Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 25 maja 2014

Niall Horan / Harry Styles Imagine



Hejo :)
Jest tak ciepło, że nie chcę się niczego. Poczułam lato na dobre :P
Co do imagina to myślę, że jest okej.  Historia raczej banalna. Ale to już pozostawiam wam :)
Dedykacja: Dla mojego bardzo dobrego kolegi (czasami mogę użyć innego określenia) zawsze chciałeś abym napisała podobną historię :)
Ruda.

 
Jedno serce kochające podwójnie. Jedna kobieta rozdarta pomiędzy dwojgiem mężczyzn. Czy można tak żyć? Chcę być szczęśliwa, lecz nie chcę krzywdzić. Chcę kochać, lecz nie chcę porzucić. Piękna męska przyjaźń a pomiędzy nią ja. Chora sytuacja, w której tkwię od pół roku.
Aksamitne dłonie pieściły moje ciało. Rozpływałam się w jego objęciach chcą coraz więcej. Błądziłam myślami gdzieś daleko nie chcąc powracać.  Swoje palce zatopiłam w blond włosach a nogi oplotłam wokół jego talii. Smakowałam jego ust jakby to był nasz ostatni raz. Jakbym musiała od niego odejść, czego nie chcę. Powolnym krokiem zbliżaliśmy się do sypialni. Moje dłonie tym razem powędrowały na ciepłą klatkę Nialla i sprytnie zsunęły z niej koszulkę. Opadliśmy oboje na łóżko i rozkoszowaliśmy się w miękkiej pościeli.  Rankiem do pokoju wpadły pierwsze promienie słoneczne, które wybudziły mnie z błogiego snu. Niechętnie przetarłam oczy i spojrzałam na blondyna, który wpatrywał się we mnie z uwagą.
- Jesteś taka piękna – odparł poprawiając niesforny kosmyk opadający na moje oczy.  Lekko zachichotałam i pocałowałam go w sam czubek nosa. Chłopak nie czekając ani chwili dłużej objął mnie w talii i przygniótł swoim ciałem.
- Teraz mi nie uciekniesz – powiedział zadowolony
- A czy kiedyś chciałam? – Zapytałam i wpiłam się w jego usta
Po południu krzątałam się w kuchni a Niall siedział w salonie. Nagle w całym domu rozszedł się dzwonek do drzwi
- Otworzę – krzyknęłam i ruszyłam w kierunku korytarza. Energicznym ruchem ręki otworzyłam drewniane drzwi a w progu stał nie, kto inny jak Harry. Oparty o framugę wpatrywał się we mnie z zawadiackim uśmiechem. Stałam niczym posąg. Moje serce kołatało jak oszalałe. Dlaczego tak na niego reaguję? – Pomyślałam.  Posłałam w jego stronę uwodzicielski uśmiech. Powolnym krokiem brunet zbliżał się do mnie chcąc się przywitać. Lekko cofnęłam się do tyłu, aby mógł wejść. Zawiesiłam ręce na jego karku i musnęłam usta, za którymi się tak bardzo stęskniłam. Chłopak oddał pocałunek przesuwając swoje dłonie coraz niżej.  Oparłam się o ścianę pod wpływem napierającego na mnie ciała. Powoli zjechałam dłońmi w dół a następnie pod koszulkę Styles'a.
- Pragnę cię tu i teraz –mrukną, gdy zakończyliśmy namiętny pocałunek.
- Niall jest w salonie – odparłam, na co chłopak gwałtownie się ode mnie odsunął.  Spojrzał w moją stronę i podrapał się w kark.
- się Dasz radę go się pozbyć? – Zapytał z nadzieją i podszedł do mnie bliżej
- Zobaczę, co da się zrobić – powiedziałam i pocałowałam.
- Kochanie, kto to przyszedł? – Gdy usłyszałam głos Niall momentalnie oderwałam się od Harrego
-To tylko Harry - -odpowiedziałam i zaprowadziłam gościa do salonu.
Przyjaciele przywitali się i usiedli na kanapie oglądają nudny mecz. Postanowiła zająć się swoimi sprawami i udałam się do kuchni. Gdy kroiłam składniki na sałatkę owocową poczułam w okolicy bioder ciepłe ręce a następnie zachłanne pocałunki w zagłębieniu szyi. Mimowolnie odchyliłam głowę pragnąc więcej i więcej.
- Nie teraz – zaprzestałam i odsunęłam się od bruneta
- Kusisz – szepnął i chwycił po butelce piwa a następnie zniknął za drzwiami.
Po godzinie wynudzenia się przy gotowaniu postanowiłam sprawdzić sytuację panującą w salonie. Chłopcy jak zawsze śmiali się i żartowali. Oparłam się o framugę i oddałam się myślom. Dlaczego to wszystko niszczę? Dlaczego kocham ich tak samo mocno? Nie potrafię się zdecydować. Nagle z transu wyrwał mnie telefon Niall. Chłopak momentalnie odebrał a na jego twarzy pojawił się grymas.
- Muszę jechać natychmiast do pracy – powiedział, gdy odłożył telefon na stolik. Pocałował mnie na pożegnanie i wyszedł zatrzaskując drzwi. W tym momencie Harry kierował się w moją stronę z zadowoleniem na twarzy. Pocałował mnie namiętnie i podniósł mnie na swoich ramionach prowadząc na najbliższe łóżko. Delikatnie położył mnie na kanapie pochylając się przy tym. Moje zimne ręce wsunęły się pod jego koszulkę błądząc po brzuchu i klatce piersiowej. Brunet nie pozostając dłużny zrobił to samo.
-Co tu się dzieje? – Nagle usłyszałam tak znany mi głos. Natychmiastowo zerwałam się z kanapy niedowierzając. Przede mną stał Niall wpatrując się we mnie.
- Niall ja ci to wytłumaczę – zaczęłam cała się trząść. Nie wiedziałam, co powiedzieć. W oczach zebrały się słone łzy, które skapywała jedna za drugą.
- Nie ma, co tu wyjaśniać. Wracam po dokumenty i co zastaję moją dziewczynę, która pieprzy się z moich przyjacielem – krzyczał bez opamiętania. Nawet nie chciał mnie słuchać.
- Niall, ale ja cię kocham – znów z moich ust padały nieprzemyślane słowa
- Tak mnie kochasz, że puszczasz się na prawo i lewo – te słowa zabolały. Ukuły prosto w serce.
- Nie mów tak do niej - tym razem głos zabrał Harry
- A ty się nie wtrącaj. Nie jesteś już moim przyjacielem. Wynoś się z mojego domu – w oczach blondyna pojawiła się wściekłość. Nigdy go takiego nie widziałam.
- Nigdzie nie pójdę – odparł Harry a po chwili dostał z pięści w twarz.
- Mam ci to powtórzyć? – Zakomunikował Horan gotowy jeszcze raz uderzyć Styles'a. Oniemiałam. Nie wiedziałam, co się wokół mnie dzieje. Byłam pod wpływem transu. Po chwili spostrzegłam, że brunet opuszcza mieszkanie.
- Jak długo? – Zapytał nagle Niall siadając na kanapie. Twarz miał schowaną w dłoniach.
- Pół roku – odpowiedziałam bez namysł
- Wynoś się. Nie chcę cię znać – krzyknął i spojrzał na mnie. Jego oczy były czerwone płaczu. Doprowadziłam go do takiego stanu. Nie wybaczę sobie tego nigdy.
Bez żadnych sprzeciwów spakowałam swoje rzeczy i opuściłam mieszkanie. Postanowiłam wyjechać. Odciąć się od tego wszystkiego. Chcę zacząć żyć na nowo. Z dala od wszystkich, których skrzywdziłam. 
 

Miłość łatwiej znosi nieobecność lub śmierć niż zwątpienie lub zdradę.

środa, 21 maja 2014

Louis Tomlinson imagin

Cześć, wreszcie znalazłam czas, żeby coś napisać. 
Masakra odliczam dni do wakacji, bo już nie mogę -,-
Na początku nie wiedziałam co mam napisać,
ale w końcu wena przyszła ^^
Powiem wam, ze jestem bardzo zadowolona z tego imagina,
Mimo, ze jest taki nierealny.
Pierwszy raz podoba mi się moja praca :D
Dedykacja dla : Daliś keviny.nachodze
Dzięki, ze jesteście <3
Liamkowa♥

http://onedirection-bella-liamkowa.blogspot.com/

http://diamonds-are-foreverx.blogspot.com/


Dopiłam ostatni  łyk kawy  i całując w policzek Oliviera ruszyłam do przedpokoju.  Wsunęłam na  stopy trampki i zarzuciłam na siebie Kurtkę.
- Oli wychodzę! – krzyknęłam do chłopaka.
- O której będziesz?
- Nie wiem bo po szkole chciałam jeszcze skoczyć na miasto – odkrzyknęłam mocując się z zamkiem.
- Okej. Kocham Cię!
- Ja Ciebie też.  Pa! – Dotarłam do samochodu ciskając torbę na miejsce pasażera. Przekręciłam kluczyki i wyjechałam na drogę włączając jednocześnie moją ulubioną płytę.
Studiowałam pedagogikę społeczną na Uniwersytecie w Oxfordzie. Mieszkałam blisko. Swoją drogą byłam z siebie dumna i bardzo zadowolona, że udało mi się dostać akurat na TEN Uniwersytet. Poświęciłam  wiele swojego czasu, aby mieć wystarczające wyniki w nauce.  Miałam prawo jazdy, więc z dojazdem nie było żadnych problemów. Od roku mieszkałam z moim narzeczonym w małym mieszkanku, który wykupiliśmy niedaleko szkoły. Olivier jest cztery lata starszy i pracuje produkującej sprzęty AGD. Kochamy się mocno i mamy zamiar się pobrać. Kiedy skończę skończę studia pragniemy założyć rodzinę.
 ,,Use Somebody” dobiegło końca i następną piosenką na krążku było ,,Dark Horce” Katy Perry.  Jechałam z odpowiednią prędkością nucąc pod nosem wysokie dźwięki. Nagle sygnalizacja świetlna zmieniła się na czerwony i byłam zmuszona wcisnąć hamulec. Masa ludzi zaczęła przechodzić przez przejście dla pieszych. Większość prawie na mnie nie patrzyła. Z wyjątkiem jednego chłopaka.
Stał przy przejściu z innymi ludźmi i wpatrywał się we mnie swoimi cudownymi jasnymi oczami. Miał na sobie jasne jeansy podwinięte do łydek, czarne vansy, koszulkę i kurtkę jeansową.  Cierpliwie czekałam, kiedy brunet przejdzie on jednak tego nie robił. Cały czas przenikliwie mi się przyglądał. W końcu światło zaczęło się zmieniać i musiałam ruszać. Kiedy odjeżdżałam widziałam cały czas w lusterku wstecznym, ze on na mnie patrzy. Tylko on został na poboczu.


Zaparkowałam moje cacko na parkingu przeznaczonym dla studentów. Starannie je zamknęłam i poprawiając na ramieniu torbę ruszyłam do budynku.  Nie czekając na nic ruszyłam na pierwszą lekcję w głowie ciągle mając tajemniczego chłopaka na przejściu dla pieszych.
Po zakończonym dniu edukacji  rozstałam się z rozprawiającymi koleżankami i każda poszła w inną stronę. Wsiadłam do samochodu i ruszyłam autostradą w stronę centrum. Miałam w planach małe zakupy. Zbliżało się lato, a ja nie miałam w szafie żadnych sukienek i krótkich spodenek. Przez cały dzień cały czas myślałam o brunecie, którego spotkałam rano. Kim był i dlaczego nie przeszedł przez przejście z innymi? Czy kiedykolwiek go jeszcze spotkam? Jego tajemniczość mnie przerażała. Poczułam wibrację w kieszeni, więc wyciągnęłam telefon odczytując   sms-a od  Oliviera. Pisał, ze dzisiaj nie wróci na noc do domu, gdyż wziął dodatkową nocną zmianę. Odpisałam, że nie ma sprawy i schowałam z powrotem telefon do kurtki. Olivier kochał swoją pracę i często brał dyżury i nocne zmiany. Nie protestowałam, przyda nam się więcej pieniędzy a i mój narzeczony będzie zadowolony. Weszłam do pierwszego sklepu z odzieżą i tak się zaczął zakupowy szał.
 Zmęczona z kubkiem kawy w ręku udałam się na jeden z dziedzińców sklepowych aby odpocząć. Kierowałam się w stronę ławki, gdzie chciałam usiąść. Na ramieniu miałam zawieszone kilka toreb, w których spoczywały świeżo zakupione ubrania. Odstawiłam papierowe torby i usiadłam w cieniu z rozkoszą wyciągając  nogi. Zbliżał się Dzień Matki, więc chciałam kupić jakiś prezent mojej rodzicielce, ale do tej pory nie rzuciło mi się w oczy nic specjalnego.  Kątem oka zauważyłam, że ktoś obok mnie siada, jednak byłam tak pochłonięta myślami, że po prostu to zlekceważyłam. Dopiero po dłuższej chwili zerknęłam na mojego towarzysza i doznałam szoku. To był ten chłopak! Chłopak, którego widziałam rano. Co on tu robi? Po chwili wymierzyłam sobie w myślach face palma. Przecież to centrum handlowe, każdy może tu przyjść zrobić zakupy. Postanowiłam nawiązać z nim kontakt, inaczej będę później tego bardzo żałować.
- My się już chyba znamy – zagadałam z uśmiechem. Widziałam na twarzy chłopaka ogromne zdziwienie, lecz zaraz ono zniknęło. Pewnie przypomniał sobie, gdzie się spotkaliśmy.
- Tak.. – powiedział zachrypniętym głosem – Jestem Louis
- [T.I] – uścisnęłam jego rękę – kupujesz coś?
- Nie, przyszedłem tylko posiedzieć. Lubię przebywać wśród ludzi, przyglądać im się – odparł z uśmiechem – A ty?
- Prawdę mówiąc zakupy już zrobiłam. Został mi tylko prezent dla mamy na jej święto i nie wiem kompletnie co jej kupić – zmartwiona potarłam skroń.

-Kup jej  normalną bransoletkę z zawieszką serca i z jakimś napisem, który jej będzie o Tobie przypominał  – podsunął chłopak.
- Louis jesteś genialny! – klasnęłam w dłonie a on się tylko uśmiechnął. Ludzie, którzy przechodzili obok nas dziwnie się na nas patrzyli. Nie wiedziałam dlaczego, ale z drugiej strony mało mnie to obchodziło.
- W tamtym sklepie mają świetną biżuterię. Idź i kup coś, a ja na ciebie tutaj poczekam – powiedział, na co przytaknęłam głową. Bez sensu było go ciągnąć do i tak już zatłoczonego sklepu. Wystarczy, ze ja musiałam tam wejść. W sklepie ekspedientka pokazała mi przeróżne rodzaje bransoletek. Naprawdę nie wiedziałam którą wybrać i żałowałam, ze jednak Lou ze mną nie wszedł.
W końcu się jednak zdecydowałam. Wybrałam najzwyklejszą sznurkową bransoletkę w kolorze czerwonym ze złotą zawieszką w kształcie serca, na której był napis: ,,Kocham Cię Mamo” Poprosiłam o ładne zapakowanie, zapłaciłam i wyszłam. Lou stał w tym samym miejscu co wcześniej. Ciekawe czy w ogóle się ruszył. Pokazałam mu zakup, który bardzo mu się spodobał.

- Może pójdziemy do parku? Tam jest o wiele spokojniej. Będziemy mogli bardziej się zapoznać – zaproponowałam na co chłopak się zgodził.
Zostawiłam wszystkie zakupy w samochodzie po czy wolnym krokiem udaliśmy się do parku na ławeczkę. Rozmawialiśmy bardzo długo. Chłopak opowiedział mi co nieco o sobie, ale mimo to nadal był jakiś tajemniczy. Dowiedziałam się, że miał dziewczynę Eleanor, którą stracił w wypadku samochodowym. Pogodził się z jej śmiercią, widocznie tak było pisane – mówił. Miał duże rodzeństwo i był dwa lata starszy. Skończył studia ekonomiczne i na razie pracował w Starbucksie. 
Później to ja mu opowiedziałam coś o sobie. Nie wiem czemu, ale nie powiedziałam mu, ze mam chłopaka. Nie chciałam aby wiedział. Louis bardzo mnie zauroczył.  W końcu musiałam się zbierać, mimo, że w domu będę sama. I właśnie  wtedy wpadłam na pomysł.
- Lou może byś chciał do mnie wpaść? Pogadalibyśmy już przy kawie i ciasteczkach.
Później cię odwiozę. – rzuciłam propozycję. Widziałam jak brunet się zastanawia.
- Czemu nie? – uśmiechnął się – nie musisz mnie odwozić wrócę autobusem – zapewnił.
- Nic z tych rzeczy – odparłam na co chłopak przewrócił oczami. Był taki uroczy.
Okazało się, że mamy podobny gust muzyczny. Całą drogę śpiewaliśmy prawie wszystkie piosenki z zapasu moich płyt.  Z Olivierem tak nie miałam. Mieliśmy inne gusta muzyczne. 
Zauważyłam, ze coraz częściej porównuję mojego narzeczonego do słodkiego Louisa. Mimo to zignorowałam to. Nie mogę się zakochać po jednym spędzonym dniu, prawda?
Gdy byliśmy już w moim mieszkaniu dziękowałam w duchu Olivierowi, ze zrobił porządek w domu i pozmywał naczynia. Louis przechadzał się po salonie starannie wszystko oglądając.
- Co to za mężczyzna? – wskazał na zdjęcie, gdzie ukazani byliśmy ja i Olivier. Cholera! Zapomniałam o zdjęciach. Musiałam skłamać.
- To? To jest mój brat. – powiedziałam bez mrugnięcia okiem. Lou skinął głową i dalej zwiedzał. Ja w tym czasie wstawiłam wodę na kawę i naszykowałam ciasteczka.
- Chcesz coś do picia?- zawołałam z kuchni
- Nie! – usłyszałam w odpowiedzi. Dziwne, było ciepło a Lou odkąd go zobaczyłam nic nie pił i nie jadł. Może w domu zjadł zbyt duże śniadanie? Mimo to wystawiłam ciasteczka, których chłopak nawet nie ruszył.
Rozmawialiśmy do późnej godziny. Na końcu wymieniliśmy się numerami telefonów.
- Lou odwiozę cię – powiedziałam.
- Następnym razem przyjadę do ciebie samochodem, żebyś mi nie marudziła – westchnął na co się zaśmiałam.
- Nie będziesz jeździł po nocy autobusem – ciągnęłam dalej swoje.
- Kto tu jest starszy, ja czy ty? – zapytał retorycznie – Właśnie. Mieszkam niedaleko. – dodał
- Naprawdę? – zdziwiłam się.
- Tak. Kiedy jechaliśmy doznałem szoku, ze jesteśmy bardzo bliskimi sąsiadami – zaśmiał się.
- A gdzie mieszkasz? – zaniepokoiłam się. Co jeśli on widział moje czułe chwile z Olivierem i wie, że mam chłopaka? Pomyśli, ze jestem idiotką, że go oszukałam.
- Mieszkam na tym nowym osiedlu na One Street – odparł. Odetchnęłam z ulgą. Mimo moich obaw nie mieszkał aż tak blisko aby widział mój dom.
- To rzeczywiście blisko, ale i tak duży kawałek – powiedziałam krzyżując ręce.
- [T.I] błagam Cię! Bo więcej nie przyjdę – zastrzegł.
- No dobrze, ale napisz mi jak wrócisz – poprosiłam na co jęknął.
- Do zobaczenia – szepnął całując mnie w policzek.

- Pa – odszepnęłam patrząc jak wychodzi. Drzwi się za nim zamknęły i mój nowo poznany przyjaciel zniknął. Stałam opuszkami badając swój policzek. Dlaczego jego pocałunek wydawał się taki… nierealny? Jakby tchnienie wiatru. Przetarłam ręką zmęczoną twarz. Ten dzień mnie wykończył. Ten dzień mnie wykończył. Zamknęłam drzwi wejściowe i poszłam się wykąpać. Kiedy już leżałam w łóżku do snu utulił mnie obraz Louisa przed oczami.


Spotykaliśmy się często. Byliśmy jak najlepsi przyjaciele. Starannie ukrywałam Louisa przed Olivierem, a Oliviera przed Louisem. Wyznaczałam godziny spotkań w naszym domu dostosowując się do godzin pracy Oliviera. Było mi łatwiej, gdyż chłopak dostał Avans i pracował coraz więcej. Czasem spotykaliśmy się u Louisa, ale chłopak nie lubił spotkań w jego domu. Rozumiałam, że przypominają mu Eleanor.  Częściej więc wybieraliśmy park, las czy nawet mój samochód.
Z czasem zdałam sobie sprawę, że zaczynam się w Louisie zakochiwać. Nie dopuszczałam tej myśli do siebie. Ja przecież miałam narzeczonego! Liczyłam, że z Lou będziemy tylko bliskimi przyjaciółmi, ale gdyby tak naprawdę było to nie ukrywałabym ich nawzajem przed sobą. Louis był dla mnie jak narkotyk.  Byłam rozdrażniona, kiedy nie widziałam go dłuższy czas. Kumpele wtedy żartowały, ze jestem pewnie w ciąży. Odchodziłam wtedy zniesmaczona, a one dalej chichotały. Dawno już nie kochałam się z Olivierem. On był zajęty pracą, ja natomiast szkołą i spotkaniami z Louisem. Tak mi pasowało. Niedługo po moim odkryciu nadeszło następne. On też był mną zainteresowany! Wzajemnie się w sobie podkochiwaliśmy.
Nasz romans był coraz bardziej gorący. On po szkole czekał na mnie przy moim samochodzie i razem jechaliśmy gdzieś śpiewając ulubione kawałki. Mimo to czułam do niego… rezerwę? Wiedziałam o nim dużo, ale nadal był tajemniczy. Czasami miałam wrażenie, że jest wręcz mistyczny, zmaterializowany. Powinnam się leczyć. Kiedy wyznał mi swoją miłość odpowiedziałam mu tym samym. Wtedy pierwszy raz mnie pocałował. I wtedy nie opuszczało mnie to dziwne uczucie, że tak naprawdę nikt mnie nie całuje. Nie wiedziałam co o tym myśleć.
Tygodnie mijały, Olivier nic nie podejrzewał.
Dzisiaj miałam wolny dzień, Olivier był jak zwykle w pracy. Usłyszałam charakterystyczne pukanie do drzwi i wiedziałam, ze to Lou. Wpuściłam go całując na przywitanie.
- Co dzisiaj robimy? – zapytał tuląc mnie do siebie.
- Może posiedzimy w domu? – zaproponowałam.
- Miałem nadzieję, ze to powiesz – zaśmiał się – Masz jakieś filmy? – zapytał
- Poszukaj w biblioteczce, może się coś znajdzie – mruknęłam idąc do kuchni. Wstawiłam wodę, ale i tym razem Lou nic nie chciał do picia. To było dziwne.
Wybrał ,,Uwierz w Ducha”, film na którym zawsze płakałam. I tak było tym razem. Louis chciał mnie pocieszyć i przytulił mnie mocno do siebie
- Takie rzeczy się zdarzają –powiedział tajemniczo całując mnie w nos.

Dzisiaj była rocznica śmierci mojej babci, wobec czego po szkole udałam się na cmentarz. Szłam spokojnie alejami mijając poszczególne groby. Gdy dotarłam do pomnika babci zapaliłam świeczkę i wsadziłam do wazonu świeże kwiaty. Odmówiłam modlitwę i posiedziałam chwilę w zadumie.
Nagle  kątem oka zauważyłam znajomą postać stojącą niedaleko. Kiedy się jej przyjrzałam, zrozumiałam, ze to Louis! Podeszłam do niego cicho. Stał ze spuszczoną głową, przybity. Położyłam mu dłoń na ramieniu.
- Louis? – szepnęłam. Podniósł głowę i spojrzał na mnie przestraszony.
- [T.I]?! Co ty tutaj robisz?! – zapytał zmartwiałymi wargami.
- Prz..przyszłam na grób babci. – wytłumaczyłam się- To grób Eleanor? – zapytałam wskazując na pomnik i patrząc mu w oczy. Biło z nich śmiertelne przerażenie. O co chodzi?
- T..tak . [T.I] chodźmy już błagam cię – prosił mnie, a ja w tym czasie spojrzałam na nagrobek na którym było pisane :

                                             ELEANOR CALDER
                                             Ur.  16 lipca 1992
                                            Zm. 19 marca 2014

Zerknęłam niżej i doznałam wstrząsu. Sprawdzałam kilka razy, ale wszystko się zgadzało. Niżej pod nazwiskiem Eleanor widniał napis:

                                           LOUIS TOMLINSON
                                          Ur. 24 grudnia 1991
                                          Zm. 19 marca 2014


 Czytałam uważnie nazwisko mężczyzny wyryte na kamieniu. Z moich oczu płynęły łzy. Przecież to niemożliwe! Nie mogłam Mieć kochanka – ducha! Nie mogłam go widzieć, rozmawiać z nim, całować go. To się nie mogło stać naprawdę!
- To zbieżność nazwisk, prawda? – zapytałam głucho prze łzy.  Louis nie odpowiedział. Spojrzałam na niego. Stał wpatrzony w nagrobek. Oczy miał zamglone. Podeszłam do niego, złapałam go za ramiona i potrząsnęłam nim.
- Ty żyjesz prawda? Bo jeśli nie to jakim cudem ja cię dotykam?! Jakim cudem Cię widzę?! Jakim cudem z Tobą rozmawiam?! – krzyczałam. Płakałam. On płakał też.
-To niemożliwe- powtarzałam – ja śnię. Tylko ten sen jest bardzo straszny i długi – zaśmiałam się do siebie. Usiadłam na ławeczce załamana. Chciałam wierzyć, ze chłopak, który właśnie przy mnie siada, to nie ten sam, który leży teraz w trumnie kilka stóp pod nami. Dowody jednak mówiły same za siebie.
Lou nigdy nic nie jadł i nie pił….
Kiedy mnie dotykał, lub całował prawie go nie czułam.  Zdawało mi się, ze to wiatr …
Kiedy rozmawiałam z nim w miejscu publicznym, ludzie patrzyli się zawsze na mnie dziwnie….
I jeszcze jedno. Louis nigdy nie zostawiał śladów….
- Oh nie – załkałam.
- [T.I] mi też nie jest łatwo – usłyszałam dziwnie cienki głos Louisa.
- Jak… - wyszeptałam.
- Sam nie wiem. – odparł przybity.
- Opowiedz mi – poprosiłam. Louis kiwnął głową.


- Prawdą jest, ze mieszkałem na tym osiedlu- zaczął – mieszkanie w którym byliśmy należy do mnie i Eleanor i widocznie o nim zapomnieli – uśmiechnął się smutno.
- Eleanor byłą moja dziewczyną. Kochaliśmy się, ale do  czasu. Ona była zajęta swoją pracą i karierą, a ja swoją. Oddalaliśmy się do siebie. Pewnego dnia spotkałem ciebie – uśmiechnął się do mnie czule – Pokochałem cię od pierwszego wejrzenia. Wiedziałem jednak, ze masz chłopaka, ba nawet narzeczonego. Poza tym miałem Eleanor, którą jednak kochałem.
- Jakim cudem nigdy cię nie widziałam? – zapytałam zdziwiona i załamana.
- Widziałaś, przypomnij razem. Parę razy się spotkaliśmy i wtedy się uśmiechaliśmy, ale ty byłaś zakochana – odparł ze smutkiem. Zastanowiłam się i faktycznie kilka razy go spotkałam, ale było to bardzo dawno i niedługo potem, jak Olivier mi się oświadczył.
- Czyli … wiedziałeś…. – powiedziałam zawstydzona.
- Ze masz chłopaka? Naturalnie. Nie martw się, nie winię cię za to, ze mnie okłamałaś, ja sam przecież zataiłem przed tobą coś takiego – pocieszał mnie.
- Opowiadaj dalej – poprosiłam.
-  Eleanor zaczęła się domyślać, ze już nie jest tak jak dawniej. Zaczęła podejrzewać, ze ją zdradzam, co było głupotą – parsknął. – kochałem tylko jedną osobę. I ta osoba była zajęta – łzy znowu pojawiły się w moich oczach.
- Rodzice Eleanor chcieli abyśmy ich odwiedzili. Spakowaliśmy więc najpotrzebniejsze rzeczy, wsiedliśmy w samochód i wyruszyliśmy. Była straszna mgła. Starałem się skupiać na drodze, bo warunki były okropne.  Mimo mojej ostrożności wpadliśmy w poślizg.  Samochód zaczął balansować, aż w końcu uderzył w drzewo… - westchnął Louis. Teraz to już płakałam okropnie. Chłopak przytulił mnie do siebie.
- Kiedy otworzyłem oczy zobaczyłem, ze stoję obok kompletnie zniszczonego samochodu. Zajrzałem do środka i ujrzałem Eleanor, której głowa oparta była o pękniętą szybę. Miała zamknięte oczy, z nosa i skroni leciała jej krew. Obawiałem się najgorszego. A potem… potem spojrzałem na siebie. Moje czoło oparte było o  kierownicę. Byłem cały zakrwawiony.  Wtedy dotarło do mnie co się stało. Zginęliśmy w wypadku. A ja byłem duchem samego siebie.
Widziałem, jak przyjeżdża karetka, jak próbują nas reanimować, jednak na próżno. Oświadczyli, ze pierwsza umarła Eleanor.  Jej dusza odeszła, bowiem dziewczyna była spełniona. Ja zostałem, ponieważ chciałem znaleźć ciebie i zobaczyć jak ci się powodzi. – mówił dalej.
- Nawet nie wiesz jak to jest być na własnym pogrzebie, gdy widzisz swoje umyte i ubrane odświętnie ciało w jasno brązowej trumnie – zaśmiał się. Nawet w takiej opowieści miał poczucie humoru.
- Później wyruszyłem na poszukiwanie ciebie. Pewnego dnia widziałem jak jedziesz do szkoły. Stałem wmieszany w tłum przechodniów. Zatrzymałaś się na światłach i… Spojrzałaś na mnie!
 Nie wiedziałem co mam o tym myśleć, nie mogłaś mnie widzieć, to było niemożliwe.  Aby cię sprawdzić  udałem się za tobą do szkoły, gdzie schowałem się za szafkami. Usłyszałam, jak mówisz, ze jedziesz do centrum handlowego. Pomyślałem, ze to świetne miejsce, aby zobaczyć co się stanie.
Kiedy usiadłaś na ławce podszedłem do ciebie. Okazało się, ze ty naprawdę mnie widzisz! Nie byłem do tego przyzwyczajony, stąd moje zdziwienie na początku. A dalej… już wiesz sama – zakończył swoją historię ze smutnym uśmiechem.
- Louis.. co teraz będzie? – zapytałam smutna i załamana.
- Mój czas na ziemi się kończy. Znalazłem ciebie, nawet pokochałem. Wiem, ze będzie ci dobrze z Olivierem. Pojawię się jeszcze raz, później odejdę – powiedział.
- Louis nie, nie zostawiaj mnie! Tylko ciebie kocham! – krzyczałam w panice, gdy zauważyłam, zę kontury Lou się rozmywają. Złapał mnie za dłonie
- Mylisz się. Niedługo weźmiesz ślub z Olivierem. Spotkamy się jeszcze raz. Żegnaj [T.I]. Wrócę – obiecał po czym zniknął. Załamana usiadłam na ławce i zwyczajnie w świecie zaczęłam płakać. Płakałam z żalu, bólu, smutku a na końcu ze złości.
Po chwili wstałam i zapaliłam jedną znicz, która mi jeszcze została. Odstawiłam ją na nagrobku Louisa i Eleanor. Spojrzałam jeszcze raz na widniejące imię i poszłam do domu.


                                              PÓŁ ROKU PÓŹNIEJ

Przez te sześć miesięcy Louis nie pojawił się wcale. Ja wciąż jednak czekałam, wiedziałam, ze w końcu go ujrzę. On zawsze dotrzymywał obietnic.
Było tak jak Louis powiedział – niedawno postanowiliśmy się z Olivierem pobrać. Kochałam Louisa – to oczywiste, ale nasza miłość nie mogła się udać. Może gdybyśmy spotkali się parę miesięcy wcześniej… Ale ja wtedy kochałam Oliviera i tak musi zostać. Lou zostanie na zawsze moim skrytym wspomnieniem i marzeniem.
Moja przyjaciółka Bella pomagała mi zapiąć suknię ślubną. Gdy już nam się udało wsunęła grzebień z welonem pod mojego koka.
- Wyglądasz pięknie – odrzekła oceniając swoje dzieło.
- Naprawdę? – zapytałam przeglądając się w lustrze – Wiesz co? Masz rację – uśmiechnęłam się.
- Wasze małżeństwo będzie udane – zachwyciła się Bell.
- Taak – mruknęłam ze sztucznym uśmiechem.
Ceremonia ślubna przebiegła spokojne. Wszystko zmieniło się podczas przysięgi.
- Czy ty [T.I] [T.N] bierzesz sobie tego oto Oliviera Thompsona za męża? – zapytał pastor. Na chwilę przebiegłam wzrokiem po gościach i spojrzałam na chór, bo coś przykuło moją uwagę. Na chórze stał Louis i radośnie do mnie machał. Uśmiechnęłam się ze łzami w oczach. Chłopak pokazał kciuki do góry i przesłał mi w powietrzu całusa.
- [T.I]? – zapytał Olivier zaniepokojony. Spojrzałam na niego, a w moich oczach widać było bezgraniczną miłość
- Tak biorę go sobie za męża – uśmiechnęłam się radośnie. Wszyscy goście odetchnęli z ulgą.



Wesele trwało w najlepsze. Goście się bawili i co chwila wznoszono toasty na naszą cześć. Postanowiłam wyjść na dwór, aby trochę nabrać świeżego powietrza.
- Zaraz wrócę – powiedziałam do Oliviera, na co skinął głową.
W ogrodzie restauracyjnym było spokojnie. Usiadłam na huśtawce i zaczęłam się delikatnie bujać. Nagle padł na mnie jakiś cień.
- Louis – powiedziałam radosna zatrzymując huśtawkę.
- Pięknie wyglądasz – szepnął wzruszony.
- Dziękuję – odparłam czując dziwną gulę w gardle. – To już? – zapytałam
- Tak – kiwnął głową – mówiłem ci, ze poślubisz Oliviera. Będziecie żyć sobie szczęśliwie. Ja muszę odejść, taka już historia.
- Lou – złapałam go za rękę.
- Proszę cię nie zapomnij mnie. Przyjdź czasem na mój grób, ale nie zaniedbuj dla mnie rodziny. Traktuj mnie jak przyjaciela, który musiał odejść, którego nie widzisz, ale wiesz, ze jest obok. – powiedział cicho.
- Oczywiście – znowu się popłakałam.
- Rozmażesz sobie makijaż – delikatnie otarł palcami moje policzki. – Kocham Cię [T.I] Zawsze Cię kochałem i zawsze będę. Wierzę, że Olivier mnie zastąpi.
- Nikt cie nigdy nie zapomni Lou – załkałam.
- Ciii – ukołysał mnie. Jego kontury zaczęły się rozmazywać.
- Pamiętaj o mnie – jego głos stawał się odległy – i pokaż swoim dzieciom grób wujka Louisa
- Na pewno tak zrobię – próbowałam się uspokoić, ale nie mogłam. To koniec, już go więcej nie zobaczę. Pół roku żyłam ze świadomością, ze jeszcze się zobaczymy, a teraz to już koniec.  Ostatni raz spojrzałam na jego postać, po czym Louis  zniknął. Odszedł, na zawsze.
Popatrzyłam w niebo i szepnęłam :
- Mój kochany Lou, nigdy cię nie zapomnę. Opiekuj się mną i moją rodziną. – Otarłam oczy i wróciłam do gości.
- Wszystko w porządku? – zapytał Olivier
- Oczywiście skarbie. Zawsze było w porządku – odparłam patrząc na niego z uśmiechem.


I tylko czasem, gdy już wszyscy śpią, mąż chrapie a dzieci śnią, ona się budzi i wstaje. Idzie do okna i patrzy w niebo. Dostrzega znajomą gwiazdę i szepcze w jej stronę:
- Ja  wiem, że ty tam jesteś, szczęśliwy i na mnie patrzysz. Wiedz, ze ja też szczęśliwa jestem. Odmieniłeś moje życie, zawsze będę ci wdzięczna
A  gwiazda wtedy zwraca się w jej stronę i świeci tak jakoś jaśniej przypominając charakterystyczny uśmiech pewnego chłopaka w brązowych włosach i o niebieskich oczach.




,,Nie wiem czy życie jest sil­niej­sze od śmier­ci, ale miłość była sil­niej­sza od obu''.