nieładzie a koszula niedokładnie zapięta. Jak nie mój Niall- pomyślałam. Gdzie ten perfekcyjny chłopak w którym się zakochałam? Lecz muszę przyznać taki podobał mi się jeszcze bardziej.
-Witaj Nialler.- odparłam półtonem. Tylko to byłam w stanie z siebie wydusić.
-Kim?! Co ty tu robisz?-  powiedział drapiąc się po karku i odwracając się co chwila do tyłu.
-Stęskniłam się.-nie wiedziałam jak to mam wytłumaczyć. Cześć Niall wróć do mnie?  W głowie miałam tysiąc myśli i pomysłów na minutę niestety każdy był bezsensowny.
-Stęskniłaś się? Nie bądź śmieszna. Przecież sama mnie zostawiłaś. Nie pamiętasz? Nie byłam jak to ujęłaś w liście tym jedynym.- słowa które wypowiadał raniły mnie.- I myślisz, ze jak zjawisz się tutaj po roku rzucę ci się na szyję? Zapomnij Kim!- dodał na koniec. Próbowałam coś powiedzieć jednak mi przerwano.
-Kto to kochanie?- usłyszałam delikatny głos zza pleców chłopaka.
-Nikt ważny. Ta pani już sobie idzie.- Horan zrobił krok do tyłu odsłaniając brunetkę. Otulił ją ramieniem i pocałował czule w czoło ranią mnie przy tym.  
-Tak. Dowidzenia.- w moich oczach  zbierały się łzy. Teraz wiedziałam co czół Niall czytając mój list. „Nikt ważny”, „Ta pani” teraz tym dla niego jestem. Nikim. Otarłam łzy kapiące z podbródka i ruszyłam przed siebie. Moja miłość odeszła a ja byłam wszystkiemu winna.

  

  "Za kradzież i porzucenie czyjegoś serca, powinna być kara dożywotniej samotności"

czwartek, 6 lutego 2014

Zayn Malik imagin cz. 2

Witajcie! :p 
Czy tylko mi jest strasznie zimno?! -_- W szkole zimno, na dworze zimno. Każdy chce wracać do łóżek brr.
Aby Was troszkę rozgrzać w te zimowe dni mam dla was cieplutką drugą część Zayna. 
A jest ona dla : Darcy Styles, która bardzo przeżywała część pierwszą :)  Jeżeli lubicie czytać przy muzyce to polecam do tego piosenkę ,,Better than words" ^^ No to ja już nie przedłużam! ;> PS. Byle do ferii :D 
Liamkowa♥

      -Ziemia do pana Malika! Zayn! Zlewaniem i puszczaniem mimo uszu moich gadek nie sprawisz, ze zniknę. Myślisz, ze mi się chce tu siedzieć z Tobą i tłumaczyć Ci rzeczy, których uczyli w gimnazjum?!- denerwowała się [T.I]. Wiedziałem, że popełniłem błąd zgadzając się na te zwalone korki. Nie miałem innego wyjścia. Gdybym ją zlał, dyro by się wściekł. I tak miałem już przesrane. Dlaczego spotyka to właśnie mnie.
- No dobrze, już będę Cię słuchał. Przepraszam, złość piękności szkodzi - powiedziałem miło. [T.I] spojrzała na mnie zdziwiona - Ale tobie już chyba nic nie zaszkodzi - dodałem z chamskim uśmieszkiem. Dziewczyna westchnęła po czym znowu spojrzała w książkę.
- Widzę, ze masz problemy z wielomianami. - dziewczyna zamyśliła się - Rozłóż mi na czynniki wielomian W(x)= x3-6x2 + 12x - 8 - szeroko otwartymi oczami wpatrywałem się w zapis na kartce
- Co ty mi tu kurwa piszesz?! Jak ja mam to obliczyć? Wypchaj się - zgniotłem kartkę i wrzuciłem ją do kosza. Widziałem, jak [T.I] ledwo panuje nad emocjami. Cieszyłem się, że korki odbywają się u mnie w domu. Udało mi się przekonać grono pedagogiczne, ze lepiej będzie mi się uczyć w moim własnym pokoju. Szybciej będę mógł również wykurzyć stamtąd [T.I], ale tego akurat nie musieli wiedzieć.
- No dobrze. Skoro nie chcesz się uczyć matematyki to może odpowiesz mi na jedno proste pytanie : Kim był Lucyfer? - zapytała znużona. Akurat na to pytanie znałem odpowiedź.
- Lucyfer był aniołem, tak jak ty - powiedziałem ciepło. Widziałem jej spojrzenie. Zdziwienie, wahanie, zwątpienie.
- Dzięki.. - szepnęła.
- Był tak jak ty upadłym aniołem. Czyli ciotą - skwitowałem wesoło. Lekki uśmiech na twarzy [T.I] zgasł. Podniosła się powoli.
- Tego już za wiele. Nie będę Cię uczyć. Nie mam na to największej ochoty. - Powiedziała hamując łzy, po czym wybiegła z mojego domu. Rozłożyłem nogi na biurku i zacząłem rechotać. Udało się! Nie będzie już tu przyłazić! Dopiąłem swego. Zadowolony położyłem się na łóżku wsuwając słuchawki w uszy. Było mi tak dobrze.Kompletnie nie obchodziło mnie to, że zraniłem [T.I]. Ta dziewczyna nie znaczyła dla mnie zupełnie nic. Nie zauważyłem nawet jak zasnąłem. Miałem bardzo dziwny sen. Śniła mi się twarz dziewczyny. Brązowe włosy, kształtne usta i smutne orzechowe oczy. Patrzyły na mnie smutnie i rozdzierająco. Jakbym im coś zrobił.....

~*~

      Przebudziłem się otwierając oczy. W pokoju panował jeszcze półmrok. Spojrzałem na zegarek. 6.20 Wcześnie jak na mnie. Nie ma się co dziwić, zasnąłem szybko i wcześnie. Postanowiłem wziąć prysznic, z racji, że zasnąłem w ubraniach bez kąpieli. Gburem byłem, ale o czystość dbałem. Kiedy już się odświeżyłem stanąłem przed swoją szafą, w której dominowała czerń. Założyłem czarne rurki, biały podkoszulek a na to czarną bluzę z n napisem ,,Fuck you very much". Włosy ułożyłem na żel, jak to miałem w zwyczaju. Wrzuciłem do plecaka książki, nawet nie patrząc na okładki. Miałem to gdzieś. Słuchawki wsunąłem do kieszonki bluzy. One były najważniejsze. Czasem gdy miałem już dosyć całej tej paplaniny nauczycieli wkładałem słuchawki do uszu i odpływałem. Pewnie dlatego miałem takie złe oceny. Jebać to. Zszedłem na dół, aby zrobić sobie śniadanie. Starałem się to robić w miarę cicho, gdyż wiedziałem, ze w pokoju obok śpi mama po nocnym dyżurze. Ojca nie miałem, mamy prawie nie widywałem. Istny patol. Mimo to kochałem moją rodzicielkę. Zawsze starała się, aby żyło mi się dobrze i ubolewała nad faktem, ze się nie uczę. Zrobiłem sobie tosty i herbatę. Po zaspokojeniu głodu udałem się do szkoły. Pogoda była nawet ładna, więc postawiłem na spacer. Założyłem kaptur na włosy i ze słuchawkami w uszach przemierzałem znane tereny. Nie spieszyło mi się zbytnio, więc kiedy dotarłem do szkoły było już sporo po dzwonku. Pierwsza była matematyka. Wyciągnąłem z szafki książkę i zeszyt i ruszyłem do klasy matematycznej. Nie pukając otworzyłem drzwi i mrucząc coś pod nosem ruszyłem w stronę ostatniej ławki. Zatrzymał mnie głos nauczycielki.
- Cóż za zaszczyt! Pan Malik raczył się pojawić na mojej lekcji. Cóż to za święto! - powiedziała sarkastycznie.
- Widzi pani, jakiego zaszczytu dostąpiła pani na starość? - Odgryzłem się. Po klasie przeszedł śmiech i szmery.
- Nie pozwalaj sobie za dużo. Od dzisiaj usiądziesz... - rozejrzała się po klasie - z [T.I]. Dziewczyny musicie się rozsiąść. A Zayn przyjdzie do tablicy i rozwiąże przykład.- I po co ja się pchałem do tej szkoły?! Nie dość, ze muszę siedzieć  z tą idiotką to jeszcze przy tablicy będę robić za błazna. Rzuciłem książki na ławkę [T.I] i powłócząc nogami udałem się do tablicy. Przyjrzałem się przykładowi i stwierdziłem, ze ćwiczyłem to z [T.I] wczoraj i dzień wcześniej. Z łatwością rozwiązałem przykład i czekałem na reakcję starej wieźmy, która analizowała każdą cyfrę szukając jakiegoś błędu.
- Nie wiem Malik jak ty to zrobiłeś. Możliwe, ze miałeś zwykłe szczęście, ale wszystko się zgadza - mruknęła zdumiona. - Siadaj.
Szczęśliwy, ze mogłem utrzeć jej nosa zająłem miejsce obok mojej nowej sąsiadki. Powinienem chyba jej podziękować i ... przeprosić. Gdyby nie ona stałbym teraz przy tablicy do końca lekcji. Nigdy w życiu nie przepraszałem. Zayn co ta dziewczyna z Tobą robi? Westchnąłem i spojrzałem na [T.I]. Zapisywała przykłady w zeszycie nawet na mnie nie patrząc. Miała mnie w dupie. W sumie to się jej nie dziwię. To co powiedziałem wtedy na korkach nie było miłe. Chciałem tylko, aby dała mi spokój i sobie poszła. I chyba zrobiłem to zbyt drastycznie. Szybko nabazgrałem swoim paskudnym pismem liścik i podsunąłem jej pod dłoń :

                 Jesteś zła?

Nie odpisała. Zamiast tego spojrzała na mnie chłodno. Przegiąłem. Westchnąłem i spróbowałem się skupić na lekcji. Gdy zadzwonił dzwonek każdy zaczął wychodzić z klasy. Zobaczyłem, jak [T.I] opuszcza klasę. odbiegłem i złapałem ją za rękę. Zdziwiona odwróciła się, ale gdy tylko mnie zobaczyła na twarzy znowu pojawił się chłód.
- Poczekaj.....
- Myślałam, że nie chcesz mieć do czynienia z ciotą - mruknęła zimno.
- Ja... My.... Źle zaczęliśmy. Chciałem cię przeprosić. nie powinienem tak mówić. Zamiast być Tobie wdzięcznym, ze poświęcasz swój czas na mnie, ja zachowywałem się jak gówniarz. Dopiero dzisiaj, kiedy rozwiązałem to równanie dotarło do mnie, ze gdybyś mi tego nie wytłumaczyła, dałbym plamę. Może spróbujemy od początku? Masz dzisiaj czas?  - patrzyła na mnie zdziwiona.
- Skąd mogę mieć pewność, ze znowu nie udajesz aby tylko mnie wyśmiać?! - zapytała z wyrzutem. Wtedy ściągnąłem kaptur z głowy i uśmiechnąłem się najłagodniej jak tylko umiałem.
- Bo chcę się zmienić? - szepnąłem. Ona mi nadal nie wierzyła! - Zróbmy tak. Przyjdziesz do mnie jeden jedyny raz. Dzisiaj po lekcjach. Jeżeli cię zdenerwuję, powiem coś przykrego, lub nie będę chciał współpracować to wtedy dam ci spokój. Zgadzasz się na taki układ? - zapytałem łapiąc ją za rękę. Widziałem jej zwątpienie - Proszę...
- No dobrze. Mam nadzieję, ze nie będę tego żałować - mruknęła. Uszczęśliwiony zapomniałem się i cmoknąłem ją w policzek. Zaczęliśmy iść korytarzem.
- Co ci tak nagle zaczęło zależeć? Przecież ty mnie nawet nie lubisz - usłyszałem jej słowa.
- Nie wiem. Po tym jak cię wygoniłem usnąłem na łóżku i miałem dziwny sen. No a gdy dzisiaj stałem przy tej tablicy i wiedziałem o co chodzi stwierdziłem, ze to wszystko dzięki tobie. Fakt nie lubiłem cię, nawet bardzo. Ale to zaczyna przechodzić. Chcę cię bliżej poznać - wyjaśniłem. Dziewczyna popadła w zadumę.
- W sumie... czemu nie? Spróbuję się do ciebie przekonać. I przyjmuję przeprosiny - uśmiechnęła się. W świetnych humorach poszliśmy na lekcje, które nie wydawały mi się już takie nudne. Może szkołę da się jednak lubić?

~*~

Zdecydowanie to był mój najlepszy dzień w szkole! Więcej słuchałem i czuję się mądrzejszy. Poczekałem na [T.I] i razem ruszyliśmy w stronę mojego domu. Polubiłem ją. To dziwne, jak jeden dzień może zmienić relacje między dwójką ludzi. Zachowywaliśmy się jak starzy znajomi. Znaleźliśmy się pod moim domem. Wpuściłem dziewczynę i zamknąłem drzwi.
- Rozgość się, a ja naleję ci soku.
- Czytasz w moich myślach - powiedziała radośnie. Dzisiejsze spotkanie było milsze. Naprawdę zaczęliśmy od nowa. Pod koniec siedzieliśmy razem przytuleni do siebie rozwiązując zawiłe przykłady. Obiecaliśmy sobie, że następnego dnia również się spotkamy. I następnego też.
      Mijały tygodnie, moje oceny były coraz lepsze, wywinąłem się z wszystkich zagrożeń. Mama była szczęśliwa, nauczyciele nie wierzyli w moją odmianę. Zauważyłem też jedną rzecz. Zaczynam czuć do [T.I] coś więcej niż tylko przyjaźń. Nie umiem wyobrazić sobie dnia bez naszych wspólnych korepetycji. Nawet gdy któreś z nas było chore to zdrowsze przychodziło do chorego. Byliśmy nierozłączni. Dzięki [T.I] z samolubnego gbura zmieniłem się w wesołego chłopaka. Była jak anioł. Biały anioł.
 Dzwonek do drzwi. To pewnie ona. Nie myliłem się. Przytuliłem ją radośnie, po czym ruszyliśmy do mojego pokoju. Jak zwykle usiedliśmy wtuleni na łóżku i studiowaliśmy zawiłe regułki. Gdy skończyliśmy [T.I] wstała z łóżka.
- Jesteś już prawie lepszy ode mnie. Nie potrzebne ci są już moje korki - uśmiechnęła się. Wiedziałem, ze muszę to zrobić.
- Korki nie, ale ty jesteś mi potrzebna - powiedziałem spokojnie stając na przeciwko niej.
- Nie rozumiem - powiedziała zdziwiona.
- Zakochałem się w Tobie. matematyka nas zbliżyła. Nie potrafię bez ciebie żyć - powiedziałem wszystko na jednym tchu. Podszedłem do zdziwionej dziewczyny. Ująłem w dłonie jej twarz i musnąłem jej usta. Nie odsunęła się, więc delikatnie zacząłem ją całować. W tym pocałunku zawarta była cała tęsknota, miłość i zachłanność. Gdy oderwaliśmy się do siebie przytuliłem [T.I]
- Od nienawiści do miłości.. - szepnęła. Całkowicie zgadzałem się z jej słowami.



,,Uwierz, ludzie się zmieniają. Potrzebują tylko szansy, wsparcia i miłości. Nie zamykaj się na nich, bo wtedy przyczynisz się  do zmarnowania cudownych osobowości skrytych gdzieś w głębi nienawiści..."


sobota, 1 lutego 2014

Harry Styles imagine



Tak się stało, że tu znowu Bella i zaś imagin z Harrym. :]
Dziś urodziny Harrego... Wszystkiego Najlepszego "sexowny tyłeczku" ♥
Czaicie, że on ma 20 lat? Ten czas biegnie... Właśnie sobie uświadomiłam, że ja też się starzeje. Jeny ja za pięć miesięcy kończę 18 lat ;o
Oglądałam dziś filmiki urodzinowe dla Harrego z okazji jego 20 urodzin... I aż się wzruszyłam. Ma fantastycznych fanów. Też bym chciała by mi ktoś zrobił taki filmik *__*
Tylko, że ja nie mam żadnego talentu i fanów hahah ;D


Dziś iamgin o plaży. Jak wam się podoba? ;]

Byłam na plaży. Siedziałam na ręczniku, czytając książkę. Zostało mi kilka stron, by skończyć.
Kilka osób po mojej prawej stronie grało w siatkówkę, ale byłam oddalona od nich w bezpiecznej odległości.
I dzięki Bogu za to. Nie byłam wielkim fanem spotkań towarzyskich.  To zależy także od znajomych, ale ludzie z prawej strony raczej nie byli typami ludzi, z którymi się zadawałam.
Dziewczyny były szczupłe i skąpo ubrane, a chłopcy… Chłopcy byli przystojni.
Nigdy, nie miałam dobre doświadczenia z chłopakami, więc często ich tylko obserwowałam, ale tym razem bardziej mnie ciekawiła książka, którą czytałam z zapartym tchem.
Nagle książka wypadła mi z ręki, a fala piasku osypała moje ciało.
Spojrzała  na bok i zauważyłam ciemnego chłopaka leżącego na pisaku.
Próbował uderzyć piłkę, ale chybił i piłka uderzyła we mnie.
-Dzięki- powiedziałam sarkastycznie, wstając i ocierając z siebie piasek.
-Gdyby nie ty, to pewnie bym trafił- odpowiedział niegrzecznie chwytając piłkę.
-Słucham?
-Jesteś głucha?
-Nie, nie jestem głucha!
-Hej, przepraszam za niego. On jest głupkiem...- pojawił się inny chłopak, który miał brązowe i kręcone włosy. Skierował mulata w kierunku grupy.
-Zauważyłam.
-Naprawdę przepraszam za Zayna... To znaczy za kolegę.
-Tak. Dobrze. Wybaczcie mi- powiedziałam, podnosząc książkę oraz koc i przeniosłam się z dala od nieznajomych.
-Czemu nie przyłączysz się do nas? Mogę kupić ci kawę! – krzyczał w moją stroną, ale nie zwracałam na niego uwagi, nawet jeśli byłam zainteresowana jego propozycją.
-Lody?- nadal próbował mnie przekonać. Podbiegł do mnie po chwili.
-Mógłbym ci kupić książkę, widzę, że je lubisz.
-Nie, dziękuję.
-No weź. Czemu nie?
-Dlaczego nie możesz mnie po prostu zostawić w spokoju?- zapytałam, ustawiając swój koc i z powrotem siadając na nim, starając się kontynuować czytanie książki.
-Słuchaj ja nie jestem taki sam, jak tamten koleś.
- To dlaczego się z nim przyjaźnisz?
-To mój przyjaciel, razem śpiewamy w zespole. Co mogę zrobić by cię przekonać?- odpowiedział, siadając obok mnie. Zapadło milczenie.
-Wiem, że nie czytasz- powiedział, zamykając mi książkę. Spojrzałam na niego. Wziął ją i położył na rogu koc.
-Twoje oczy nie były w ruchu- wyjaśnił. Pokręciłam głową. Oparłam ręce za dobą i odchyliłam się do tyłu, patrząc na ocean.
-Co chcesz? A jak masz na imię?

- Chcę cię poznać. Nazywam się Harry- wyciągnął rękę w moją stronę i chociaż zajęło mi to kilka sekund, uścisnęłam ją.
-[Twoje.Imię]- przedstawiłam się.
-Jesteś śliczna- oznajmił, a ja pokręciłam głową i spojrzałam w dół, kładąc ręce na kolana.
-To tak, jak byś mi nie wierzyła- dodał, odgarniając kosmyk moich włosów za ramię, żeby mógł lepiej widzieć moją twarz. Milczeliśmy.
-Nie wierzysz mi prawda?- zapytał nieśmiało.
-Harry, ja naprawdę nie wiem, dlaczego to cię tak obchodzi, ale myślę, że muszę już iść- wyjaśniłam. Podniosłam się, chwyciłam książkę oraz koc i ruszyłam w stronę samochodu.
-Nie jestem kimś, kim myślisz, że jestem- usłyszałam jak mówił, gdy odchodziłam. Zatrzymałam się, chociaż nadal stałam do niego plecami. Zamknęłam oczy.
-Wiem w co wierzysz. Wiem, że uważasz, że wszyscy faceci są tacy sami, oraz że każdy z nich jest okropny. To wiem…
Czułam, że przewieszony przez moje ramię koc się osunął, a po chwili poczułam go z powrotem, co oznaczało, że Harry go przesunął.
-Powiedz mi dlaczego- poprosił. Otworzyłam oczy  i zobaczyłam, że stoi przede mną z lekkim uśmiechem na twarzy.
-Możesz złożyć skargę na facetów do mnie- powiedział, biorąc mnie za rękę i rozkładając koc. Usiedliśmy na nim.
Rozmawialiśmy przez kilka godzin narzekając, naprawdę.
Ja skarżyłam się na chłopaków, a on na dziewczyny, ale żadne z nas nie obraziło się za to co powiedzieliśmy.  Gdy słońce zachodziło, pochylił się i szepnął do mojego ucha „dziękuję”.
Podniosłam książkę i koc po raz trzeci i pożegnałam się z Harrym, umawiając się na kolejne narzekanie...