Łączna liczba wyświetleń

piątek, 16 maja 2014

Zayn Malik imagin



 Wita Was Bella ♥
Zaś dodaje imagina tak późno, ale tym razem to nie moja wina ;)
Patrze dziś tak na bloga i zauważyłam, że jeszcze jedna osoba i będzie  300 obserwatorów. Niesamowite. Już Wam dziękuję ;* Bez was byłabym nikim...

No, więc dziś imagin z Zaynem. Jestem ciekawa jak wam się podoba ta historia ;]
Piszcie w komentarzach, które są dla nas naprawdę ważne... Bez tego nie mamy sił by pracować z zapałem ;)

Jeżeli macie jakieś pytania to piszcie w komentarzach lub na:  http://ask.fm/HoranFromPoland


KOCHAM WAS, BELLA ♥
_____________________________________________________________


 Czarny Land Rover jechał wzdłuż ciągnącej się kilometrami autostrady. Kierowca był zgarbiony leniwie za kierownicą, jego łokieć był oparty na krawędziach uchylonego okna. Z radia wydobywał się klasyczny rock. Jego oczy były ukryte za ciemnymi okularami.

Autostrada była rozciągnięta wzdłuż kraju, a on jechał w kierunku Londynu. Autostrada wiła się prze kręte ulice, a w samochodzie panował bałagan. Niektóre opakowania po fast foodach i kubki po napojach zaśmiecały podłogę. Na siedzeniu obok niego leżały gazety i kilka płyt CD. Zayn przytrzymał przez chwilę przycisk na radiu i załadował jedną z nich. Samochód wypełnił się dźwiękami Kings Of Leon.

Po jakimś czasie przy drodze zaczęło pojawiać się coraz więcej autostopowiczów.
Pierwszymi, których zauważył byli dwaj, brudni mężczyźni. Jego wzrok przykuła smukła, dziewczęca postać, stojąca samotnie, ściskając małą paczuszkę prawie tak, jakby to był miś.
Wiatr rozwiewał jej długie, proste, blond włosy. Miała na sobie parę rozchodzących się, wyblakłych i nieco podartych dżinsów i dopasowaną koszulę w kratkę.
Uśmiechnął się, zatrzymując tuż obok niej. Z trudem ciągnęła walizkę i weszła do samochodu od strony pasażera. Położyła torbę pomiędzy swoimi nogami, plecak kładąc na swoje kolana i uśmiechnęła się nieśmiało.
-Dziękuje- powiedziała prawie szeptem.
Zayn odpalił ponownie samochód i obejrzał się przez ramie przed ponownym przyspieszeniem na autostradzie. Spojrzał z ukosa na swego pasażera, zastanawiając się dokąd zmierza.
-Jak daleko się wybierasz?- zapytał.
-Londyn- mruknęła cicho, wypowiadając tylko jedno słowo.
Zayn zaśmiał się lekko do siebie.
-Świetnie- powiedział jej- Też tam jadę, masz szczęście.
-Dziękuje- znów szepnęła.
Zayn koncentrował się bardziej na jeździe, chociaż wokół rozciągał się jeden z najbardziej spektakularnych krajobrazów w okolicy. Rzucił okiem na dziewczynę obok niego. Siedziała w absolutnej ciszy, ale jej oczy obserwowały scenerie z czymś podobnym do szacunku.

Kings Of Leon skończyło się i sięgnął po drugą z płyt. Skierował ją w kierunku dziewczyny, gdy ta spojrzała na niego z pytaniem w oczach.
-Włóż tą płytę- powiedział z uśmiechem. Spojrzała na CD i uśmiechnęła się nieśmiało. Grzebała chwilę w odtwarzaczu, a po jakimś czasie dźwięki ROOM94 wypełniły samochód. Chociaż wciąż obserwował drogę, uśmiechnął się, gdy zauważył, że dziewczyna tupie nogami w takt muzyki.
-Podoba ci się?- zapytał.
-Tak- powiedziała cicho, co było jej drugim słowem.
-Świetnie- odpowiedział- Są całkiem nieźli, wiesz? Przy okazji, jestem Zayn.
Spojrzała na niego krótko i zamilkła, oczy znowu skupiły się na czasopismach. Gdy kilka chwil minęło bez słowa, spróbował ponownie.
-Jestem Zayn- powtórzył cicho- Jak się nazywasz, dziecko?
Jej palce musnęły nerwowo okładkę magazynu, zanim w końcu przemówiła.
-Jestem [Twoje.Imię]- opowiedziała- I nie jestem dzieckiem.
Chwycił kierownicę trochę mocniej, gdy mijali ciężarówkę.
-Dobra [Twoje.Imię], miło mi cię poznać- powiedział- Wiec zabierasz się do Londynu?
-Ty też- powiedziała, z sarkastycznym tonem. Zayn zaśmiał się głęboko i serdecznie.

 Gdy jechali dalej, poczuł się zmęczony i głodny.
"Czas na przerwę"- pomyślał niemal z poczuciem winy, że zaczął się zastanawiać, jak długo [Twoje.Imię] nie jadła.
-Zatrzymamy się tutaj na około dwadzieścia minut- poinformował ją- Muszę zatankować i mam zamiar coś przekąsić, dobrze?
-Dobrze- powiedziała, wciąż oglądając zmieniający się krajobraz.

Kiedy samochód zjechał na stację benzynową, dziewczyna chwyciła za swój plecak i zaczęła się mu przyglądać z strachem w oczach.
Wyszedł z samochodu i oczyścił samochód z kurzu autostrady i robaków spłaszczonych na przedniej szybie. Kiedy to zrobił, po stronie pasażera pomachał do [Twoje.Imię] i mrugnął do niej przez okno. Uspokoiła się trochę i wystawiła język.
Wsiadł z powrotem do samochodu. Zatrzymał się po jakimś czasie przy taniej restauracji, czynnej dwadzieścia cztery godziny i zsunął się z samochodu po raz kolejny.
[Twoje.Imię] się zawahała.  Zayn spojrzał na nią wyczekująco.
-Idziesz?-zapytał.
Wysiadła, nadal niosąc ze sobą paczkę i stawiała nogami krótkie odcinki prawie w biegu, aby nadążyć za jego długimi, leniwymi krokami.
Zatrzymali się przy pustym stoliku, w prawie pustym barze i gospodyni wlała Zaynowi kubek kawy, a następnie poszła po szklankę coli dla [Twoje.Imię]. Zayn wsypał kilka dużych łyżek cukru i spojrzał na menu. Zauważył, że dziewczyna nie zajrzała nawet do swojego menu, a zamiast tego bezmyślnie bawiła się sztućcami. Gospodyni wróciła z colą. [Twoje.Imię] podziękowała jej cicho.
-Nie ma za co kochanie- gospodyni powiedziała, po czym odwróciła się w stronę Zayna.
-Przyjmę państwa zamówienie za chwilę.
Uśmiechnął się do niej i podziękował skinieniem głowy. Gdy odeszła wziął duży łyk kawy.
-Jeny... Potrzebowałem tego- zachichotał.
[Twoje.Imię] uśmiechnęła się nieśmiało i wzięła mały łyk coli ze swojej szklanki, jakby starając się by to trwało całkiem długo. Wyciągnął nogi wygodnie pod stołem i oparł się leniwie.
-Lepiej zjedz teraz- oznajmił- Nie zamierzam się potem zatrzymywać, z wyjątkiem zatankowania. To będzie długa noc.
Poruszyła się niespokojnie pod jego spojrzeniem i bawiła się słomką. Chciał powiedzieć coś więcej, ale zrezygnował z dalszego komentarza, ponieważ kelnerka podeszła by zebrać zamówienia. Domyślił się, że nie ma wystarczająco pieniędzy, aby pozwolić sobie na jedzenie w tym miejscu.
"Jestem frajerem"-pomyślał ironicznie.
-Czy są państwo gotowi? - zapytała młoda kobieta z notatnikiem.
-Tak, dziękuję. Poprosimy dwa cheeseburgery z frytkami i sosem.
-Dobrze, dziękuje- powiedziała i szybko zanotowała zamówienie.
[Twoje.Imię] spojrzała na niego z otwartymi ustami, gdy kelnerka odeszła. Uśmiechnął się do niej z udawanym szokiem.
-Co? Chcesz jeść, nie?- zapytał.
-Zayn, nie mogę za to zapłacić- powiedziała- Jestem troszkę... Oszczędna, wiesz?
-Tak, jakbym to odgadł- odpowiedział jej- Ja stawiam, w porządku? Nie musisz za to płacić, nie martw się. Wyglądasz jak byś potrzebowała posiłku.
-Dziękuję- mruknęła i wzięła kolejny łyk koli, pochylając przy tym głowę.
Jej palce otarły policzki, po których spływały błyszczące łzy.
"Ona płacze"- zdziwił się. Stłumił swój pierwszy instynkt, aby ją pocieszyć i starał się znaleźć nowy temat.
-Cieszę się, że podobało ci się ROOM 94- powiedział- Ostatnio dużo się dzieje w muzyce. W tym tygodniu w Londynie gram koncert.
-Jesteś muzykiem?- zapytała.
-Tak, śpiewam- wyjaśnił- Wraz z czterema przyjaciółmi mam zespół. A co z tobą?
Wzięła kolejny łyk coli, zanim odpowiedziała.
-Mam zamiar dołączyć do mojego chłopaka.
Zastanawiał się chwilę, czy jej rodzice wiedzą, że wybiera się do jakiegoś faceta, a także czy ten chłopak ma pojęcie, że ona jest w drodze do niego.
-Musi być ciężko, być tak daleko od siebie, co?
Kelnerka wróciła z ich cheeseburgerami i [Twoje.Imię] milczała, dopóki nie odeszła. Gdy zrobiła pierwszy kęs hamburgera, wymamrotała odpowiedź ledwo słyszalnie.
-Nie wiem, jadę się przekonać... Ale on będzie szczęśliwy, gdy mnie zobaczy. Po prostu to wiem.
Zayn odniósł wrażenie, że próbowała przekonać samą siebie. Wzruszył ramionami i zaczął na jeść swojego burgera, pozwalając przerwać rozmowę na chwilę. W świetle baru i twarzą w twarz, Zayn domyślał się, że nie była w jego wieku. Piętnaście, może szesnaście lat.
-Tak więc, twój chłopak- zaczął niepewnie- Wyjechał do pracy, do Londynu?
Spojrzała na niego, jakby brała pod uwagę jedną z tych sarkastycznych odpowiedzi, ale jej niebieskie oczy wyrażały życzliwość i troskę.
-Nie wiem. On po prostu wyjechał.
Zayn skinął głową.
-Ta... Pamiętam jak to było. Gdy miałem szesnaście lat i nagle musiała wyjechać. Nie mogłem słuchać rodziców i nauczycieli, którzy cały czas mówili mi co mam robić. Ta laska była... No wiesz. Myślałem, że weźmiemy ślub czy coś, a tu nagle... Wyprowadziła się. Miałem wtedy szesnaście lat. Więc po prostu musieliśmy się rozstać- sięgnął po drugą połowę swojego hamburgera.
Dziewczyna zjadła swoje frytki w milczeniu, bawiąc się wolną ręką swoimi włosami. Wreszcie wzięła głęboki oddech i odwróciła wzrok w stronę okna.
-To nie było tak. On jest po prostu zdezorientowany  przerażony tym wszystkim co mu powiedziałam. Będzie szczęśliwy, gdy się tam pojawię. Wszystko będzie w porządku. Przecież on będzie tatą...
-Cholera!- wykrzyknął z szacunkiem Zayn. [Twoje.Imię] chwyciła bliżej siebie plecak, jak by miała zamiar zaraz stąd wyjść.
-Gratulacje, to nie samowite. Jedz dziewczyno, jedz za dwóch!
Kelnerka w tym momencie przyszła napełnić szklankę Zayna kawą i spytała przy okazji, czy [Twoje.Imię] chce jeszcze coli.
Zayn zamówił dla niej szklankę mleka zanim odpowiedziała kelnerce. W pierwszej chwili spojrzała na niego ze złością, ale jej twarz złagodniała z nieśmiałym uśmiechem, zanim się odezwała.
-Dziękuję, Zayn- powiedziała- To będzie dobre dla dziecka. Kevin będzie dbać o mnie w ten sposób, wiesz?
-Pewnie mała- zgodził się, nie protestowała na jego dobór słów. Obaj w milczeniu wrócili do jedzenia.  [Twoje.Imię] skończyła jeść przed nim i poszła poszukać łazienki dla pań.
Był zaskoczony, że wyszła i zostawiła paczkę na stole.
"Być może to gest zaufania"- pomyślał. Skończył frytki i pomiędzy łykami mocnej, czarnej kawy, zastanawiał się, jaki dom zostawiła w tyle i czy myślała o tym, że jej dziecko będzie musiało przetrwać okrutne ulice dużego miasta, jak Londyn. Jego logika powiedziała mu, że powinna być w domu, jej rodzice na pewno muszą się martwić, a jak każdy rodzić, chociaż byliby zdenerwowani w takiej sytuacji, na pewno by jej pomogli.
"Ocena dziewczyny co do chłopaka też była prawdopodobnie całkiem poprawna"-pomyślał- "Uciekł bo był przerażony."
Zayn wątpił, że nagłe pojawienie się jej w Londynie cokolwiek zmieni...
Wróciła do stołu, w momencie gdy przełykał resztkę kawy. Uśmiechnął się do niej i wstał.
-Wypij mleko. Ja wyrzucę kubek po kawie i możemy ruszać.
Uśmiechnęła się do niego z wdzięcznością i wzięła szklankę mleka w obie dłonie, gdy się odwrócił.
Kiedy wrócił do samochodu, otworzył jej drzwi i pomógł wsiąść. Otworzył bagażnik i wyciągnął koc. Kiedy wsiadł do samochodu zauważył, że nie jest już przywiązana do swojego plecaka, ale opuściła go i położyła na swojej walizce. Skinął na schowek przed nią.
-Jest kilka płyt w środku. Jesteś odpowiedzialna za muzykę, dobra?
-Okej- zachichotała i szybo wyjęła mały stos płyt CD. Gdy odpalił samochód i skierował go wzdłuż drogi powrotnej do głównej drogi, dziewczyna przeglądała każdą płytę, przyglądając się pokrywą. W końcu wybrała Red Hot Chili Peppers.
Więcej niż pół godziny minęło, kiedy w końcu przerwała milczenie między nimi.
-Zayn?- spytała niepewnie.
-Hym?- wycedził leniwie.
-Gdybyś miał szesnaście lat, a twoja dziewczyna zaszłaby w ciąże, byłbyś całkiem przerażony, co?- zapytała cicho. Palce Zayna zatrzymał rytmiczne stukanie.
-Tak kochana, byłbym cholernie przerażony.
-Wiem, że Kevin był przerażony- przyznała- Ale starał się to ukryć. Tak samo chciał ukryć złość na mnie i na wszystkich. Wtedy powiedział, że przeprowadza się do Londynu. I mnie to strasznie zabolało, wiesz? Może on był po prostu wściekły na mnie i dlatego wyjechał...
Zayn wziął głęboki oddech.
-To straszna rzecz dla was obojga. To nowe życie, nowy człowiek rośnie teraz w tobie.
-Tak, wiem- mruknęła- Nie wiem, czy Kevin to zniesie. Nie znamy się długo. Spotkaliśmy się na lodowisku. Był taki uroczy. Powiedział do mnie: " Jak to się stało, że taka śliczna dziewczyna jest tu sama?" Potem zaprosił mnie na kawę i wiesz...- jej głos zamarł.
Kiedy znów się odezwała jej głos był zagłuszony emocjami i łzami.
-Teraz już tylko muszę go znaleźć. Cholera, tak się boję.
Zayn spojrzał na nią z ukosa, zauważając jej ręce ciasno zaciśnięte na kolanach.
-[Twoje.Imię] masz prawo się bać. Musisz zważać na to, co jest najlepsze dla twojego dziecka. Bieganie po Londynie i szukanie Kevina brzmi dobrze dla ciebie i Twojego dziecka?
-Wiem- szepnęła, a potem niemal rozpaczliwie szlochała- Ale ja nie mogę wrócić do domu! Mama i tata, nawet nie wiedzą, że jestem w ciąży. Oni mnie zabiją...
Otarła łzy i jechali w milczeniu. Gdy się uspokoiła znów przemówił.
-[Twoje.Imię] nie sądzę, że dajesz sowim rodzicom szansę. Przecież dziewczyno... Oni cię wychowali. Spójrz na to wszystko. Masz odwagę i spryt. Może warto pomyśleć o powiedzeniu im, gdzie jesteś. A co się stanie? Wtedy dopiero zobaczysz co się stanie. Możesz zadzwonić, gdy będziemy w pobliżu Londynu. A jeśli nie usłyszysz od nich tego co chcesz, to... Możesz iść szukać Kevina.
Milczała tak długo, że Zayn nie był pewien, czy nie poszedł za daleko. Wreszcie pociągnęła nosem kilka razy i odwróciła wzrok w stronę okna.
- Naprawdę myślisz, że to będzie w porządku? Moi rodzice, mam na myśli- zapytała.
-Tak moja droga- zapewnił ją- Będą zdenerwowani oczywiście, ale to będzie w porządku.
-Pomyśle o tym, Zayn- powiedziała. Zayn stwierdził,że CD właśnie się skończyła.
[Twoje.Imię] jeszcze raz zmieniła płytę tym razem na Chrisa Browna. Krótko po tym zauważył, że zsunęła się i przybrała zdecydowanie bardziej zrelaksowaną postawę. Sięgnął za siebie i wyciągnął koc, rozkładając go na śpiącej dziewczynie najlepiej jak potrafił.

-Jesteśmy już nie daleko. Pomyślałem, że wpadnę na kawę i jeśli wciąż chcesz wykonać telefon...- urwał, pozostawiając myśl niedokończoną. Dziewczyna przetarła twarz dłońmi.
-Umm... Zayn. Muszę się zebrać by to zrobić.
Podał jej swój telefon i zsunął się z samochodu.


Santiago, Chile - 30/4
Kiedy wrócił z dużym styropianowym kubkiem kawy w ręku, stała przed samochodem z drżącym telefonem w dłoni. Zayn umieścił kawę na dachu Land Rovera i chwycił koc z przedniego siedzenia. Spojrzała na niego z ukosa. Nakrył ją kocem, a ona odeszła na ubocze przyciskając telefon do ucha. Zayn wpatrywał się w ciemność.
Minęło kilka chwil zanim po drugiej stronie słuchawki ktoś odebrał telefon. Spojrzała na niego ze strachem. Zayn posłał jej uspokajający uśmiech i podniósł kciuk do góry.
-Tato-powiedziała niepewnie- Jest w porządku. Jestem niedaleko Londynu.
Zatrzymała się na chwilę.
-Jechałam autostopem, szukam Kevina.
Słuchała długo i spojrzała z łzami w oczach na Zayna. Skinął głową, dając jej otuchę. W końcu znów się odezwała.
-Tato. Mam ci coś do powiedzenia- krótka przerwa, a następnie do jej słów dołączyło szlochanie- Jestem w ciąży. Dlatego szukałam Kevina. A potem Zayn wziął mnie na stopa i powiedział, że powinnam cię powiadomić, a ja...- spojrzała na Zayna z łzami w oczach, wciąż uważnie słuchając ojca.
-Zayn jest muzykiem, jedzie na koncert do Londynu, a... Nie, tato on był naprawdę miły, poradził bym z tobą porozmawiała. Tatusiu, chcę wrócić do domu- ukończyła żałośnie.
Słuchała przez długi czas, a potem bez ostrzeżenia podał komórkę Zaynowi. W pierwszej chwili potrząsnął głową z przerażeniem, ale po chwili ustąpił i chwycił za telefon.
-Halo?- powiedział z wahaniem. Głos po drugiej stronie był twardy, ale nie zły.
-Rozumiem,że pan wziął moją córkę na stopa, Zayn? Zgadza się prawda? Zayn?!
-Tak proszę pana. Mam na imię Zayn Malik- powiedział utrzymują spokojny głos- Wyglądała jak by naprawdę potrzebowała przyjaciela, a ja chętnie służyłem pomocą.
-Wydaje mi się, młody człowieku, że jestem ci coś winien- rzekł- [Twoje.Imię] miała szczęście, że to ty... Że to ty się zatrzymałeś i przekonałeś by zadzwoniła.
-Przemyślała to wszystko, proszę pana. Ja tylko ją wysłuchałem.
-Nie mów do mnie "Pan". Nazywam się [Imię.Nazwisko.Taty]- przedstawił się- Mam ostatnią prośbę do ciebie, jeśli mógłbyś... Zawieźć moją córkę do mojej znajomej w Londynie? Tam będzie czekał na nią bilet.
-Nie ma sprawy, to będzie dla mnie przyjemność- zgodził się Zayn.
-Dziękuje panie Malik. Nie zapomnę nigdy, co dla niej zrobiłeś.

Ani Zayn, ani [Twoje.Imię] nie mówili za wiele podczas pozostałej drogi do Londynu.
Obok niego, dziewczyna starała się zapamiętać wszystko dookoła; jej pierwszy widok z Londynu.
Szybko odnalazł drogę przez miasto do znajomej jej taty i na główne lotnisko.
-Możesz wejść ze mną do środka- poinformował. Zayn zaśmiał się.
-Oczywiście. Zaopiekuje się tobą do końca- odpowiedział. Zaparkował samochód, schował kluczyki i szedł obok niej do terminalu.

Trzymała w ręku bilet, który załatwił jej tata. Zayn szedł obok niej w stronę korytarza odlotów. Zatrzymał się na obszarze odprawy bezpieczeństwa i spojrzał na jej towarzyszy podróży. Łzy wypełniły jej oczy po raz kolejny.
-Zayn, dziękuję- szepnęła, uroczyście wystawiając swoją małą dłoń, by uścisnąć jego. Mrugnął do niej i zamiast podać jej dłoń, otworzył obie ręce i zgarnął dziewczynę w ciepłym, braterskim uścisku.
-Dziękuję, słodka [Twoje.Imię]- zakołysał nią- Dbaj o siebie, dzieciaku. I zajmuj się dzieckiem najlepiej jak potrafisz, dobrze?
Skinęła głową. Cofnęła się i odwróciła się w stronę bramy. Obejrzała się przez ramię, uśmiechając przez łzy.
-Żegnaj Zayn- zawołała- Będę patrzeć na ciebie w MTV.
Uśmiechnął się do niej.
-Jeśli to będzie chłopiec, myślę że Zayn będzie dobrym imieniem dla niego-krzyknęła. Odwróciła się i zniknęła.

30 minut później Zayn Malik usiadł naprzeciwko okien w jednej kawiarni na lotnisku i patrzył na niebo. Wziął długi łyk słodkiej, czarnej kawy i bezskutecznie otarł łzę z kącika oka. Wstał i zostawiając resztę kawy, gdzie siedział, szybko ruszył w kierunku drzwi wyjściowych.
 

"Życie to książka zbudowana z doznań... Więc rozumiem, gdy czasem musimy zamknąć rozdział. Otworzyć następny i nie patrzeć na błędy, bo na to co napisane już nie działają korekty..."

niedziela, 11 maja 2014

Harry Styles imagin

Witam z tej strony Ruda :)
Dziś taki nietypowy imagin bo to tak jakby zapowiedź hmmm można to tak powiedzieć historii którą będę pisać. Jeśli macie ochotę zapraszam :
 http://na-zawsze-twoj.blogspot.com/

Tego imagina dedykuję dla: Łaneta_1323 ( zawsze komentujesz moje i nie tylko moje imaginy)
 Mam nadzieję, że was zaciekawię. 



Beztrosko zapatrzona w błękitne niebo tonęłam w objęciach mojego chłopaka. Chciałam zatrzymać tą chwilę na zawsze. Chciałam aby nieubłagany czas w końcu się zatrzymał. Mimowolnie ciężkie powieki przysłoniły cały świat a ja wtuliłam się w ciepłą szyję Harrego.
- Kocham te chwile - wymruczałam a na mojej twarzy pojawił się uśmiech. W tym samym momencie ciepłe dłonie brunet powędrowały na moje biodra powodują falę dreszczy.
- Obiecuję, że będzie tak już zawsze - odparł zostawiając ciepły ślad swoich ust na moim czole.
- Na zawsze - nasze palce splątały się a spojrzenia spotkały się nie chcąc nigdzie uciec.
- Kocham cię - wyszeptałam. W odpowiedzi uzyskałam namiętny pocałunek, który mógłby trwać wiecznie.Byłam szczęśliwa u jego boku. Wydobywał ze mnie wszystko to co najlepsze. Był tym jedynym którego kochałam nad życie. Jedynym pragnieniem był on. Stał się moją kokainą od której się uzależniłam. Stałam się jak narkoman który nie chce iść na odwyk. Nie chce aby odebrano mu to dla kogo żyje. A żyje dla swojej miłości.

***
Leniuchowanie na kanapie przerwał mi rozchodzący się dzwonek do drzwi. Bez namysłu wstałam i z zadowoleniem otworzyłam niezapowiedzianemu gościowi.  Na moją twarz wkradł się lekki uśmiech. W progu pojawił się Harry. Oparty o futrynę przyglądał się mojej sylwetce lustrując ją uważnie.
- Wejdziesz? - zapytałam osuwając się z przejścia. Chłopak bez słowa przeszedł obok mnie bez jakiegokolwiek powitania. Skierował się na skórzaną kanapę usytuowaną w salonie. Z lekkim przejęciem zajęłam miejsce obok niego wtulając się w jego tors.
- Coś się stało? - spytałam z niepokojem patrząc w jego hipnotyzujące oczy.
- Czy zawsze coś musi się dziać? - nienawidziłam odpowiedzi pytaniem na pytanie. Spojrzałam na niego z lekkim zaniepokojeniem czekają na wyjaśnienie.
- Nie mogę ci nic powiedzieć. Ale jeśli przez jeden dzień nie odezwiesz się do mnie. Nie napiszesz, zadzwonisz. To wszystko będzie w porządku. - w jego głosie można było usłyszeć zmartwienie. Coś się stało. Coś czego nie chciał mi powiedzieć.
- Czy to ma być zakład? Uważasz, że nie wytrzymam bez ciebie jednego dnia? - chciałam rozluźnić sytuację, która zapanowała pomiędzy nami.
- Można tak powiedzieć - odparł z wymuszonym uśmiechem. Po kilku minutach jego miękkie usta powędrowały na moje a ja znów zatopiłam się w jego uścisku.
- Pamiętaj, że cię kocham - szepną mi do ucha
- Do zobaczenia jutro wieczorem - odparłam gdy jego dłoń naciskała klamkę. - Kocham cię - krzyknęłam na co chłopak odwrócił się posyłając mi ten uśmiech w którym się zakochałam.

***
Cały dzień zleciał mi na całkowitym leniuchowaniu. Nie miałam ochoty na nic. Moja głowa była zaprzątana jedną myślą. Myślą o Harrym. Uświadomiłam sobie, że jestem od niego uzależniona. Nie potrafię wytrzymać bez niego jednego dnia. Z uśmiechem na ustach spojrzałam na zegarek który wskazywał godzinę 18:00. Cała w skowronkach ubrałam się i wyszłam z domu. Po 20 minutach stałam już pod drzwiami Harrego. Z entuzjazmem zapukałam z nadzieją, że otworzy mi brunet o zielonych oczach. Dźwięk otwieranych zamków powodował motyle w moim brzuchu. Moim oczom ukazała się matka chłopaka.
- Dzień dobry. Jest Harry? - zapytał z uśmiechem na ustach.
- Harrrego nie ma. Kazał przekazać ci to. - odparła kobieta wręczając mi skrawek białego papieru. Z drżącą ręką chwyciłam go i bezdźwięcznie podziękowałam. Odeszłam chwiejnym krokiem próbując się opanować. Niepewnie odgięłam kartkę.

"Kochanie przeżyłaś beze mnie ten jeden dzień. Więc przeżyjesz i resztę życia. Żegnaj"

Do moich oczu napłynęły łzy. W mojej głowie powstało wiele pytań. Czy to moja wina? Czy ja coś źle zrobiłam? Chciałam tylko jednego. Dowiedzieć się dlaczego. Dlaczego on odszedł...

 
07 de mayo

"Ktoś tutaj był i był, a potem nagle zniknął i uporczywie go nie ma."

czwartek, 8 maja 2014

Harry Styles imagine

Hejka ;)
Witam was w ten piękny wieczór.
Napisałam dla was imagin... Już wam wyjaśniam przesłanie.

No, więc pisząc go założyłam, że jest to historia o chłopaku jeżdżącym na wózku inwalidzkim, który ma niesamowite pragnienie miłości. Każdy żąda miłości. Nie ważne czy studiują, czy pracują, czy są z bloku, czy z dobrego domu, czy z ulicy, czy chorują, czy mają wiele innych trudności. Ważne, że mają serca i kochają...
Dedykacja dla: Horankowa [anonimek z poprzedniego imagina] ;)

Piszcie w komentarzach opinie, prośby o dedykacje itp.
+ Zostawiajcie linki do waszych stron, które chętnie poczytam i skomentuje ;D
Pozdrawiam Bella ♥

(Tekst pochylony to perspektywa Harrego)

Pierwszy raz widziałam go, gdy był w bibliotece publicznej. Czytał dużą, zakurzoną książkę, siedząc przy tym samym stole co ja. Obserwowałam go uważnie, a jego oczy były skoncentrowane na tekście.
Poczułam, że moje dłonie zaczęły się pocić. Chwyciłam ołówek i naszkicowałam tajemniczego bruneta. Kichnęłam, rumieniąc się. Chłopak zerwał się i spojrzał na mnie z przerażeniem. Zauważając, że patrzę się na niego, spuścił wzrok i krępująco, zagryzł wargę.
-Hm, mieszkasz tu?- zapytałam, drapiąc się w szyję niezręcznie. Szukał na stole, przy którym siedziałam, zakładki, aby zaznaczyć gdzie skończył czytać. Wyrwałam papier z mojego szkicownika i podał mu go,  posyłając krótki uśmiech. Nasze palce musnęły się delikatnie.
-Przeniosłem się tutaj kilka dni temu- wzruszył ramionami, kładąc książkę na kolanach. Był niepełnosprawny.
-Zaczynam szkołę jutro.
Ten chłopak, to wspaniały chłopak, który faktycznie mówił, że zamierza uczyć się w mojej szkole. Mojej szkole. Czułam, jak moja twarz opada, wlepiając swój wzrok w stół. Posłał mi dziwne spojrzenie, przechylając głowę w prawo. Pochylił się, kładąc prawą rękę na moim ramieniu.
-Wszystko w porządku?
Skinęłam głową, zanim poczułam, że moja twarz zrobiła się czerwona. Przez chwilę, po głowie chodziła mi myśl, że mam szansę zaprzyjaźnić się z tym chłopakiem. Jeśli byśmy się zaprzyjaźnili, może udalibyśmy się razem na wiosenny bal... Nieważne, że jeździł na wózku.

-Hej, hmm...Nie spotkaliśmy się przypadkiem w bibliotece wczoraj?
Dziewczyna odwróciła się, jej kręcone kasztanowe włosy wirowały, kiedy nagle upuściła swoje książki. Jej blond przyjaciółka trąciła ją lekko łokciem.

-Oh przepraszam, wyglądałaś jak ktoś kogo spotkałem wczoraj...- oznajmiłem pośpiesznie, zastanawiając się, co sprawiło, że to powiedziałem.
 Mój kolega powiedział mi, żebym spróbował się z nią zaprzyjaźnić, ale mogłem zepsuć wszystko. Zaskakująco, spojrzała z ulgą, kiedy klęczała na podłodze i zbierała swoje książki. Pochylając się w moim wózku, spychając moje koła do tyłu podałem jej powieść romantyczną. Drgnęła, kiedy nasze palce dotykały się przez ułamek sekundy.
-Czytałeś, hmm... Tą naprawdę grubą książkę. Prawda?
-Tak.
Wstała niezgrabnie, a jej oczy ukierunkowane były na podłogę, aż blondynka stojąca obok niej pchnęła ją i skinęła głową na mnie.
-Jest gorąco. Jestem Nadia, a to jest [Twoje.Imię]. A ty jak się nazywasz?
Spytała Blondynka.
-Nadia!- krzyknęła dziewczyna z biblioteki i pociągnęła za sobą, rzucając mi przepraszające spojrzenie.
Kiedy dotarły do korytarza krzyknąłem: "Harry Styles!"
Tak ją poznałem.


Lekcja angielskiego.
Usiadłam z tyłu, najdalej jak to możliwe, mając nadzieję, że ktoś zajmie, zazwyczaj puste miejsce obok mnie i wybawi mnie z zażenowania chociaż raz.
Nigdy nie byłam najszczęśliwszym człowiekiem na świecie.
Po chwili jego oczy szybko wylądował na mnie, a na jego twarzy wymalowało się zwątpienie, gdy odsunął krzesło.
-Może... Mogę tu siedzieć?
Nastolatki wokół mnie podniosły brwi, przeniosłam swoje rzeczy z krzesła, aby zrobić miejsce dla niego. Patrzyłam w podłogę, jakby to była najbardziej interesująca rzecz na świecie. Podszedł do nas jakiś chłopak i odsunął krzesło na bok, umożliwiając mu wjazd wózkiem do ławki. Wdzięczny uśmiech, który zapalił się na jego twarz,  oczy pełne światła, były ... Niesamowite. Wyglądał jak anioł...
Pani Molly  weszła do klasy, umieszczając swój komputer na biurku, gdy jej wzrok wylądował na Harrym. Szybko posłała mu smutny uśmiech.
-Nowy uczeń w szkole, prawda?
Dał jej sztywny uśmiech, kiwając głową powoli. Sprawdziła obecność, wpisała temat do dziennika i zrobiła milion innych bzdur. Wreszcie zapytała nieśmiało, czy możemy zacząć lekcję.

Nienawidzę wnętrzności, moje szczęście zwariowało.
Nabazgrałem niezdarnie gwiazdę i zakończyłem na tym, obserwując, jak [Twoje.Imię] naszkicowała paprocie z ukrytymi sercami w liściach. Jej ciepłe oczy błyszczały z pasji do sztuki. Zanim się zorientowałem, byłem pochylony, gryząc wargi, gdy jej ołówek tworzył coraz bardziej skomplikowane wzory.
-Te rysunki są naprawdę dobre, gdzie nauczyłaś się tak rysować?
-Nigdy.
-Że co?
-To znaczy... Nigdy nie uczyłam się rysować.
Moja szczęka spadła.
Wzięła ołówek z  nonszalancją, umieszczając go w piórnik, gdy zadzwonił dzwonek. [Twoje.Imię] wybiegł szybko z klasy, posyłając mi przed tym uśmiech. Mimo to, zabolało mnie to.
Ok, przyznaję. Jestem łasy na romans i pocałunek prawdziwej miłości, a miłość od pierwszego wejrzenia i to wszystko, to dla mnie bzdury. Zawsze chciałem być jak książę i sprowadzić swoją księżniczkę, gdzie moglibyśmy być wolni - ale to się nigdy nie stanie. Bo jestem tylko typowym szesnastolatkiem robiącym egzaminy.


Myślę, że znalazłam mojego chłopaka. On nie pasuje do wymagań, które stawiałam do tej pory. Jest nieśmiały. Rozmawialiśmy ze sobą tyko kilka razy, ale dosłownie każdym razem poznawaliśmy się coraz bardziej. Czułam taniec radości motyli w żołądku, szepczące myśli.. Nigdy nie chcę znowu stracić taką szansę... A może to zauroczenie albo pożądanie czy miłość?

Szkoła była straszna. Była gorsza niż kiedy przenosiłem  się do innych szkół, długiej listy, która obejmowała prawie cały kraj. Było gorzej, bo po katastrofie w Filadelfii , nadal nie odzyskałem przyjaciół, których utraciłem. Również mój chwilowy paraliż nie przynosił pozytywnego nastawienie. W popełnieniu samobójstwa ostatnio nic mi nie pomaga.
Kończę moje życie, muszę.


Pobiegłam do Nadii u bram szkoły, oboje byłyśmy ubrane w naszych stroje pasujących do siebie wzorami. Chichoczemy jak małe dzieci.
Pokaż się tutaj, proszę pokaż się- miałam nadzieję, szukając brunetka na wózku inwalidzkim wśród osób oczekujących w sali na uroczystość rozpoczęcia. Ale nie było po nim śladu.
Grupa ludzi rzuciła się na  mnie, popychając do przodu amerykańskiego chłopca, gdy on nerwowo podrapał się po karku.
-Czy pójdziesz na bal ze mną?
Chichocząc, grupa przewidywała moją odpowiedź, gdy ja rozważałam tą propozycję. Nie było żadnych innych propozycji, a  poza tym, jeśli Harry przyjdzie zbyt późno, zobaczy mnie tańcząca z innym chłopcem.
-Tak.

Tak, była winda.. Pchnąłem wózek w jej stronę i wcisnąłem przycisk na górę. To było ten moment, albo teraz albo nigdy.

Alarmy zabrzmiał, gdy byliśmy w połowie naszego tańca. Ktoś jechał windą, na sam szczyt. Porzuciłam mojego partnera pocałunkiem w policzek, uciekłam.
-Stop!- krzyczały nauczycielki, ale byłam poza punktem zasięgu ich wzroku.
Jakoś wiedziałem, że to Harry. To musiał być on.
Pospiesznie nacisnęłam przycisku na poddasze i  skrzywił się, gdy alarm zabrzmiał ponownie.
Stałam. Chwiejac się, ale stałam. Wreszcie.
Drzwi windy otworzyły się. Pobiegłem do sylwetki stojącej na krawędzi budynku.
-Harry!
-[Twoje.Imię]?-zdziwił się.
Moje stopy były już blisko niego, kiedy odepchnął mnie z powrotem. Pokręciłem głową ciężko, zaczęłam płakać.
-Nie, nie, nie rozumiesz.
Jego oczy były nienapełnione emocjami, ludzkimi emocjami.
 -Nie, nie rozumiesz. Nie możesz umrzeć.
-Muszę-przytulił mnie do siebie, chwytając mnie.
-Potrzebuję cię- nacisnęłam nasze usta delikatnie, eksplozja emocji kołysała mną, nawet nie kwestionując jego nagłej wolności od jego wózka inwalidzkiego.

Stałem nieruchomo, czując się uśmiechniętym.
I zwróciłem się od niej.
-Myślę, że cię kocham.
Uśmiechnąłem się, siadając z powrotem na wózku, czując, jak  po raz pierwszy od dnia, gdy okazało się, że muszę jeździć na wózku inwalidzkim, zmienia się moje życie. Tym razem na lepsze.
-Ja też tak myślę...



"Im wyżej jesteś, tym droga bardziej kręta."

sobota, 3 maja 2014

Liam Payne imagin

Czeeeść :)
Dzisiaj mam imagina, który ukazuje jak wielka potrafi być miłość.
Pogoda się zepsuła i majówka do kitu ;/
No, mam nadzieję, że was imagin rozgrzeje :)
Dedykacja : Liam owa ( w ramach przeprosin za rozbudzenie pod poprzednim imaginem :D )
Trzymajcie się i byle do wakacji! 
Liamkowa♥

Nowy rozdział na blogu ^^  (klikajcie xD )

Kursywa - wspomnienie
~*~ - perspektywa drugiej osoby



Liam jak co dzień właśnie kończył swoją pracę. Szybkim krokiem opuścił swoje biuro i prawie biegł do samochodu. Spieszył się do swojego domu, żony czekającej z obiadem i dzieci, które wróciły z przedszkola. Niespodziewanie zadzwonił mu telefon. Przełożył neseser z jednej ręki do drugiej i wygrzebał z kieszeni marynarki czarnego blackberry
- Halo? - powiedział  życzliwie swoim grubym głosem. Dzwonił jeden ze wspólników. Liam pochłonięty rozmową posuwał się dalej, jednak prawie w ogóle nie zwracał uwagi na to co dzieje się w okół niego. Omawiali właśnie kolejny projekt, który miał przynieść jego firmie ogromne zyski. W myślach Payne przeklinał to, ze dzisiaj parking przy biurze był cały zajęty i musiał ustawić samochód tak daleko od budynku. Jedną ręką przytrzymał telefon, druga natomiast szukał kluczyków do pojazdu ciągle idąc. To stało się nagle. Mężczyzna przechodził akurat przez jezdnię. Na raz poczuł mocne uderzenie i silny przeszywający ból. Rozległ się huk, a ciało Liama zostało wyrzucone nieco dalej. Pochłonęła go ciemność.

~*~
Zdenerwowana [T.I] trzymając na rękach małego Alana wpatrywała się w okno. Liama jeszcze nie było. Obiad na stole całkowicie wystygł. Co się dzieje? Przez sześć lat małżeństwa Liam nigdy nie spóźnił się na obiad. Zawsze był przed czasem. Jeśli już coś mu wypadło to dzwonił. W życiu nie zachował się tak jak dziś. Coś się musiało stać. Dzieci już dawno zjadły obiad. Bawiły się w swoim pokoju.  Alan był śpiący. Kobieta musiała go uśpić, już czas najwyższy. Nucąc cicho jakąś kołysankę zaczęła kołysać chłopczyka w ramionach. Jakiś czas później usnął. Ułożywszy synka w łóżeczku [T.I] spróbowała kolejny raz dodzwonić się do Liama. Za każdym razem odzywała się służbowa sekretarka. ,,Witam tu Liam Payne. Niestety w tej chwili nie mogę odebrać telefonu. Skontaktuj się ze mną później, tylko nie zapomnij". Młoda żona westchnęła i zaczęła sprzątać po obiedzie. Nawet się nie przebrała po pracy, z nerwów o tym zapomniała. Gdy już posprzątała i pozmywała wykonała kolejny już telefon. Bez zmian. Zaniepokojona udała się do pokoju dziecinnego, gdzie bawiła się pozostała dwójka. Dziewczynka uniosła swoją główkę i napotkała wzrok matki
- Mamo gdzie jest tatuś?
- Spokojnie córciu zaraz przyjedzie - odpowiedziała drżącym głosem. Nagle rozbrzmiał dzwonek telefonu. Kobieta szybko pognała i odebrała go.Z każdym wypowiedzianym przez osobę po drugiej osobie słowem [T.I] stawała się coraz bledsza. W końcu musiała przytrzymać się krawędzi komody. Kiedy się rozłączyła szybko wybiegła z domu zostawiając w nim trójkę małych dzieci. Pobiegła do sąsiadki, która była jednocześnie jej przyjaciółką
- Emily! Emily! - wołała już w drzwiach. Łzy spływały jej po policzkach.
- Co się stało? - zapytała dziewczyna zbiegając ze schodów.
- Liam miał wypadek! jest.. jest w szpitalu ja... Z nim jest źle, muszę tam jechać! Ale, dzieci....
- Spokojnie jedź do Liama. Zajmę się maluchami. Jedź do Liama - w tej samej chwili z kuchni wyszedł James, narzeczony Emily.
- Nie możesz w takim stanie prowadzić samochodu! Zawiozę cię. Liam leży w naszym miejscowym szpitalu? - zapytał wkładając jednocześnie buty.
- T..tak... Wiedziałam, ze coś się stało! On nigdy nie spóźnia się na obiad - szeptała kobieta. Emily przytulała ją dodając otuchy.
- On jest silny, wyjdzie z tego. Na pewno!
Po chwili [T.I] siedziała już w samochodzie razem z Jamesem pokonując drogę do szpitala.
- Nie możemy jechać szybciej?! On mnie potrzebuje!
- Przykro mi [T.I], ale na tej drodze zawsze w godzinach popołudniowych jest korek. Liam to mój kumpel, ja również się denerwuję.
- Przepraszam... po prostu mnie to przerasta... Tak bardzo go kocham - szeptała zdruzgotana.
- Wszystko będzie dobrze - zapewniał
- Nie lubię tych słów - odparła patrząc w okno.

Pół godziny później parkowali właśnie pod szpitalem. Trzydziestolatka wypadła z samochodu i nie czekając na Jamesa pognała do szpitalu. Po chwili przyjaciel dogonił ją i razem już szukali pokoju numer 206. Gdy tylko go znaleźli [T.I] pchnęła drzwi. James w tym czasie rozmawiał z lekarzem prowadzącym. To co kobieta tam ujrzała, całkowicie ją złamało. Jej mąż, jej kochany mąż leżał nieprzytomny i biały jak kreda. Włosy zazwyczaj postawione na żel miał skryte pod bandażem. Na nosie miał maskę tlenową. Podłączony był do respiratora, co oznaczało, ze nie może oddychać samodzielnie. W dłoń miał wkutą igłę odprowadzającą rurkę do kroplówki. Oczy miał zamknięte, rzęsy spoczywały na bladych policzkach. Pierś unosiła się ledwo, ale unosiła. Lewa ręka była złamana, tak samo jak prawa noga. Na twarzy widniały liczne zadrapania.
- Liam... Oh Liam! - załkała podbiegając do bruneta. Wtuliła się w jego tors i trzymając go za rękę wypatrywała zmian na jego twarzy.

I tak minął miesiąc. Od tamtej chwili Liam ani razu nie otworzył swoich brązowych oczu. Zapadł w śpiączkę, jego stan określany jest jako stabilny, mimo to lekarze rozkładają ręce. Nie ma pewności, czy kiedykolwiek się obudzi. [T.I] całymi dniami przesiaduje przy nim, nawet zasypia. Dziećmi zajmuje się Emily, za co brunetka jest jej bardzo wdzięczna. Brakuje jej Liama. jego śmiechu, głosu, pocałunku na obudzenie i utulenie.Jego silnych ramion i czułych gestów. Załamała się. Już dawno nie widać było u niej uśmiechu i radości. Tylko rozpacz i przygnębienie. Troskliwie go pielęgnowała. Zmieniała pościel, poprawiała koszulki, myła..... Odłączyli go już od respiratora i zdjęli maskę tlenową. Oddychał samodzielnie, ale nadal był nieprzytomny. Pielęgniarki co pewien czas zmieniały mu opatrunki na głowie i rękach. Gips z nogi został zdjęty. Ręka musiała jeszcze trochę poczekać. [T.I] nie wiedziała co robić. Dzieci coraz częściej pytały o tatę. Nie miała już pomysłów co im odpowiadać. Modliła się do Boga, aby sprawił, ze Liam otworzy oczy. Bez niego nie była sobą, nie była człowiekiem.
Aż pewnego dnia jej modły zostały wysłuchane. Liam otworzył oczy. Patrzył zdezorientowany na [T.I], która zalewała się łzami.
- Przepraszam kim pani jest? I dlaczego tu jestem? - Kobieta otworzyła oczy szeroko ze zdziwienia. Liam jej nie poznaje! Szybko pobiegła po lekarza, który zdiagnozował zanik pamięci.
- Można się było tego spodziewać, upadek był naprawdę poważny. Z czasem zanik powinien ustąpić, ale nie wiem jak długo. Zostawiam teraz państwa samych. - po tej informacji [T.I] stała zdezorientowana i onieśmielona pod drzwiami. Liam patrzył na nią nic nie rozumiejącym wzrokiem.
- Powinna pani.....To znaczy um.....
- [T.I] - szepnęła.
- [T.I] powinnaś usiąść. Wnioskuję, że jesteś moją dziewczyną tak?
- Liam gdyby to było takie proste - jęknęła, ale podeszła bliżej i usiadła przy łóżku mężczyzny.
- Nazywam się Liam? Opowiedz mi coś więcej, proszę!
- Tak, nazywasz się Liam Payne. Masz trzydzieści pięć lat, ja natomiast trzydzieści. Jesteśmy małżeństwem od sześciu lat... - brunet gwałtownie wciągnął powietrze. Nie spodziewał się, że są już małżeństwem! Jest dojrzałym mężczyzną!
- Czy my... Mamy dzieci? - zapytał drżącym głosem.
- Trójkę. Bliźniaki Thomas i Noel mają cztery lata. Mały Alan ma dopiero pół roku. - dziwnie jej było opowiadać własnemu mężowi o ich dzieciach. - Zaczekaj mam gdzieś ich zdjęcia. - przeszukała swoją torbę po czym wyciągnęła z niej portfel. Znalazła w niej trzy małe kwadraciki i pokazała je Liamowi. Brunet opuszkami palców śledził rysy twarzy maluchów.
-Są... są śliczne! - wzruszony uśmiechnął się. Nagle złapał [T.I] za rękę.
- Pomóż mi sobie wszystko przypomnieć, proszę cię!
- Oczywiście - chciała go przytulić, ale nie wiedziała jak zareaguje, więc wolała nie ryzykować.
- Kim jestem z zawodu?
- Masz własną firmę handlującą sprzętem AGD. Właśnie wychodziłeś do domu, gdy przytrafił ci się ten wypadek.... - łzy znowu spłynęły po jej policzkach. Liam otarł je dłonią.
- Nie płacz błagam cię. Daj mi czas, przypomnę sobie wszystko obiecuję!

~*~
Tydzień później został wypisany ze szpitala. Lekarz ostrzegł, ze amnezja nadal może się wdawać we znaki, ale z czasem powinna ustąpić. [T.I] starała się jak mogła aby przygotować Liama na spotkanie z dziećmi, ale to nie było takie proste. Razem ustalili, że powiedzą dzieciom, że Liam wrócił z wyjazdu służbowego. Po drodze mężczyzna kazał zatrzymać się [T.I] pod sklepem z zabawkami. Kupił w nim trzy duże misie. Kiedy przemierzali drogę Payne próbował sobie cokolwiek przypomnieć. Skupił swoje myśli w jednym miejscu...

-Thomas nie biegnij bo się przewrócisz! - Liam krzyczał ostrzegając chłopca. Miał dzisiaj wolne, więc przeznaczył ten dzień na pielęgnowanie ogrodu. [T.I] była już w zaawansowanej ciąży i odpoczywała w cieniu. Payne przycinał gałęzie krzewów, a dzieci bawiły się. Nagle usłyszeli płacz. Liam kazał zostać [T.I] w miejscu a sam pobiegł do źródła dźwięku
- Thomas mówiłem ci, żebyś uważał - zaczął kiedy podszedł do syna. Chłopiec przewrócił się na kostce i zdarł kolano do krwi. Tata wziął go na ręce i zaniósł do kuchni skąd wyciągnął apteczkę. Oczyścił i opatrzył ranę na końcu całując ja aby się zagoiła.
- No ale znamię ci zostanie niestety - westchnął przytulając Thoma.

-[T.I]! Coś sobie chyba przypomniałem! - wykrzyknął uradowany Liam. [T.I] spojrzała na niego zdziwiona odrywając na chwilę wzrok id drogi.
- Naprawdę?
- Tak! Któregoś letniego dnia, kiedy byłaś jeszcze w ciąży z Alanem pracowałem w ogrodzie.Thomas wtedy się wywrócił i miał ranę na kolanie....
- Liam! To prawda! Tą bliznę ma do dzisiaj! Liam przypominasz sobie! Amnezja ustępuje! - Już od dawna kobieta tak się nie cieszyła. Musiała uważać na drogę, ponieważ nie chciała spowodować żadnego wypadku. Dobrze, ze zbliżali się do domu.
Zaparkowali pojazd na podjeździe i ruszyli do domu. Liam był bardzo zdenerwowany. Co chwila przełykał ślinę.
- Będzie dobrze - przytuliła go brunetka dodając otuchy.
- No dobra, jestem gotów. - zdecydowanie pociągnął za klamkę wchodząc do mieszkania. Od razu został przywitany przez Emily i Jamesa, swoich przyjaciół
- Liam! Stary witaj!
- Liaaaaam! Jak dobrze cię widzieć - [T.I] obserwowała to wszystko z boku. Na jej wargach gościł uśmiech. Widziała zdezorientowanie Liama, ale też jego radość. Nagle z pokoju wybiegła dwójka dzieci.
- Tata! - to Noel. Dziewczynka podbiegła do Liama, który ją złapał i podrzucił. Zachowywał się naturalnie, aby nie pokazać dzieciom, że coś jest nie tak.
- Hej księżniczko! Stęskniłaś się za mną?
- Zawsze mówiłeś na mnie ,,kruszynko". Twierdziłeś, ze każdy tata mówi na córkę ,,księżniczka" a ja jestem wyjątkowa. - powiedziała niewinnie dziewczynka. Liam spojrzał zmartwiony na [T.I]. Zagryzła wargę smutna. Wiedziała, ze to nie jego wina.
- No tak przepraszam kruszynko. Obiecuje, ze to się więcej nie powtórzy - pocałował ją w czoło.
- tato zobacz mam nowego samochód! Wujek James mi go kupił - teraz kolej nadeszła na Toma.
- Jaki świetny! - zachwycił się ojciec. Zachowywał się tak naturalnie, może coś zaczęło mu się przypominać?
- Pobawimy się dzisiaj w wyścigi? - zapytał z nadzieją.
- Kochanie, tatuś jest zmęczony po podróży - łagodnie powiedziała [T.I]
- Daj spokój - poprosił Liam.
- No dobrze - najlepiej będzie zostawić ich samych. Dała znak Emily aby poszła po Alana. Liam w tym czasie wręczył prezenty bliźniakom. Misie naprawdę im się podobały. Nagle podniósł głowę i zobaczył prawie rocznego chłopczyka w ogrodniczkach i koszuli w kratę. Chłopczyk poraczkował do niego. Liam podniósł go i przytulił. I nagle uderzyło w niego kolejne wspomnienie.

-Liam.. Liam! To już! Odeszły mi wody..Au! - obudziły go szepty [T.I]. Jak piorun wyskoczył z łóżka pomagając podnieść się żonie.
- Jesteś pewna? - zapytał spanikowany.
- Tak! Jak boli! Auuu! - Mężczyzna w pośpiechu pakował najpotrzebniejsze rzeczy. Zajrzał szybko do bliźniaków. Spały. Pomógł ubrać się dziewczynie i sam to zrobił po czym szybko sprowadził ja do samochodu wraz z torbą. Potem obudził Emily i poprosił ją o opiekę nad dwójką dzieci. Zgodziła się i życzyła powodzenia. Jeszcze nigdy tak szybko nie jechał. Dotarł an porodówkę z [T.I] na rękach i synem w drodze. Godzinę później usłyszał cichy płacz. Był ojcem.....

- Liam? Wszystko dobrze? - troskliwy głos [T.I] sprowadził go na ziemię.
- T..tak. Przypomniałem sobie kolejną rzecz.
- Naprawdę?! Co to było?
- Obudziłaś mnie w środku nocy... odeszły ci wody.. poprosiłem Emily aby się zajęła dziećmi i pojechaliśmy do szpitala....
- O Boże Liam jest coraz lepiej!
- Gratuluje Payno! - poklepał go James - Oby tak dalej. - Liam uśmiechnął się do niego niepewnie. Usiedli do obiadu i dalej wspominali. Za każdym razem coraz więcej mu się przypominało. Wszystko szło dobrym planem.
Wieczorem, gdy [T.I] ścieliła łóżko do sypialni wszedł Liam.
- Czemu jest tu tylko jedna poduszka? - zapytał zdziwiony. Żona uniosła głowę.
- Bo ja będę spać w pokoju gościnnym. Rozumiem twoje uczucia Liam. Wiem, ze musisz przywyknąć spokojnie.
- Ale ja nie chcę spać sam! Kocham cię, mimo, ze jeszcze wszystkiego nie pamiętam. jesteśmy małżeństwem i chcę abyśmy spali razem. A co jeśli coś sobie przypomnę? [T.I] zostań, potrzebuję cię! - widziała desperacje w jego oczach.
- Dobrze, zostanę. - uśmiechnęła się. I wtedy Liam zrobił coś czego nie spodziewałby się nikt. Przytulił mocno [T.I] i ją pocałował. Namiętnie. A ona mu odpowiedziała. Bała się, ze po tym wszystkim, jak nie będzie pamiętał w ogóle nie obdarzy jej żadną czułością. Ale w końcu się przełamał! Nareszcie zaczęła dostrzegać świat w jasnych barwach

Jakiś czas później [T.I] zabrała Liama do jego własnej pracy. Liczyła, ze może tam coś sobie przypomni. Z każdym dniem było coraz lepiej. Codziennie przypominał sobie nowe szczegóły jak na przykład to, że na pierwszą rocznicę ślubu chciał zabrać ją do domku nad jezioro i po drodze zepsuł im się samochód, czy to jak na urodziny kupił jej kubek z napisem ,,Gospodyni domowa" za co odwdzięczyła mu się kubkiem z napisem ,,Najlepszy  Rolnik Na Świecie". Coraz więcej też wiedział o swoich dzieciach. Teraz czas na inne poznawanie świata.
Weszli do biura i windą wjechali na ostatnie piętro do jego gabinetu.
- To jest Twoja sekretarka i nasza znajoma - Bella. - wskazała na kobietę siedzącą za biurkiem. Dziewczyna podniosła się. Mogła mieć około dwudziestu pięciu lat. Włosy miała związane w koka, nosiła okulary i lekki makijaż. Ubrana była w czarną smukła spódnicę z wysokim stanem i wpuszczoną w nią białą koszulę. Na nadgarstku widniał złoty zegarek i kilka ładnych bransoletek.
- Witaj Liam! Jak się czujesz? - przywitała się wyciągając rękę.
- Jest dobrze. Coraz więcej rzeczy sobie przypominam - odparł z uśmiechem i po chwili się rozejrzał - Woah! To wszystko jest moje?!- rozglądał się zdziwiony.
- Oczywiście - uśmiechnęła się Bella. Liam spojrzał i nagle mu się coś przypomniało....

- Dzień dobry. Jestem Liam. Pani w sprawie pracy tak? - zapytał mężczyzna młodą dziewczynę, która właśnie weszła do jego gabinetu
- Tak jestem Bella Nillson. Szukam posady sekretarki.
- Proszę bardzo usiąść. Zadam pani kilka pytań
.....
- Gratuluję, ma pani tę pracę.
- Dziękuję, kiedy zaczynam?
- najlepiej by było jak od jutra - zachichotał Payne
- W porządku, to do jutra!

- Przypomniałem sobie właśnie naszą umowę o pracę - zwrócił się Liam do Belli.
- No to świetnie, wiedziałam, ze ci się uda. Mnie się nie zapomina - zaśmiała się dziewczyna.
- Będziemy już jechać prawda? - zapytała [T.I] - muszę nakarmić Alana.
- Tak oczywiście. Do zobaczenia Bella - pożegnał się z z sekretarką
- Do widzenia!

I w końcu po kilku tygodniach Liam odzyskał całkowicie pamięć. Był wdzięczny swojej żonie i przyjaciołom, że go nie zostawili. Zaczął spędzać z rodziną jeszcze więcej czasu niż wcześniej, a jego miłość do [T.I] wzrosła. Byli wzorem miłości. Ta przygoda nauczyła ich, ze prawdziwa miłość i oddanie mogą zaradzić wszystkiemu.





   ,,Bo­je się, że pew­ne­go dnia stracę to wszys­tko co nie dość kochałem.
Pa­miętaj i nie wa­haj się  kochać te­go co kochać warto. ''

czwartek, 1 maja 2014

Louis Tomlinson imagin




Hej tu Ruda ;)
Imagin z Louisem. ;) Historia banalna ale chcieliście coś wesołego a więc proszę.
Nie lubię pisać happy endów bo mi nie wychodzą. Nie wiem czemu. ;p
Wplątałam tu też Justina bo nie miałam pomysłu kogo by tu można dać. Mam nadzieję, że się spodoba. ;D
Dziś bez dedykacji bo nie jestem zadowolona z tej historii...

Donośny tupot obcasów rozchodził się po alejkach zatłoczonego parku. Z lekkim poirytowanie spoglądałam na zegarek wiedząc, że się spóźnię. Sprytnie wymijałam przechadzających się ludzi co raz mówiąc stłumione przepraszam. Nagle w mojej torbie usłyszałam znaną mi melodyjkę. W biegu wyszukałam komórki i natychmiastowo odebrałam.
- Halo? – furknęłam już lekko poirytowana.
-
Zaraz powinnam być na miejscu – odparłam już trochę delikatniej.
-Cholera! – krzyknęłam gdy z mojej dłoni wypadł telefon, a sama spotkałam się z zimnym chodnikiem.
- Strasznie przepraszam, nic ci nie jest? – zapytał męski głos nachylając się na mnie.
- Nie, raczej – odpowiedziałam z obojętnością i od razu podniosłam się na równe nogi.
- To moja wina. Powinienem patrzeć jak chodzę – tłumaczył się brunet.
- Nie da się ukryć. Ale teraz wybacz ale się śpieszę – odparłam i sprytnie wyminęłam przystojnego chłopaka.
Gdy byłam pewna, że jest daleko delikatnie odwróciłam się w jego stronę i przygryzłam wargę. W środku czułam pewną radość choć sama nie wiem czemu. Nagle znalazłam się pod dużym, strzelistym budynkiem. Bez zastanowienia weszłam do środka i wjechałam na ostatnie piętro. Zdecydowanym ruchem zapukałam do drewnianych drzwi i nie czekając na odpowiedź weszłam.
- Przepraszam za spóźnienie ale coś mnie zatrzymało – usprawiedliwiłam się i zajęłam  miejsce.
- Nic się nie stało i tak jeszcze nie ma managera – wtrącił Justin i lekko musną mój policzek.
- Nikt nas nie widzi nie musimy tego robić – odparłam zaszokowana jego gestem.
- To dla mnie przyjemność – na jego ustach pojawił się uroczy uśmiech a mnie zalała fala wstydu.
- Dobra możemy zaczynać – usłyszałam gruby głos dochodzący zza pleców. Mimowolnie odwróciłam się w jego stronę i posłałam promienny uśmiech do mojego szefa.  -A więc, za 2 dni jest gala rozdania nagród. Następnie bankiet na który musicie iść razem – na ostatnie słowo położył duży nacisk spoglądając na mnie.
-
[T.I] postaraj się – dodał na co ja pokiwałam głową zawstydzając się.
- To nie jej wina. Dopiero zaczyna – usprawiedliwił mnie Justin i pomasował po plecach.
- Nie macie racje. Nie za to mi płacicie. Mam być twoją dziewczyną. A to wymaga poświęcenia- odparłam bez namysłu i podniosłam się z krzesła.
-Do zobaczenia w sobotę – dodałam i opuściłam gabinet.  Nie wiem czemu ale w głowie nadal siedział mi nieznany brunet w parku. Od razu skarciłam się w myślach i ruszyłam w stronę domu aby móc wreszcie odpocząć od całego zgiełku panującego na ulicach.

Promienie słoneczne przebiły się przez ciemne żaluzje rażąc mnie tym samym w oczy. Niechętnie wygrzebałam się z ciepłego łóżka i skierowałam się do toalety. Po porannych czynnościach wrzuciłam coś luźnego na siebie i zeszłam na dół. Gdy nalewałam sobie sok do moich uszu doszedł dźwięk mego telefonu. Spojrzałam na wyświetlacz na którym widniało imię Justin. Odebrał go z lekkim uśmiechem na twarzy.
- Halo? – zapytałam upijając kolejny łyk.
- Pamiętasz o dzisiejszym spotkaniu?- czasami traktował mnie jak ostatnią sierotkę której trzeba wszystko  i o wszystkim przypominać. Lekko się uśmiechnęłam i pokiwałam głową. Po sekundzie się zorientowałam, że on mnie nie widzi.
- Oczywiście – odpowiedziałam zażenowana swoją głupotą.
- Wpadnę po ciebie około 18:00 – zakomunikował i nie czekając na moją odpowiedź rozłączył się. Jeszcze chwilę wpatrywałam się w telefon i go odłożyłam na blat. Usadowiłam się wygodnie w fotelu i włączyłam telewizor. Aktualnie leciał wywiad z „moim” chłopakiem.
„Tak jesteśmy bardzo szczęśliwi i kocham moją dziewczynę” odpowiedział blondyn na pytanie reportera. Od razu oddałam się wspomnieniom.  Załapałam szczęście za nogi które trzymam do dziś. Sama nie mogę uwierzyć, że spotkało mnie coś takiego. Gdy przyjechałam do Londynu byłam sama bez pracy bez perspektyw. Idąc ulicą zobaczyłam pewne ogłoszenie które mnie zainteresowało. Myślałam, że to casting modelek ale to tylko była przykrywka. Tak na prawdę manager Justina szukał dla niego dziewczyny na przykrywkę. To miało pomóc w jego karierze aby zdobył większą sławę. Gdy okazało się, że wybrano mnie była w siódmym niebie. Ale obiecałam sobie, że to praca i tylko praca. Justin to miły chłopak który nadawał się na związek ale nie dla mnie. Był za idealny. Traktowałam go jak przyjaciela, dobrego przyjaciela. Z którym mogłam o wszystkim pogadać i o niczym. Bałam się jednego że on poczuje coś do mnie.

W całym domu rozległ się dzwonek do drzwi. Bez zastanowienia pobiegłam je otworzyć. W progu zastałam blondyna z różą w ręce. Uśmiechnęłam się do niego i wpuściłam do środka.
- Nie trzeba było – odparłam gdy wyswobodził mnie z uścisku.
iveneverbeenafraid:

Louis Tomlinson on We Heart It. http://weheartit.com/entry/65836518/via/Dreamingaboutit
- Było trzeba – odpyskował i wręczył kwiat.  Zamiast dziękuję dałam mu całusa w policzek i byłam gotowa do wyjścia. Wielki przepych, światła jupiterów i błysk lampy od aparatu trochę mnie przytłaczał. Chwiejnym krokiem wysiadłam z samochodu i chwyciłam chłopaka pod rękę. Ze spuszczoną głową szłam przed siebie zasłaniając się od fleszy. Po paru sekundach nagle wszystko ucichło. Znajdowałam się już na moim miejscu wygodnie obserwując całe zamieszanie panujące wokół. Justin co raz do ucha szeptał mi zabawne jak i miłe słówka powodując u mnie śmiech. Nagle przerwał nam prowadzący ogłaszając, że czas zaczynać. Po męczące i nudnej uroczystości przyszedł czas na bankiet. Wszyscy goście skierowali się do Sali bankietowej aby tam zapewnić sobie rozrywkę. W dzikim tłumie zgubiłam znaną mi twarz i zostałam całkiem sama. Nie wiedząc co ze sobą zrobić postanowiłam ulotnić się w ustronne miejsce z dala of gwaru. Udałam się na świeże powietrze. Uważnie rozglądałam się za jakąś ławką którą ujrzałam już po paru sekundach. Usadowiłam się wygodnie i co raz spoglądałam w gwiazdy.
- Można się dosiąść? – nagle czyjś znany mi głos wyrwał mnie z rozmyśleń.
-Jasne, siadaj – odparłam spoglądając ukradkiem na tajemniczą postać.
-Przepraszam czy my się nie znamy? – w tym momencie uświadomiłam sobie, że to ten sam chłopak który potrącił mnie w parku. Na moje ustach powędrował uśmiech a w brzuchu poczułam dziwne mrowienie.
- Tak, to ty wywróciłeś mnie w parku – odparłam i zagarnęłam włosy do tyłu.
- Jeszcze raz przepraszam – można było na jego twarzy zauważyć wstyd. – Jestem Louis – dodał.
- [T.I] – uścisnęłam dłoń blondyna i posłałam mu przyjacielski uśmiech
 Razem z Louisem rozmawialiśmy przez cały wieczór. Spędziłam z nim naprawdę miło czas i dowiedziałam się paru interesujących rzeczy na jego temat. Jedną z nim było to, że jest członie kim zespołu i też nie lubi takich typu imprez. Nawet nie wiem kiedy już musiałam wracać. Bez żadnych namówień skorzystałam z propozycji bruneta a mianowicie odprowadzenie mnie do domu.  Od tamtej pory miną rok a ja bezgranicznie się w nim zakochałam. Niestety on o tym nie wiedział i nie mógł się dowiedzieć. To by zniszczyło mnie, Justin oraz Louisa a tego nie chcę najbardziej. Zostaliśmy przyjaciółmi  i obiecaliśmy sobie, że nic nas nie rozdzieli. Lecz mimo tego wszystkiego ja chciałam więcej. Nie wystarczały mi zwykłe spotkania na stopie koleżeńskiej. Chciałam go pocałować, przytulić powiedzieć kocham cię. Głupi kontrakt, głupie zasady. Wtulona w koc patrzyłam w okno mając nadzieję, ze nagle coś mnie olśni.  Z natłoku myśli wyrwał mnie dzwonek  do drzwi. Niemrawo odpowiedziałam proszę a zza  uchylonych drzwi pokazał się Justin.
- Hej kochanie – przywitał się ze mną czego bardzo nie lubię i pocałował mnie w czoło.
- Hej – odparłam i znów spojrzałam w okno.
- Muszę z tobą porozmawiać, poważnie – w jego głosie można było usłyszeć zdecydowanie i determinację
- O co chodzi? – zapytałam i wyplątałam się z koca. Oboje usiedliśmy naprzeciwko siebie.
- Bo wiesz znamy się już półtora roku – zaczął niepewnie – I przez ten czas poznałem cię bardzo dogłębnie...
- Justin… - zaczęłam.
- Nie przerywaj mi- wtrącił - Ja bardzo się broniłem, ale teraz już nie mogę. Kocham cię [T.I] -  wydukał spuszczając głowę. Nie miałam pojęcia jak się zachować. Co mam w takiej sytuacji zrobić.
- Justin jesteś fajnym chłopakiem. Czułym, delikatnym, ale… -  szukałam odpowiednich słów ale mi przerwano, znów.
- Ale nie jestem Louisem – odparł z kpiną w głosie.
- Przepraszam -  tylko tyle zdołałam odpowiedzieć.
- Nie masz za co. Nie można być z kimś na siłę. Kochacie się nie będę wam stał na drodze – odparł i powoli kierował się do wyjścia.
-Nasz kontrakt jest już nieważny. Szczęścia [T.I] – dodał na koniec i zatrzasną drzwi. Nagle poczułam się jakbym dostała kolejną szansę. Byłam niezmiernie szczęśliwa, a zarazem smutna. Nie mogłam sobie wybaczyć, że musiałam skrzywdzić tak bliską mi osobę. Ale musiałam walczyć o moją miłość tak jak zrobił to Justin. Bez najmniejszego zastanowienia ruszyłam do domu Louisa. Całą drogę układałam sobie w głowie to jak mu to powiem. Nawet nie wiem kiedy stanęłam pod jego apartamentem. Zapukałam niepewnie. Po paru sekundach zobaczyłam bruneta.
- [T.I] ?- spytał zdziwiony – Coś się stało?
-Nie to znaczy tak – plątałam się. Nagle pod wpływem adrenaliny wpiłam się w jego usta. Tak bardzo tego pragnęłam.
- A co z kontraktem ? – zapytał zaszokowany całą sytuacją.
- Jest nieważny. – odparła uradowana na co Louis obdarzył mnie namiętnym pocałunkiem.





    "Sa­mot­na miłość nie is­tnieje… Miłość to su­ma dwóch, wza­jem­nie za­kocha­nych osób…"