PRZEZ PRZYPADEK USUNĘŁAM TEN POST, WIĘC DODAJE JESZCZE RAZ :)
Bella:Troszkę opóźniłam niestety dodanie tego imagina. Przepraszam was za to.
Imaginy ogólnie dodajemy zawsze w czwartki/piątki, ale ja dodaję dziś bo i tak długo już czekaliście.
Mam nadzieję, że wam się spodoba. Dzisiejszy imagin mówi o tym, że po stracie najbliższych ciężko jest się pozbierać, ale spotykamy osoby, które mają podobne historie jak my i dzięki nim możemy w końcu zacząć pomału wychodzić na prostą...:)
Jestem ciekawa co o nim sądzicie.Mam nadzieję, że zostawicie swoje opinie w komentarzach.Dedykacja dla: *u* ( dziękujemy za pilne czytanie naszych imaginów ♥)
I pamiętajcie, że dopóki jesteście tu z nami ten blog coś znaczy!
Niall wsunął ręce do kieszeni, obserwując dzieci, wchodzące wesoło do autobusu. Ich rozbrzmiewający głos idealnie pasował do wiosennej pogody.
Gdy autobus odjechała, przełknął ślinę i zatrzymał się przed domem wyjmując z skrzynki listy.
-Miłego dnia panie Horan!- wykrzyknął do niego sąsiad, na co się uśmiechnął i skinął głową.
Rachunek za energię, wodę, gaz... Zwykłe miesięczne frustracje normalnego człowieka. Poza tym stos reklam i ulotek. Na końcu zauważył jakiś zwykły list. Położył je na stoliku i usiadł na kanapie znajdującej się w salonie.
Zastanawiał się, czy włączyć telewizję, ale chwilę później z kieszeni jego spodni wydobywał się dźwięk dzwonka.
-Halo?-zapytał.
-Niall? Chciałam po prostu zadzwonić i spytać... Co u ciebie?- głosem na drugim końcu była jego matka. Wpatrywał się chwilę w przestrzeń za oknem.
-Jest w porządku- odpowiedział. Zapadła cisza, wiedział co chce powiedzieć, ale pozwolił jej mówić.
-Musisz mnie powiadamiać jak coś potrzebuję. Zawsze mogę wsiąść w samochód i po kilku godzinach będę u ciebie...
-Nie mamo. Wszystko jest w porządku. Nic mi nie jest.
Nie był pewien tych słów, ale wiedział, że będzie naciskać dalej...W tle usłyszał głos ojca, który pytał, czy pójdzie do sklepu.
-Idź mamo. Możesz zadzwonić do mnie później- powiedział.
-Dobrze kochanie- odpowiedziała.
Niall odsunął telefon od ucha, nacisnął przycisk zakończenia połączenia i wziął głęboki oddech.
Trudno było mu uwierzyć, że był kiedyś czas, że cieszył się z każdej rozmowy z matką. Ale to było dawno, zanim zmierzył się z przeciwnościami losu.
Poszedł do kuchni, gdzie na ladzie leżał biały talerz z naleśnikami. Podniósł go i umieścił w lodówce, wiedząc że i tak nie ma na nie apetytu.
Zegar na kuchence wskazywał 8:55. Zaczął czuć falę niepokoju, próbując zastanowić się co będzie robić aż do 15:30, kiedy autobus znów zjawi się na przystanku.
Wziął głęboki oddech i poprowadził dłonią po twarzy, przecierając lekki zarost na brodzie i ruszył z powrotem do salonu.
Telefon od matki poruszyły w nim emocje... Nie widział mamy co najmniej od roku, ale wiedział, że nie długo będzie musiał doprowadzić do tego spotkania.
-Cholera- mruknął i przeczesał dłonią blond włosy. Jego ciało rzuca cień na podłogę.
Położył się na kanapie i przechylił głowę do tyłu, zamykając oczy... Przed jego oczami pojawił się, jak zawsze ten sam obraz...
Dzień porodu. Jej twarz była zaczerwieniona, gdy spojrzała na niego, ścisnął jej dłoń i uśmiechnął się do niej. Miała łzy w oczach, pochyliła głowę, tak jakby się chciała zrelaksować... Najtrudniejsza część była już za nią. Gdy spojrzał jej w oczy, słyszał coś, że to chłopczyk.
-Jest śliczny!
Spojrzała na niego i przez jej różowe usta wdarł się chichot. Wyciągnęła rękę by dotknąć twarz Nialla.
-Będzie taki jak ty..
Doktor podszedł do nich i zawinąwszy dziecko w niebieski kocyk, wtulił maleństwo w ramiona matki. Niemowlę wyciągnęło malutki paluszek i delikatnie przycisnął do jej twarzy... Spojrzał na chłopca i się uśmiechnął.
To był najwspanialszy moment jaki mógł sobie wyobrazić. Dwie miłości jego życia obok niego.
Ale potem stało się coś, czego nikt się nie spodziewał. Jej oczy zaczęły się po mału zamykać, a skóra stała się nieco jaśniejsza. Monitor pracy serca, pikał w szybkim tempie.
-Karolina?- zapytał Niall z paniką. Lekarz odepchnął nagle Nialla na bok, a pielęgniarka wyciągnęła dziecko z ramion Karoliny .
W ciągu kilu minut, tak po prostu, powietrze zrobiło się zimne i ciche. Twarze lekarze stały się ponure, a jego serce pękło.
-Panie Horan...- mówił jeden z lekarzy, kładąc dłoń na jego ramieniu. Słowa lekarza nim wstrząsnęły. W kilka chwil stracił żonę i dziecko.Niall westchnął powracając do rzeczywistości. Wyprostował się i znów zaczął się przyglądać listom. Wyciągnął rękę po jeden z nich.
Niall. Wiemy, że nie powinniśmy Ci tego przypominać, zważając na to, jak wiele dla ciebie znaczyła Karolina. Nikt nie kochał jej bardziej niż ty. Wierzę, że patrzy na ciebie z nieba i martwi się. Wiem, że to boli, ale my naprawdę chcemy Ci pomóc. Minęły 2 lata od jej... Odejścia. Niall, potrzebujesz pomocy w domu i rachunkach.
Bądź silny.
Perrie i Zayn Malik.Niall złożył list, wyciągnął czek i odczytał numery. 29 000 zł. Po raz czwarty w ciągu tych dwóch lat. Przetarł kciukiem po tej kwocie i westchnął. Wyciągnął telefon i wszedł na stronę banku. Podniósł czek i kliknął na aparat. Ładowanie trwało kilka minut. Zamknął oczy.
Transfer został przyjęty.
Odstawił czek i schował telefon do kieszeni. Zegar wskazywał na 15:25 i uświadomił sobie, że zaspał.
Udał się na przystanek na przeciwko domu, gdzie zatrzymywał się autobus.
Jego niepokój rósł gdy była już 15:33, a następnie 15:40.
Dzieci miały być już 10 minut temu. Chodził w tą i z powrotem. Inni rodzice czekali niedaleko niego. 15:42...
-Mieli dziś wycieczkę do zoo, nie mogę się doczekać, aby usłyszeć ich reakcję- rozmawiały ze sobą dwie podniecone matki.
15:44...
Autobus zatrzymał się i otworzyły się drzwi. Niall odsunął się nieco z drogi.
Patrzył, jak dzieci wysiadają z autobusu, śmiejąc się. Większość z nich trzymało małe, wypchane zwierzęta z ogrodu zoologicznego... Wepchnął ręce z powrotem do kieszeni, gdy ostatnie dziecko zeskoczyło z autobusu i zaczął się odwracać, gdy nagle mały chłopiec, 2 lub 3 lat, z sekcji przedszkolnej wyszedł z autobusu. Jego blond włosy sięgały prawie do uszu, a jego zielone oczy były pełne emocji... Niall patrzył na niego dopóki nie wskoczył w ramiona blond włosej matki, gdy autobus odjechał.
Niall odwrócił się i chciał ruszyć, gdy nagle poczuł dłoń na swoim ramieniu.
-Czy czekał pan na kogoś?- zapytała pewna kobieta.
-Nie- odpowiedział. Zamrugała zdezorientowana.
-Cóż, widziałam jak przyglądał się pan nam- wyjaśniła. Niall zaczął się czuć nieswojo.
-Pani syn przypomniał mi kogoś.
Być może nie było to najlepsze, co mógł powiedzieć, ponieważ kobieta skinęła sztywno głową i odwróciła się podchodząc do innej matki. Pochyliła się i zaczęła jej coś szeptać. Niall odwrócił się po raz kolejny i zaczął odchodzić.
-Poczekaj!- jej ręka dotknęła jego ramienia.
-Przepraszam. Ja... Nie wiedziałam...
-Nic się nie stało. Jest w porządku.
-Przykro mi- mówiła ze smutkiem w oczach. Niall wiedział, że mówi o jego żonie i dziecku.
-Przyjdzie pan na piknik dzisiaj?- zapytała.
-Co?
-W parku obok naszego osiedla jest piknik. Zaczyna się o 17:30.
Niall milczał, spojrzał na nią i na jej syna. Reszta rodziców rozeszła się do swoich domów.
-Jestem [Twoje.Imię].
-Niall.
-Powinieneś przyjść Niall. Mam nadzieję, że do zobaczenia.
Uśmiechnęła się lekko. Dlaczego go zaprosiła? Nie był przecież członkiem żadnej społeczności szkolnej, a nawet członkiem innej społeczności, a w okolicy znało go może z 3 sąsiadów.
Nic nie mówił i patrzył jak dziewczyna odchodzi. Odwrócił się po chwili i poszedł w stronę domu i siadając na schodach, oparł brodę o kolana..
Nie mógł wymazać chłopca z umysłu. Jego syn miałby teraz 2 lata.
Widział radosne oczy matek, wyczekujących na swoje dzieci i przytulające ich na powitanie.
Przełknął ślinę, starał się zatrzymać swój umysł, ale trudno było nie myśleć o części swojego życia.
Z zamyślenia wyrwał go wibrujący telefon w kieszeni. Wyciągnął go i odczytał sms od Perrie.
"Cieszymy się, że zrealizowałeś czek. Jeżeli masz ochotę, możesz nas odwiedzić. Zadzwoń do nas jeśli byś czegoś potrzebował. Wciąż jesteśmy rodziną."
Nie odpowiedział. Przecież i tak by nie wiedział co odpisać.
Wziął głęboki oddech, czując łzy w oczach. Starał się je zatrzymać, ale w ciąg kilku chwil po jego policzkach zaczęły spływać łzy. Przetarł je dłonią.
Gdy ciepło w powietrzu zaczęło zanikać, a milczenie zastąpiło lekkie powietrze, otarł rękawem twarz.
17:25
Wstał i otworzył drzwi. Po czym sprawdził czy każdy sprzęt w domu jest wyłączony i wyszedł. Jeśli miał się otworzyć na ludzi, mógł zacząć również dobrze od pikniku z nieznajomymi.
Nie trzeba było iść długo, aby dostać się do parku. Kilka kobiet i mężczyzn siedziało przy stolikach, a dzieci bawiły się na placu zabawa. W okół słychać było liczne głosy rodziców rozmawiających między sobą, a piosenki wydobywające się z głośników rozbrzmiewały w całym parku.
Przystanął w samym środku parku, gdzie znajdowało się najwięcej ludzi.
Coraz ciężej było mu oddychać, a serce zaczęło bić w szybszym tempie. Czuł niesamowity ból, mógł być jednym z tych rodziców, ale niestety nie był...
Przełknął ślinę, przypominając sobie, że w każdej chwili może opuścić to miejsce.
Niall podszedł i usiadł przy pustym stole piknikowym i oparł głowę o dłonie. Z tej perspektywy zaczął obserwować dzieci.
Po około 10 minutach usłyszał głos [Twoje.Imię].
-Niall! Przyszedłeś.
Spojrzał na nią. Miała długie, brązowe włosy, a jej syn szedł posłusznie za nią.
-David idź się pobawić na plac zabaw- spojrzała na niego, a on wykonał jej prośbę.
-Cieszę się, że przyszedłeś- powiedziała i usiała obok niego.
-David przypomina ci o twoim synu?- zapytała. Niall zamrugał i spojrzał na nią.
-Przepraszam. Jeżeli nie chcesz, nie odpowiadaj- spojrzała przepraszająco.
-Nic się nie stało, ale... Tak.
Zmarszczyła brwi i skrzyżowała nogi.
-Wiem, że twoja żona Karolina zmarła. Mój narzeczony Michael zmarł, gdy byłam jeszcze w ciąży z Davidem...
Niall poczuł nagle, jakby ona czuła to samo co on. Po raz pierwszy poczuł współczucie do kogoś innego niż do siebie.
-Przykro mi...
Skinęła głową.
-To robi się łatwiejsze, trzeba tylko pamiętać by oddychać...
-Oddychanie jest łatwiejsze niż spanie.
[Twoje.Imię] zaśmiała się z tego pozornego faktu.
-To prawda.
Jej oczy posmutniały.
-Ale pamiętaj, że twoja żona i syn są nadal częścią ciebie.
Niall skinął głową i przełknął ślinę, patrząc w ziemie. Milczeli oboje przez chwilę.
-Chodźmy zagrać w jakąś z gier- powiedziała wstając i chwytając jego dłoń, pociągnęła go za sobą. Nogi prowadziły go posłusznie.
Rząd butelek został ułożony w jednej prostej, a zadaniem było zbicie je piłeczką.
-Proszę bardzo- powiedział chłopak za ladą i podał jej piłeczki.
-Och, nie... No dobra zrobię to- uśmiechnęła się i chwyciła je. Zmarszczyła brwi koncentrując się uważnie.
-O jejku!- roześmiała się kiedy rozbiła wszystkie butelki. Mężczyzna zza lady podał jej średniej wielkości pluszowego słonia.
-To dla ciebie- uśmiechnęła się i podała mu pluszaka.
-Och, słoń?- Niall zaśmiał się krzywo.
-Jeszcze raz- uśmiechnęła się i spojrzała na mężczyznę, który wzruszył ramionami i ustawił po raz kolejny rząd butelek.
Około 5 minut później, ramiona Nialla były zapełnione czterema nowymi, różnymi, kolorowymi słoniami i jednym pomarańczowym misiem.
-Myślę, że mamy już wystarczająco dużo zwierząt- powiedziała.
-Ile masz lat?- zapytała kiedy szli.
-23- odpowiedział, w odpowiednim momencie łapiąc wypadającego z jego ramion pluszaka.
-Ja będę mieć 22 lata 23 sierpnia.
Uśmiechnął się lekko, ale nie odpowiedział. Zatrzymali się przy stoisku z watą cukrową.
-Chcesz?
Potrząsnął głową, a ona wzruszyła ramionami, mówiąc pani za ladą, że chciałaby różową. Po chwili otrzymała kijek pokryty watą cukrową.Urwała słodki puch i umieściła go w ustach.
-Chodźmy gdzieś usiąść- oznajmiła.
Wrócili do stołu piknikowego i Niall westchnął z ulgą, że może w końcu ustawić pluszaki na stole. [Twoje.Imię] usiadła obok niego i zajadając się watą, odszukała wzrokiem swojego syna.
-Masz rodzeństwo?- zapytała wracając do rozmowy.
-Mam brata.
Postawiła na pół zjedzoną watę cukrową na stole i wstała, gdy muzyka wydobywająca się z głośników stała się głośniejsza.
-Chodź, zatańczmy- poprosiła.
-Ja nie tańczę...
Zacisnęła usta.
-Po prostu chodź.
Niall wstał i westchnął, pozwalając jej wziąć się za rękę i przedostać się do obszaru za stołami.
Uniosła brwi i wzięła jedną z rąk, położywszy ją na jego ramieniu. Powoli przeniósł rękę na jej talię.
-Daj spokój, to nie jest takie trudne- uśmiechnęła się i lekko się zakołysali. Po chwili zaczęli poruszać się bardziej optymistycznie w rytm piosenki.
Niall wziął głęboki oddech. Starał się tańczyć, czy robić cokolwiek, co było w stanie wywołać taniec [Twoje.Imię] zaśmiała się.
-Co?- zapytał.
-Nic.
-Mówiłem ci, nie tańczę- skrzywił się.
Przyciągnął ją bliżej i podniósł z ziemi, zapiszczała kiedy zaczął ją obracać wokół, a jej nogi lekko unosiły się w powietrzu.
Tego dnia uśmiechał się po raz pierwszy od tak długiego czasu.
-O mój Boże...- roześmiała się bez tchu, gdy wreszcie się zatrzymali i postawił ją z powrotem na ziemie.
Oparła twarz na jego piersi. Spojrzała po chwili w górę i zobaczyła łzy spływające po twarzy Nialla.
-Co jest?- zapytała.
-Ja nie tańczę.
Te słowa mogły być wypowiedziane do wielu innych ludzi, ale [Twoje.Imię] zrozumiała te słowa jak nikt inny.
Uśmiechnęła się i spojrzała na oczy Nialla. Oczy pełne nadziei.
-Wiem kochany, wiem...
Owinęła ręce na jego szyi i przyciągając go bliżej. Na jej twarzy również pojawił się łzy. Stali w wiosennym słońcu, pod cieniem drzew, a wokół rozbrzmiewał śmiech i głosy ludzi znajdujących obok nich. Tańczyli...
"Dopóki jesteś tu ze mną to miejsce coś znaczy, póki jeden z nas stoi reszta będzie z nim tańczyć..."